Sold My Soul – Sold My Soul

Klasyczny kwartet dał się przez chwilę poznać telewidzom dostając się do program X-Factor. Na wiosnę ukazała się debiutancka płyta, która może zadowolić fanów południowego blues rocka.

Wszystko zaczyna się od riffu i kompozycji naturalnie kojarzącej się z The Black Crowes. Stosowny riff wysmażył szef zespołu – Smok Smoczkiewicz, ale nie żałuje też sobie wycieczek w kierunku hard rocka. Drugą wybijającą się postacią z racji intrygującej barwy głosu jest znany z występów z gitarzystą Cichońskim Łukasz Łyczkowski. „Dream of Yesterday” to mocny i świetnie nagrany początek płyty.

Riff w „Special” mógłby z powodzeniem pojawić się i na wczesnej płycie Black Sabbath i wielu amerykańskich grup końca lat 60. Łyczkowski tworzy z niego osadzonego w teksańskim klimacie blues rocka. Zespół bardzo umiejętnie stosuje w swoich kompozycjach dynamikę, co sprawia, że cały czas jakimś detalem przykuwa uwagę, czy to riffem, czy właśnie niuansami głosu wokalisty.

Bardziej współcześnie, wręcz stonerowo, brzmi początek do „Teraz albo nigdy” by za chwilę zmienić się w utwór bardziej w klimacie Lynyrd Skynyrd. Wydaje się, że ten pełen wybuchowych riffów utwór naprawdę może rozbrzmieć dopiero na koncercie. Zauważalna jest też solówka wykorzystująca momentami slide i wzbogacona o używany w odpowiednich momentach wah wah.

 

„One To Seven” w zabawny sposób przypomina próby grania hard rocka przez zespół Test, ale w istocie to bardziej wyszukana stylizacja, ze zmutowanym głosem. Oprócz oczywistych blues rockowych schematów znów kłania się podukcja wrocławskiego Tower Studio. Tym razem jeszcze jedną niespodzianką jest swingująca partia sekcji rytmicznej.

Powrót do esencjonalnego blues rocka z elementami southernowych zagrywek następuje w „Gonna Have Some Time”. Basista na zmianę z gitarzystą  tworzą pełne oddechu tło do fraz wyśpiewanych w zwrotkach przez Łyczkowskiego. Są ślady przebojowych fraz wokalnych i bliskie uchu fana bluesa solo. A po solówce czeka nas kolejna aranżacyjna niespodzianka. Trzeba przyznać, że Smoczkiewiczowi inwencji nie zabrakło.

W połowie materiału pojawia się balladowy „Can’t Leave You Behind”. Przez trzy minuty jest dość stereotypowo i niezbyt ekscytująco. Ale kiedy do głosu dochodzi cały zespół, wrażenie nudy zaciera barwna, opowiadająca jakąś historię solówka kompozytora.

Sposób komponowania Smoczkiewicza często przypomina Jimi Page, który korzystając ze starych bluesów dostarczał Led Zeps setek genialnych riffów. W przypadku Sold My Soul i „Red Reality” jest w sumie podobnie, ale Łyczkowski nie jest rzecz jasna Plantem. Stąd pierwsze skojarzenie – The Black Crowes. I po raz kolejny zakończenie utworu zaskakuje kolejnym ognistym i kojarzącym się z Led Zeppelin riffem.

Tytuł „Let It Be” nie ma nic wspólnego z przebojem The Beatles. To piosenka bliższa estetyce AC/DC unurzanej w southernowym brzmieniu. Ale umówmy się – zanim Australijczycy podbili świat- w Stanach grało się tak tuż po Woodstock. I znów dość przeciętna kompozycja to raczej kolekcja riffów i przemyślanych zagrywek niż porywający utwór.

We „Wciąż żyję” objawia swój talent autorski Łyczkowski. Posługując się kalkami z innych standardów rocka tworzy zgrabny hymn długowłosego indywidualisty, który dobrze czuje się nie tylko na scenie. I po raz kolejny wielbiciele ognistych solówek granych przy wsparciu myślącej sekcji mają swoje kilkadziesiąt sekund nieba.

W „Lady Winter Blues” gościnnie pojawia się Borys Sawaszkiewicz ze swoimi hammondami i trzeba przyznać, że Sold My Soul robi to całkiem nieźle. Przy okazji bardziej leniwie zagrane riffy dają szansę na pełniejsze wygranie się w solówce liderowi. Gitara zdrowo zawodzi, a o to wszak chodzi. Zakończenie utworu znów wywołuje skojarzenia z największym zespołem świata. I to nie wada.

Bliższa soulowej ekspresji niż klasycznemu hard rockowi jest świetnie gitarowo zaaranżowana piosenka „You Made Me Who I Am”. Silnych akcentów nie brakuje i w tym utworze, a Łyczkowski ma pomysł na interpretację całości. Jest melodia w solówce, jest oddech i przestrzeń w nagraniu.

Po tym znakomitym zwieńczeniu krążka pojawia się hard rockowy bonus – „Nie znasz mnie”. Oczywiście, jak w przypadku pozostałych kompozycji – pełen niespodzianek rytmicznych i o zróżnicowanej dynamice.

Sold My Soul z powodzeniem mogą występować na dużych scenach rockowych. Bardziej trafią do przekonania fanom Led Zeppelin niż ZZ Top, ale i zwolennicy blues rocka w klimacie The Black Crowes znajdą tu wiele przyjaznych nut. Trzymamy kciuki, żeby starczyło im siły by trafić do większej ilości słuchaczy.