United Blues Experience po dwóch latach od koncertowej płyty powracają z ascetycznym krążkiem nagranym w ciągu zaledwie trzech dni w studiu w Kolonii. Mają tuzin Heart Blood Ballads.

I Kossowska i Wolfgang Bernreuther nie udają, że są jakimiś Murzynami, nie silą się na sztuczki z głosem. Chcą grać muzykę bliską bluesowi na swój sposób i jak najbardziej z serca.

Kiedy śpiewają "I Wanna Boogie" robią to zupełnie inaczej - delikatnie, jakby z diabelskim błyskiem w oku, bardziej by zaciekawić, niż z miejsca uwieść muzyką.

Za to w "Blinded By The Night" oprócz gitary akustycznej pojawia się stylowe solo grane na instrumencie podłączonym do prądu, delikatne organy i perkusja. I w obydwu nie ma harmonijki. Ale spokojnie.

W "Everybody's Dancing" odzywają się niezwykle jasne i precyzyjne tony instrumentu firmy Seydel. I to przede wszystkim piosenka Beaty. Niewiele slów, ale jakże proste przesłanie - nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Bo to nie jest zwykły taniec, to życie, czyli taniec na linie. I zagrana jakby od niechcenia solówka, gdzie mamy wszystko, co w harmonijce najlepsze - tempo, riffy, zmiany wysokości tonu. Cudo.

Tempo znów zwalnia, a Beata zaczyna snuć opowieść, któa równie dobrze mogłaby by być ozdobą niejednego folkowego krążka. "If's Too Late To Say Goodbye" zaspiewane w duecie uspokaja, chociaż w głosie Kossowskiej jest mnóstwo żaru. A jej harmonijka znów szybuje gdzieś pod niebami unoszona dźwiękami elektrycznych organów.

I znów zaczyna się pieśń-rozmowa. Tu gadają sobie kobieta, mężczyzna i ta trzecia. Elektryczna gitara, praktycznie pozbawiona zbędnych efektów, grająca stonowane solo, które zamienia się w wyznanie harmonijki.

Ta płyta to także wyraz pewnej artystycznej konsekwencji. Ascetyczna, ale w żadnym razie nie nudna. Wystarczy tylko zanurzyć się w "Givin' Me My Roots". Jest stonowany głos, śpiewane falsetem unisono z gitarą i stylowe słowa. A kilka dźwięków zastępujących solo w zupełności oddaje klimat utworu.

"Beata's Blues" to autorskie, zaśpiewane scatem dziełko Kossowskiej. W swingującym rytmie, z ciekawym ostinato na kontrabasie, a jednocześnie silnie osadzone w bluesie. Sama Beata tę kompozycję dedykowała ojcu, który sprawił, że w sercu artystki zamieszkała muzyka. Harmonijka firmy Seydel w jej ustach jest nad wyraz posłuszna i nadąża za myślami, które poruszają stroiki instrumentu w imponujący sposób.

"It Took Me Years" to fajna opowieść o twardym facecie, który roni dopiero, gdy rozpozna oczy ukochanej w oczach swojej córki. Niewiele słów, a treść całkiem intrygująca. A w tle szczypta organów. Tylko dlaczego te pieśni są takie smutne? A solo Kossowskiej pełne jakiejś słowiańskiej tęsknoty?

Tęsknota nie opuszcza Kossowskiej, kiedy śpiewa "Anna's Song". To niemal kołysanka, zaśpiewana tylko z pomrukami kontrabasu i kilku dźwiękową solówką. Ci artyści naprawdę nie boją sie pokazywac swoich wzruszeń w najprostszy sposób.

Za to "Let Me Be" zbudowane zostało na klasycznym bluesowo-rockowym riffie, oczywiście przewrotnie zagranym na delikatnie brzmiącej gitarze akustycznej. Troszkę tu muzycy popracowali w studiu, bo jest i dograna partia elektrycznej gitary Hofnera i chórki Beaty.

"Stranger In My OWn World" zaczyna się harmonijką prowadzącą melodię jak w najlepszych songach Boba Dylana. Kossowska śpiewa lekko tylko naśladując soulowe wokalistki. Stara się pozostać sobą i nadać nutom osobiste piętno, bez specjalnych ozdobników, raczej dyskretnie pokazując swoje umiejętności. I to kolejny na tym krążku damsko-męski duet. A jakież pyszne wibrato serwuje nam Kossowska-harmonijkarka.

Takie wspólne śpiewanie, czy też uzupełnianie się, to chyba jeden ze znaków firmowych zespołu. Tak właśnie dzieje się w cokolwiek fikcyjnej opowieści "Sarina". Kossowska wcielając się w rolę bohaterki śpiewa scatem, a potem, kiedy tempo przyśpiesza zaczyna szaleć na harmonijce, ciągle zachowując swój czysty i jasny ton.

Tak, United Blues Experience nie są z pewnością zespołem czysto bluesowym. Nie odgrywają standardów, nie używają oklepanych schematów. W swojej muzyce stawiają raczej na emocje, zbędne środki wyrazu zwyczajnie eliminując. Nając oparcie w kontrabasie Wolfgang Bernreuther i Beata Kossowska mogą śpiewać, opowiadać, prowadzić ze sobą dialog. Ale polscy fani chyba najbardziej czekają na momenty, kiedy Kossowska zaczyna grać na harmonijce. Wtedy, cytując niejakiego Fritza Rau, obcują z bluesową anielicą, która zstąpiła z polskiego bluesowego nieba.