Gęsia Skórka Blues Band – Blues w Kominie

Gęsia Skórka Blues Band – zespół, jaki prowadzi Marek Gąsiorowski, złożony z nestorów sceny bluesowej, jak i niemal debiutantów, wydał – ja przystało na rasowych muzyków – krążek koncertowy. „Blues w Kominie” to zapis wieczornego występu grupy podczas Suwałki Blues Festival 10 lipca 2021 roku.

Wszystko rozpoczyna zagrany przez sekcje rytmiczną i organistę z fantastycznym groovem „Saviour”. Utwór, jaki skomponował i nagrał Brytyjczyk Kevin Coyne w połowie lat 70. XX wieku. Tu zagrany z istotnym wkładem w ów groove saksofonu tenorowego Grzegorza Sarokina i ekspresyjnym głosem Michała Kapelki. Właściwie – gotowy hit do radia AOR (adult oriented rock).

Ale bez obaw – Gęsia Skórka Blues Band to przede wszystkim zespół bluesowy. Ich wersja „Everyday I Have the Blues” Sama Lightnin’ Hopkinsa może nie jest perfekcyjnie zmiksowana, ale słychać w niej nie tylko mnóstwo bluesa, ale też wielkie zaangażowanie wspomnianego już saksofonisty Sarokina. Aranżacja w stylu Blues Brothers rozbuja każdego uczestnika koncertu. A do tego nieprzegadane solo lidera – gitarzysty Marka Gąsiorowskiego i widać, że grupa ma potencjał. Także Kapelko stara się stworzyć własną interpretację tego bluesowego evergreena. Jest twórczo, nie – odtwórczo.

Kolejny evergreen na rozgrzewkę, to nieco wolniejsze „Rock Me Baby” B.B. Kinga. Bardziej blues rockowo niż bluesowo zagrany w suwalskim Black Pub Komin, to kolejny dowód na wyczucie koncertowej publiki przez muzyków. I kolejne autorskie solo Gąsiorowskiego. Na drugiej gitarze dyskretnie sekunduje mu rytmicznie Dariusz Chociej. Swoje minuty ma błyszczący często w tle Robert Hajdukiewicz na organach.

Jako, że bluesmani grają przede wszystkim w klubach, trudno się dziwić, że śpiewają o „Nocnych nudach”. Co prawda tekst wyszedł spod pióra pisarki, a zarazem dziennikarki Radia Białystok, ale słychać, że zna temat. A muzycznie? Rasowy biały rhythm and blues jakby urodzony w PRL-u na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. I bardziej chodzi tu nawiązanie do klimatu brytyjskiego białego bluesa, nie o poziom realizacji. I przebojowy refren. Słychać, że się podoba.

Są stacje radiowe, które w piątek na playliście muszą koniecznie umieścić utwór z tym dniem tygodnia w tytule. A że Marek Gąsiorowski jest też rasowym radiowcem, też popełnił takiego rhythm and bluesa. Co prawda tekstowo „Piątek” utrzymuje poziom polskiego bluesa, czyli koncentruje się na imprezowym obrazie piątkowego wieczoru, ale to w końcu pewna umowa estradowa. A ognia w nim i dynamiki o wiele więcej niż u Nocnego Kochanka. I znów saksofon tenorowy robi robotę.

Gęsia Skórka Blues Band przyśpiesza w szalonym boogie „Dyplomowany leń”. Bo warto też przypomnieć, że Marek Gąsiorowski to autor niezliczonych radiowych szopek i z satyrycznym spojrzeniem na życie po prostu się urodził. Tu partią piana elektrycznego popisuje się wspomniany już Robert Hajdukiewicz, a rytm trzyma nestor sceny bluesowej – Mirek Kozioł z pierwszego składu Kasy Chorych.

„I’m Sorry Madam” to następny fantastyczny rhythm and blues, co prawda rymy amory-sorry może nie wznoszą się na wyżyny poezji, za to gra saksofonisty i rockowy pazur Gąsiorowskiego skutecznie poprawiają wrażenie. A interpretacja Kapelki może się kojarzyć z muzycznym myśleniem Andrzeja Zauchy.

„Moje życie, moja sprawa” zaczyna się od znakomitego, mięsistego riffu. I znów mamy odmienną rhythm and bluesową stylistykę. A refren „moje życie, moja sprawa/komu dzisiaj piwo stawiam/do którego pójdę baru/ila tam zostawię szmalu” spodoba się pewnie nie na jednym koncercie. I znów lider nie nadużywając sztuczek technicznych oddaje głos gitarze z idealnym umiarem. W finale gada do nas przede wszystkim saksofon. Właściwa decyzja.

„Słodkie opętanie” może być czymś na kształt „Rzeki dzieciństwa” Gęsiej Skórki – oczywiście pod względem rytmicznym i nośności riffu. Marek Gąsiorowski jako autor nut zdecydowanie ma bardzo dobry gust i wyczucie potencjału poszczególnych fraz muzycznych. I układa te dość oczywiste puzzle po swojemu.

Stacje AOR z powodzeniem mogłyby włączyć na playlisty także piosenkę „Wielki pech”. Tekstowo to trochę reportaż, a trochę produkcyjniak, za to muzycznie zadowoli fanów bardziej rockowego oblicza Dżemu. Pysznie brzmią organy, którym sekunduje tenor, by mieć i swoje chwile chwały. Dzieje się w tym utworze dużo muzycznego szczęścia.

Zespół wpadł też na przewrotny pomysł, by po swojemu zinterpretować absolutny klasyk hard rocka. „Whole Lotta Love” w ich wizji zaczyna się psychodelicznym wstępem, by przerodzić się w pełen groovu funk. Michał Kapelko szaleje wokalnie, bynajmniej nie kopiując Roberta Planta. Za to klawisze grają solo w brzmieniu zbliżonym do piana fendera, czyli znanego z „No Quarter” Led Zeppelin – ciekawe zaskoczenie, podobnie jak stringi w riffie. To łatwo zrozumieć – prawdziwa orkiestra w pubie by się nie zmieściła, ale wizja aranżacyjna jest tu jasna.

Płytę kończy znany z setek interpretacji „Key To the Highway” Muddy Watersa. Zagrany tu z lekkością, z finezyjnym saksofonem, może tylko zbyt knajpiano zaśpiewany. To też zależy od interpretacji słuchacza. Marek Gąsiorowski gra oldschoolowe solo przypominając o historycznym wymiarze tego evergreena.

Mimo znacznych niedoskonałości nagrań słychać w tym graniu wielką pasję i spore umiejętności. Gęsia Skórka Blues Band sprawdzi się w każdym klubie, a ze względu na bogactwo brzmienia i przebojowy repertuar – zarówno anglosaskiej klasyki, jak i utwory autorskie, z powodzeniem może zagrać na dużej scenie każdego bluesowego festiwalu i to nie w roli openera. Do przemyślenia!