Back To New York City to 22 krążek w dyskografii Teda Horowitza, którego świat zna jako Popa Chubby. To także w pewnym stopniu autobiograficzna opowieść o życiu tego bluesmana.

Już tytułowe nagranie świetnie definiuje styl, z jakim przyjdzie się spotkać słuchaczom. Wyraźny, blues rockowy rytm i brzmienie przypominające „Crosstown Traffic” Hendrixa. Ale w końcu wracamy przecież nie na pustynię, tylko do stolicy zachodniego świata – Nowego Jorku. Popa Chubby nie oszczędza gardła, ale przede wszystkim szaleje na gitarze. Wrtko przebiera palcami, nie szczędzi podciągania strun i generalnie – brzmi równie męsko jak wygląda. No i ma genialnie grającą sekcję rytmiczną.

 „She Loves Everybody But Me” to bardziej tradycyjne podejście do bluesa. Chociaż jest w nim duch Chicago, Popa dodaje od siebie mnóstwo energii. Znów jego solo brzmi wyśmienicie, i co ważne, nie zasklepia się tylko w blues rockowych patentach, ale gra bardziej z sercem – po prostu bluesowo, wplatając tylko perełki wirtuozerii.

 „Pound Of Flesh” bliższe jest klasycznemu hard rockowi niż bluesowi. Chubby w tekście przypomina o swoich demonach, czasach narkomanii, a jego głos jest niezwykle rozdzierający i szczery. W tle pojawiają się klawisze, ale w aranżacji nie ma ani krzty przepychu. Realizator wolał dołożyć pogłosu do gitary, niż sztucznie udoskonalać surowy przekaz. Do tego zaskakujące solo w technice zbliżonej do flamenco i rzecz jasna zagrane na gitarze akustycznej.

 Za to „Warrior God” to już wycieczka w stronę psychodelicznego teksaskiego bluesa, w klimacie bliskim może ZZ Top. Ale i z pasją godną Motorhead. Tak, to możliwe. Wszak Chubby przez lata pisał teksty ikonie amerykańskiego punku.

Jedną z dwóch cudzych kompozycji na płycie „Back To New York City” jest „The Future” autorstwa… Leonarda Cohena. Kanadyjsko-żydowski poeta wielbiony w Polsce trafił na blues-rockowego wielbiciela. I trzeba przyznać, że zachowując nostalgię oryginału Popa tchnął w niego nieco życia i dołożył odrobinę szaleństwa rodem z czasów Ziggy Stardusta. Z pewnością oprócz bluesa pan Horowitz dobrze posiadł znajomość wielu innych gatunków muzyki.

 „It’s About You” to kolejny ukłon w stronę surowego rocka, może nawet spod znaku Detroit. Ale tu chyba gitarzysta lekko się pogubił – brzmienie wydaje się za łagodne, a w głosie brakuje pasji. Może celował w radio?

Za to „A Love That Will Not Die” to kołysząca, rockowa ballada. Momentami tak podniosła, ze na granicy śmieszności. Ale na koncercie może zabrzmieć bardzo fajnie. W końcu – kto nie lubi się bujać z zapalniczką w dłoni. Chyba, że nie pali. A przy takiej melodii solo można grać w nieskończoność stojąc na krawędzi sceny i patrząc w oczy blondynkom w pierwszych rzędach.

„Keep Your Wood Pile Dry” to popis gry slidem I odrobina fajnego, korzennego grania. Jeden utwór łączy w sobie kilka bluesowych kanonówi jest bardzo solidną kompozycją. Bez umizgów do radia, czy rozentuzjazmowanych panienek. I ma w sobie rockowego pazura i bluesowe pianino. Można.

Złośliwi powiedzieliby, że „Stand Before the Sun” przypomina brzmieniem niektóre kompozycje Joe Bonamassy, ale w tej piosence jest więcej odniesień do przeszłości niż do demonicznych dźwięków herosa elektrycznej gitary. Trzeba przyznać, ze Chubby ma i fantazję i doskonałe rozeznanie w kanonie rocka.

„She Made Me Beg For It” to mariaż bluesa z funkiem w stylu pierwszej połowy lat 70. Cała realizacja tego nagrania jest niezwykle stylowa, a błyskotliwe zagrywki gitary w dwugłosie brzmią neizwykle świeżo na tle funkujących klawiszy. Znakomite uzupełnienie przeglądu możliwości niezwykłego muzyka.

Dość kontrowersyjnie brzmi zakończenie krążka. „Jesus Joy Of Man Desire” to kompozycja … Jana Sebastiana Bacha. Zagrana, jak przystało na dobrego gitarzystę, w manierze natapirowanych metalowców. Co to ma wspólnego z bluesem? Trzeba mieć nadzieję, ze na żywo Popa Chubby ma lepsze pomysły na popisywanie się swoimi umiejętnościami.

„Back To New York City” to dowód wszechstronnych umiejętności gitarzysty o sporej wrażliwości. Popa Chubby ma w sobie pazur rockmana, bluesowe frazy w niekoniecznie małych paluszkach i mnóstwo energii. Warto zapolować na koncert tego muzyka. Z pewnością zagra niejeden porywający cover.