Marcus Bonfanti ma 27 lat i gra bluesa na giatrze elektrycznej. Jego drugi krążek dokumentuje drogę do panteonu bluesowych sław w Wielkiej Brytanii. Łączy elektrycznego bluesa z folkiem i country, używa różnych technik gitarowych, sam komponuje i śpiewa.

Marcus Bonfanti  to nazwisko zupełnie mi nie znane, do czasu aż jego najnowsza płyta czyli "What Good Am I To You" zagościła w moim odtwarzaczu. Zagościła i jakoś nie chciała stamtąd wyjść. Bo to bez wątpienia bardzo dobra płyta jest.

"What Good Am I To You"  to drugi album w dyskografii młodego (27 lat) Anglika. Debiutował w roku 2008 całkiem niezłym albumem "Hard times". Przez prasę okrzyknięty został nowym brytyjskim herosem gitary. Czy słusznie?  Moim zdaniem ma wszelkie zadatki ku temu.

Niby nic odkrywczego - stary dobry blues czasem podbarwiony folkiem czy wręcz country, ale sposób w jaki został podany budzi wielki szacunek i uznanie oraz daje bardzo wiele radości  słuchaczowi. Sam Bonfanti określa swoją muzykę jako North London blues (od nazwy dzielnicy w której się urodził). Marcus ma mocny głos czasem przypominający Toma Waitsa a czasem Van Morrisona, świetnie gra na gitarze i to zarówno elektrycznej jak i akustycznej. Potrafi też zagrać na harmonijce czy gitarze rezofonicznej lub też użyć techniki fingerpicking.

Mocną stroną płyty są świetne kompozycje. Od pierwszego czyli bluesiora "Will Not Play Your Game" aż do ostatniego czyli spokojnej ballady „Sweet Louise” mamy prawdziwy popis umiejętności kompozytorskich. W międzyczasie możemy usłyszeć: instrumentalny "Tweed Blazer" coś jak "Rude Mood" Stevie Ray Vaughana, minimalistyczny "God Only Knows" (tylko wokal i harmonijka oczywiście w obu tych rolach Marcus Bonfanti), skoczny blues „Messin Round No More”, tytułowy "What Good Am I To You", „Give Me Your Cash” chyba najostrzejszy na płycie, „Bleecker street” ballada z towarzyszeniem gitary akustycznej. A wszystko to podane w niezwykle miłej do słuchania  konwencji akustyczno-elektrycznej.

Kompozytorem  całości jest Marcus Bonfanti on też odpowiedzialny jest wszystkie partie gitarowe a dzielnie go wspierają koledzy z zespołu czyli : Alex Reeves (perkusja), Paddy Milner (instrumenty klawiszowe) i Scott Wiber (gitara basowa). Nazwiska pewnie zupełnie nieznane ale sądzę że warto je zapamiętać.

Często wracam do tej płyty, bo nie ukrywam, że jest to moja ulubiona z tych jakie ukazały się w bieżącym roku. A słuchając jej trochę zazdroszczę Angolom Marcusa Bonfrantiego, który udowadnia, że wcale nie trzeba mieć czarnego koloru skóry ani pochodzić z południa USA aby stworzyć piękną bluesową płytę.

Nie chcę popadać w patos ale uważam, że tak właśnie powinna brzmieć współczesna płyta bluesowa gdzie znajdujemy i pełen szacunku ukłon w kierunku tradycji ale i sporo odniesień do współczesności z dużą dawką świeżości i witalności jakie z pewnością drzemią w młodym człowieku.

Na płycie nie ma żadnego nieśmiertelnego bluesowego standardu, a mimo to płyta klimatycznie niezwykle mocno osadzona w bluesowej tradycji. Piękna. Polecam.

 

Robert Trusiak