SBB to nasza muzyczna legenda. Zespół, który w latach 70. XX wieku był chyba najważniejszą formacją rockową w kraju, a bieglością instrumentalną konkurował tylko z muzykami Czesława Niemena. Po latach trio, choć z innym perkusistą, jest w znakomitej formie i ciągle ma ochotę grać muzykę pełną prawdziwej pasji i dobrego ducha.

Krążek rozpoczyna lekko metalowa w klimacie "Etiuda Trance". I od razu słychać, że to SBB i że Skrzek nadal uwielbia grać solówki na mini moogu i szarpać struny basówki. A potem zaczyna się raj.

"Los człowieka" to od pierwszych nut ballada wręcz wyśmienita. Rewelacyjnie nagrany głos Skrzeka w studiu w Lubrzy i przejmujące słowa Aliny Skrzek wywołują drżenie serca, efekt psuje może nieco grany w szybszym tempie refren, ale ta kompozycja to też gitara Lakisa, no i materiał typowo singlowy i szlagier na koncerty.

Józef Skrzek nigdy nie wyparł się swoich bluesowych korzeni. I o tym traktuje jego autorska piosenka "Red Joe". "Kiedy byłem młody lubiłem grywać bluesa" - śpiewa Skrzek, a Apostolis gra w zupełnie niebluesowy sposób - kolorowo, barwnie, wyjątkowo. Ten facet ma brzmienie i nie boi się eksperymentów.

Tak bardzo się nie boi, że napisał instrumentalny utwór "Święto Dioni" ozdobiony jedynie wokalizą. Takiej kompozycji z pewnością nie powstydziłby się Joe Satriani. Do tego świetny rytm i pulsujący fortepian. Niezwykle urokliwe niespełna trzy minuty. I do tego znów odzywa się mini moog.

"Szczęście jak na dłoni" to następny hymn napisany przez Skrzeka. Od lat umie on bowiem pisać przebojowe melodie i zaśpiewać je z pasją. I trudno mu nie wierzyć. A Lakis dodaje kompozycji powietrza, wykorzystując niemal akustyczne brzmienie swojej gitary elektrycznej. No i znów znakomicie wyeksponowany fortepian. Oj, studio w Lubrzy staje się jednym z najciekawszych miejsc, w których powstają nowe polskie płyty.

Józef Skrzek może nie jest Karolem Szymanowskim, ale w piosenkę "Doliny strumieni" wplata góralskie nuty jak twórca Króla Rogera. Niezwykle ciekawie to brzmi i w dodatku muzycy grają w nieparzystym rytmie. Ale to przecież SBB, a nie zwykły rock and rollowy gang.

I znów kolejna instrumentalna kompozycja Anthimosa Apostolisa. Świetnie wpasowuje się w klimat krążka, nie przytłacza nadmiarem nut, daje miejsce na refleksję i odpoczynek. Chyba Lakis w instrumentalnych utowrach tworzonych na płyty SBB spręża sie bardziej, niż komponując nuty na swoje solowe produkcje. A może po prostu Józef Skrzek dokładnie wie, co chce pokazywać światu pod szyldem SBB.

"Blue Trance" to piosenka, którą zaczyna mocny, rockowy riff. I niestety wyjątkowo grafomański tekst. I chyba muzycy w takiej formule nie sprawdzają się szczególnie dobrze. Pewnie na koncercie to będzie okazja, żeby Skrzek wstał od klawiatury i stanął przed mikrofonem z gitarą basową. A przecież nie musi. I tak przykuwa uwagę wiernych fanów.

Po tej kontrowersyjnej kompozycji w świat łagodnego smooth jazzu kołyszącego się latynoskimi rytmami zabiera nas znów Lakis. Ale i Skrzek ma tu swoje doskonałe partie na mini moogu. Brzmienie tego wiekowego instrumentu bardzo kojarzy się z SBB i nadaje grupie jakiejś progresywnej szlachetności. I właśnie takim wolę widzieć Skrzeka - artystą szukającym brzmienień na klawiwturach niż rock and rollowym krzykaczem. Wszak i Pesel zobowiązuje.

I dlatego serce zamiera w piersi, kiedy Józef Skrzek tylko z fortepianem intonuje "Pamięci czas". Wtrąca niemal klasyczne pasaże i śpiewa dojrzałą opowieść, która przeradza się w następny wielki song SBB. Tu grafomania tak nie razi. Piękne nuty uzasadniają patos zawarty w słowach, no i w końcu to płyta rockowa, nie tomik poezji.

Podstawową wersję krążka kończy instrumentalna "Coda Trance". Takie SBB też znamy od lat i na takie dźwięki fani z pewnością czekają. Syntezatory budują grozę, trochę więcej nut może zagrać na bębnach Gabor Nemeth, a i sam Skrzek pozwala sobie na szaleństwa na mini moogu. I kto wie, czy to nie jest najlepsza kompozycja na całym krążku?

W wersji digipack wydawca wzbogacił "Blue Trance" o utwory "Pentatonica" i "Going Away".