Blues to nie tylko muzyka, której można słuchac przy piwie, bo już nie z papierosem w zębach. To cała kultura, której historia liczy sobie więcej, niż mogłoby się wydawać. A jeśli ktoś lubi niezbyt długie książki napisane ze swadą, humorem ale i wielką porcją eurudycji, nie zawiedzie się. Ba, przyjemnie spędzi czas na lekturze i prawdopodobnie sięgnie po niezłe płyty.

A Jakubowski zdecydowanie sięga do korzeni. Zabiera czytelnika do delty Mississippi, pokazuje tło społeczne, w jakim przyszło kształtować się bluesowi. I każde niemal zdanie na koniec rozdziału znajduje uzasadnienie w pracach innych specjalistów. Nie jest wyłącznie fantasmagorią mieszkańca Europy Wschodniej, a zaangażowanego w sięganie do źródeł wielbiciela najróżniejszych odmian bluesa.

Jakubowski podróżuje po całej Ameryce, jakby mieszkał tam od zawsze, wrzucał miedziaki do szaf grających, a swoją szafę mial wypełnioną płytami nagrywanymi jeszcze na 78 obrotów. I czuć, że przez lata słuchał bluesa, by móc dziś patrzeć na niego z pewnym pobłażaniem ale i z czułością. Dlatego pozwala sobie na subtelny atak na innych recenzentów wytykając wielu grafomanię. Łatwo oskarżać, trudniej zdefiniować, jak według autora winna wyglądać prawidłowa bluesowa recenzja, ale ważne, ze nie boi się wtykania przysłowiowego kija w mrowisko.

Jakubowski nie ogranicza się jedynie do Stanów Zjednoczonych. Przypomina brytyjską eksplozję bluesa w latach 60. XX wieku, sprawdza jak bardzo blues zakorzenił się w kulturze popularnej i zastanawia, czy wybielanie czarnej muzyki jej służy i jaki jest sens takich poczynań. A dla ciekawych przygotował nawet rozdział traktujący o jakże ludzkim, erotycznym wymiarze bluesa. I niech was nie przerazi wstęp. Później natłok pojęć zrozumiałych tylko absolwentom filozofii ustępuje miejsca prawdziwym emocjom, jakie muzyka czarnych wywołała u pewnego białasa z pradawnej stolicy Polski.