Dżem to instytucja, ale nie można zapominać, że to również żywy zespół. Muzycy maja prawo po sześciu latach nagrać coś nowego i stawić czoła własnej legendzie. I powinni sprawdzić, czy jeszcze rosną im skrzydła u rąk.

Krążek rozpoczyna niemal pastiszowy blues, jakby w klimacie Claptona. "Koniecznie" pod pretekstem kpiny z samych siebie zadaje właśnie fundamentalne pytanie - o to, czy skrzydła jeszcze rosną u rąk. Infantylny tekst (rock and rolla szyj) zostaje podany z werwą i zarejestrowany z nieźle brzmiącym chórkiem. I wydaje się, że dojrzali muzycy profilaktycznie puszczają oko do słuchaczy, żeby nie traktowali szyldu grupy ze śmiertelną powagą, tylko cieszyli się, że to po prostu muzyka, muza?

"Partyzant" to już murowany dżemowy klasyk. Szeroka melodia, fajny, niepokojący i bardzo prosty riff na początek. Piano elektryczne robi klimat, ale i tak podświadomie czuje się napięcie przed burzą. Przed gitarowym sztormem Styczyńskiego. Ale zanim Balcar odda głos gitarze, śpiewa naprawdę swoim głosem, nie siląc się i nie udając nikogo. Tylko ten tytułowy partyzant, wydaje się niepotrzebną stylizacją w kontekście... wydobycia ropy naftowej. Świetny numer i murowany koncertowy hit. I radiowy singiel.

Dżem od początku nie był zespołem tylko bluesowym. I tym razem bawi się różnymi gatunkami muzycznymi. "Ani dużo, ani mało" to piosenka o funkowych zwrotkach i zdecydowanie niezbyt udanym refrenie. Za to Balcar opowiada tu niezłą miłosną historię. Chyba nadal jest zawieszony między dżemową hipiserką, a estradą popową, gdzie można się wyśpiewać. W tej piosence dzieje się sporo, a w pewnym momencie zmienia sie w zaskakujące pole do improwizacji. Pole mroczne, pełne duchów przeszłości i dające możliwość do wygrania się nie tylko gitarzyście. Oważny zabieg.

"Bujam się" to następny utwór, za jaki fani kochają Dżem. Blues-rock w wolnym tempie, toczy się jak walec. Balcar wciela się w bezdomnego, prowokuje opisem drzemki w kościele i śpiewa w refrenie "bujam się i broda rośnie mi". I śpiewa naprawdę ciekawie. Nie boi się w tekście naturalistycznego opisu bezdomnego, ale bezdomnego chyba z wyboru. Trochę przypomina ta kompozycja piosenki Harlemu z Ryszardem Wolbachem, ale kiedy słychać frazę "Boże, ratuj mnie" a na pomoc przychodzi Styczyński z gitarą, nie ma wątpliwości, kogo słuchamy.

"Wolności dni" zaczyna typowo amerykański zestaw akordów, ale po chwili wchodzi rytm reggae zmieszany z rockiem. Momentami ta piosenka przypomina sto innych nie wyłączając Oddziału Zamkniętego, ale to chyba nikomu nie będzie przeszkadzało. A i gitara solowa nie pozostawia złudzeń - reggae to tylko pretekst do zmiany klimatu. I nie przeszkadza nawet "lokomotywa Słońca" w tekście. Grają chłopaki z radością i ciekawie. I dobrze.

"To wszystko co mam" zaczyna harmonijka ustna. I słowa: "pustynia życia a pośrodku ja". I od razu wiadomo, ze wolne tempo, fortepian i piano elektryczne stworzą znakomite tło do emocji, które muszą się pojawić. A Balcar śpiewa w klimacie Riedla, w tekście wspominając matkę, ucieczkę, utracony i nieubłaganie miniony czas. I nawet jesli to tylko artystyczny zabieg, trudno mu nie uwierzyć. A refren, w którym zapowiada podróż i liczy, że nie wszystko stracone musi nieść się wśród tłumów na koncertach. Jest tu i oddech i dramatyzm i przestrzeń na niespiesznie rozwijające się solo gitarowe w dialogu z pianem.

Nigdy nie wiadomo, czy najbardziej prosta piosenka nagle nie stanie się tą najważniejszą. Kto wie, czy taki los nie spotka utworu "Do przodu". To kolejne rozliczenie z życiem z lekkim przymrużeniem oka w rockowo-bluesowym sosie. Z prościutkim refrenem i optymistycznym tekstem, który już zwrócił uwagę fanów. Czas pokaże, ale na pewno "bądź przyjacielem swym, a zaczniesz na nowo żyć".

"Za to, że żyję" zaczyna motyw na basie, a potem pojawia się gitara jakby na scenie był Perfect, a nie Dżem. A i Balcar śpiewa w nieco innym klimacie. Zespół gra klasycznego, amerykańskiego rocka jakby w stylu połowy lat 80. XX wieku. Umie zwolnić, a Balcar zastanowić się nad tekstem i zaśpiewać niezwykle szczerze. Tak, ta piosenka skłania do refleksji, nie mniej niż inne. Schowana pośrodku albumu pokazuje, że Dżem jest naprawdę wrażliwym zespołem niekoniecznie, kiedy piłuje blues-rocka.

"Leci muza" ma w sobie trochę amerykańskiego boogie. Ale tekst jest o Polsce, o pięknym krajobrazie, którego czasem nie mamy czasu zauważyć. Ale od czego jest muza? Naprawdę ciekawy pomysł na tekst, niekoniecznie dopasowany do dźwięków, ale to subiektywna ocena. Zespół pokazuje jeszcze jedną swoją twarz. Chyba warto było poczekać sześć lat na nowy materiał.

Jest też i niemal rock and rollowy riff. Od prostego rocka zaczyna się "Nie patrz tak na mnie" i rozwija jak amerykański rock. Typowa praca gitar, dużo podciągniętych strun, piano grające boogie w tle, gęste bębny i rockowy riff w bridgu. Może tylko chciałoby się, zeby balcar zaśpiewał tu jeszcze ostrzej? Zespoł nagrywajac musiał się świetnie czuć, bo z utworu bije radość grania, a nuty same ulatują spod palców. I jest miejsce na wyeksponowanie blues-rockowej pasji szarpania strun przez Styczyńskiego. I słusznie.

"Strach" to mocne i mroczne oblicze grupy. Riff zdecydowanie rockowy, niemal w klimacie... TSA. I chyba ten nastrój udzielił się wokaliście. Zespół daje mu miejsce do zaspiewania. Między mięsistymi gitarami jest miejsce na śpiewanie niemal tylko z bębnami. A i perkusista pokazuje, że zna klasykę rocka. Giatrzyści rozmawiają ze sobą w długiej partii solowej i tylko można sobie wyobrazić, ile będzie radości z takiego grania na żywo.

"Szara mgła" zaczyna się od melodii zagranej na harmonijce. Na szczęście Balcar nie sili się już na reportaż wcieleniowy z życia kloszarda, tylko spiewa o miłości. Zespół delikatnie kołysze do rytmu, perkusista pałki zamienił na miotełki, a wokalista może sobie ładnie pośpiewać. Bo i w utworze wykorzystano nieco więcej, niż trzy akordy. Wszystko się uspokaja, a harmonijka kołysze do snu i koi ból. Zaczarowany świat istnieje.

Fani Dżemu tę płytę pewnie dawno już mają, dziewczyny może przekonać słodki głos Balcara, zagorzałych gitarzystów kolejna porcja fajnych dźwięków nie tylko od Styczyńskiego. Nie szukajcie na tej płycie poezji czy niespodzianek. To nie ten zespół. To po prostu Dżem.