The Rides – Can’t Get Enough

The Rides to zwołana ad hoc supergrupa, którą tworzą Stephen Stills, Kenny Wayne Shepherd I Barry Goldberg. Nagrali solidną porcję typowo amerykańskiego blues rocka.

Krążek rozpoczyna autorski utwór Goldberga, Stillsa I Shepherda – „Roadhouse”. Ciężkawy blues rock brzmi soczyście, ale jakby za mało w nim gitarowego szaleństwa. A przecież mamy na pokładzie Shepherda.

 

„That’s a Pretty Good Love” Big Maybelle brzmi lekko i rhythm and bluesowym sznytem przełomu lat 50. I 60. XX wieku. Pochód fortepianu kojarzy się nieodparcie z „Hit the RoadJack”, za to wreszcie możemy nacieszyć uszy solidna porcją gitarowego grania solowego. Niecałe trzy minuty esencji białego bluesa.

„Don’t Want Lies” to hipisowsko napisana, zaaranżowana i zaśpiewana autorska ballada trójki firmującej album. Jest i elektroakustyczna gitara i kołyszący rytm, jakim często raczył nas choćby Peter Green i żeńskie chórki z psychodelicznymi wstawkami. Rzecz bardzo urokliwa.

Co najmniej dziwacznie w tym zestawie brzmi kompozycja ojca chrzestnego punku, czyli Iggy Popa. Jego „Search and Destroy” przykrojone zostało na potrzeby jakiejś popołudniówki radiowej i nie ratuje piosenki nawet niezła solówka.

Bardziej rock bluesowo balladowo objawia się tytułowa pieśń „Can’t Get Enough”. Z porządnymi, mrocznymi chórkami, grzmiącymi dźwiękami fortepianu i ostrym, zdartym życiem głosem może się podobać. A i punktu kulminacyjnego nie powstydziliby się hard rockowi giganci.

 

Najbliżej bluesa jest trio, kiedy na warsztat bierze najpierw kompozycję Muddy Watersa „Honey Bee”, a później w cokolwiek chicagowskim stylu wykonuje pieśń Elmore Jamesa „Talk To Me Baby”. Jest ogień i dobra praca gitarzystów i pianisty.

Pomiędzy tymi standardami znalazł się mega przebój Neila Younga „Rockin’ The Free World”. Po co? Akurat tu zespół gra z większą pasją niż w piosence Popa, ale jednak wolimy oryginał.

Także „Only Teardrops Fall” to bardzo udana własna kompozycja tria. I dużo ciekawsza niż otwierający krążek „Roadhouse”. I jedna z najlepszych na płycie.

„Word Game” kończący ten nierówny zbiór piosenek to piosenka, która wcześniej pojawiła się na solowej płycie Stillsa, teraz zelektryfikowana bliższa jest jednak rockowi niż bluesowi, ale broni się znakomitymi solówkami gitar.

The Rides nie odkrywają Ameryki. Mieszkają w niej i taka muzyka wypływa z nich w naturalny sposób. Bardzo dobra, acz całkowicie nieistotna, płyta.