Bo Wild Flame to zespół, w którym nie ma przypadków, co najwyżej cudowne zrządzenia losu. Każdy fan bluesa pamięta ostrowski Fire Band – z niezapomnianym Benedyktem Kunickim jako wokalistą i jego fantastycznym synem – Oskarem – stylowym gitarzystą, który przed uderzeniem w struny ma przeanalizowaną każdą nutę. Gra z sercem, ale zawsze w bluesowych ryzach uczciwości. Bo „fire” ma być tylko w nazwie, nie w niczemu nie służących fajerwerkach przebierania palcami po gryfie. I tak jest w Wild Flame.
Jeśli zakłada zespół – do współpracy zaprasza równie utalentowanych muzyków. Ostoją spokoju jest uśmiechnięty basista Tomasz Szukalski, a zawsze szczęśliwy z możliwości grania przed publicznością Bartosz Niebielecki – co i rusz ubarwia swoją grę na bębnach niesamowitymi uderzeniami. I tylko fani dziwią się – jak on spamięta te wszystkie utwory, grając na co dzień co najmniej w 10 projektach niemal jednocześnie.
Siedzący na uboczu sceny Sebastian Łobos doskonale zna kanony grania bluesa, rhythm and bluesa czy funku. Bo Wild Flame nie zamyka się w ortodoksyjnej stylistyce. Przez lata organizacji najbardziej przyjaznego fanom festiwalu – Jimiway Blues Festival – podejrzeli nieraz tajemnice sukcesu wielkich tej sceny. Tajemnicę banalnie prostą – nie zanudzić słuchaczy. I na koncercie Wild Flame nudzić się nie sposób.
A cudowne zrządzenie? Też jest. To przyjazd do Polski Adeamy Walkowiak – wokalistki z klasą, która z miejsca zdobywa sobie sympatię publiczności. Widać, że jest tak zwanym zwierzęciem scenicznym i przede wszystkim – lubi śpiewać, dzielić się ze słuchaczami każdym dźwiękiem. I każdy koncert Wild Flame jest właśnie taki – śledźcie ich trasy, bo warto.