Mrozu, zdobywca pięciu Fryderyków, był czarnym koniem tego festiwalu. Bo za mała zawartość bluesa w jego piosenkach. I rzeczywiście – Łukasz Błażej Mróz woli rhythm and bluesa jako bazę do pisania swoich przebojów, a że to baza szlachetna, to i fani dobrej muzyki podłapują ją z miejsca.
I nie chodzi tylko o „Złoto”, czy „Jak nie my to kto”. Chodzi o brzmienie, pomysły na aranżację, a nawet sceniczny image. To wszystko przyciągnęło do Suwałki Arena tłum słuchaczy.
Zaskoczonych, zadziwionych energią, jaką mają w sobie The Brew. Power rock bluesowe trio nieraz grało w Polsce, ale chyba po raz pierwszy w tak wielkiej hali.
I pewnie sami nie spodziewali się, że poderwą tłumy z najlepszych miejsc do okazywania swoich uczuć wobec rock and rolla bliskiego pierwotnemu hard rockowi.
Ale Suwałki Blues Festival to także koncerty bezpłatne. Plac Marii Konopnickiej tętnił muzyką, i nawet jeśli to były nieśmiałe próby bluesowania, publiczność słuchała ich bardzo życzliwie.
Ale festiwal to także nocne życie. A w pizzerii Rozmarino, czy też Przystanku Rozmarino, Blues Fighters nie brali jeńców.
Zdarzają się im koncerty lepsze lub gorsze – w czwartkową noc zdopingowani przez znakomicie bawiącą się publiczność dawali z siebie wszystko – w sposób całkowicie niewymuszony.
A kiedy zespół lubi grać – publiczność lubi go słuchać i bawić się razem z nim. W nowym miejscu na festiwalowej mapie - Kura na Chłodnej - zagrał Hardy Blues Band.
Pierwsze rozpoczęcie festiwalu to tradycyjnie już odsłonięcie tablicy wmurowanej w deptak ulicy Chłodnej. I kiedy widać, że prezydent miasta nie udaje radości z rozpoczynania festiwalu – słońce pojawia się nad pogodnymi Suwałkami od razu.