65-letni Joe Louis Walker nagrał właśnie 25 album w swojej karierze. „Everybody Wants A Piece” brzmi świeżo I, co najważniejsze, wykracza momentami poza ortodoksyjne bluesowe schematy.
Początek płyty należy do świata blues rocka z elementami funky. „Everybody Wants A Piece” idealnie nadaje się na otwieranie koncertów. Potężny perkusyjny break, wyrazisty riff gitary grany dwudźwiękami, kolejne ostro brzmiące zagrywki wprowadzają pewnego rodzaju ekscytację u słuchaczy, a sama solówka ma w sobie mnóstwo ognia.
„Do I Love Her” Taj Mahala zaczyna się od przejmującego dźwięku harmonijki ustnej. Walker śpiewa z pasją, podczas gdy akompaniujący mu muzycy - Phillip Young (klawisze), Lenny Bradford (bass), Byron Cage (bębny) dają z siebie maksimum energii. A rockowy riff w tle tylko wzmaga ciśnienie.
„Buzz On You” to dość oczywiste boogie, w którym brzmienie Hammondów zostało zamienione na barowe pianino, a Walkerowi towarzyszą chórki. I znów interesujący bridge ożywia dobrze znaną formułę, a sam Walker zupełnie inaczej interpretuje ten utwór w stosunku do poprzednich.
Smacznie zaczyna się robić wraz z piosenką o znamiennym tytule „Black & Blue”. Niby to jakaś rockowa ballada, ale jak zaśpiewana. W refrenie zamienia się bardziej w rhythm and bluesa, ale ma tak radiowe brzmienie, że z powodzeniem mogłaby zabrzmieć w jakiejś popołudniowej audycji, nie tylko po północy. Solo zagrane z wah wah, ciekawym, ciepłym brzmieniem, ale też i z gorącym sercem utrzymuje emocje na najwyższym poziomie.
Funkowo bluesowo, z szeroką frazą Walker zaczyna śpiewać „Witchcraft”. Jest w tej pieśni mnóstwo oddechu, a jednocześnie potęga brzmienia, pulsacja Hammondów i gitarowe responsy, o jakich tylko pomarzyć. W aranżacjach odzywają się chórki, a całość znów może być wzorcem radiowego przeboju dla dorosłych.
„One Sunny Day” brzmi, jakby powstałą specjalnie dla audycji w rodzaju „Bielszego odcienia bluesa”. Wokal poprowadzony unisono z partiami gitary, późniejszy rockowy shuffle i takież bridge pokazują, że można w formule znanej zgoła od pół wieku choćby z nagrań The Yardbirds i Led Zeppelin odnaleźć swoją duszę.
Instrumentalny „Gospel Blues” rozpoczynają oczywiście hammondy, ale palma pierwszeństwa należy do gitary Joe Louis Walkera. Absolutnie wzorcowy numer, uczący jak w prosty sposób, kilkoma nutami i odpowiednią dynamiką wprost przemawiać do słuchaczy.
Standard „Wade in the Water” na płycie „Everybody Wants A Piece” dostaje skrzydeł, choć oczywiście gospelowa harmonia pozostaje praktycznie nietknięta. Trzeba też mieć głos klasy Walkera, by zaśpiewać taki utwór z pasją, chórki choć niby tylko wspierają lidera, są tu znaczącym elementem aranżacji.
„Man of Many Words” Buddy Guya ma w sobie energię nieokiełznanego funku. Sam Walker brzmi nieco jak Otis Redding, ale komu miałoby to zawadzać?
„Young Girl Blues” – opowiastka o 17-latce, która zeszłą na złą drogę może brzmi nieco dwuznacznie w ustach 65-latka, ale za to jest jednym z najbardziej konwencjonalnych chicagowskich bluesów na tym krążku.
Podobnej konstrukcji, ale bardziej rock and rollowy w tempie jest „35 Years Old”. Tu najważniejsze są partie gitary slide w wykonaniu Walkera. Esencja bluesa z oszczędnymi bębnami i transem w klimacie starych mistrzów, tyle że w szybszym tempie i z domieszką harmonijkowych responsów.
„Everybody Wants A Piece” to niemal wzorcowy album współczesnego bluesa. Z poszanowaniem tradycji, nie zamykający się jednak w skostniałych strukturach. Z piosenkami do radia i z utworami, które zadowolą bluesowych ortodoksów. Joe Louis Walker to niekwestionowana ekstraklasa.