Smooth Gentlemen, czyli Maciej Sobczak i Bartłomiej Szopiński po prostu weszli do studia i zagrali. Sobczak także zaśpiewał. Efekt współpracy nazwali Smooth Gentlemen.
Na początek panowie sięgnęli po klasyka wszech czasów – płytę „The Freewheelin’ Bob Dylan”. A tam - „North Country Fair”. Akustyczna gitara i tłuste akordy pianina to w zasadzie cała aranżacja. Dopiero kiedy Maciej Sobczak przestaje śpiewać, Szopiński gra solo na organach. Jako, że pieśń zacna i silnie znana, to i łyka się ją „smooth”.
Bluesowa, swingująca „Call a Doctor” J.J. Cale już brzmi dużo bardziej intrygująco. Bartłomiej Szopiński ciekawie improwizuje na fortepianie, Maciej Sobczak właściwie bardziej melorecytuje niż śpiewa, J. J. Cale’a w tym nie za wiele, za to dobrego grania – całkiem sporo.
Bluesową surowością odzywa się standard „Crawling Kingsnake”. Szopiński ma tu okazję zagrać typowo barowe frazy, praktycznie tylko w kilkunastu taktach. Trochę za surowo, choć bluesowo.
Za to „Overdrunk Love” to piosenka, którą mógłby z powodzeniem śpiewać w Polsce Gordon Haskell. Ale uprzedził go Maciej Sobczak, bo… to on jest współautorem. Może odrobinę za dużo w niej aktorskiej interpretacji, ale brzmi naprawdę radiowo. Fortepian wypełnia przestrzeń, uwodzi, a i w solówce pojawiają się blue notes. Trafiony, zatopiony.
Czy można zabrzmieć lepiej jak J.J. Cale? I tak i nie. Po latach debilna aranżacja cudownej piosenki „Sensitive Kind” zupełnie się nie broni, a smyczki wzbudzają paroksyzmy śmiechu. Maciej Sobczak nie ma w sobie delikatności autora tej piosenki, za to chropawość gościa, któremu wierzy się, że pojął kobiecą naturę. Gitarowo-organowy dialog wreszcie rozkwita z gładkością godną nazwy duetu. Lekko wzbogacona w stosunku do oryginału harmonia dodaje skrzydeł opartej na bluesie piosence. Dobrze, że ją przypomnieli.
Jeden z pierwszych bluesowych evergreenów - „How Long” Leroya Carra w wersji „smooth” nabiera jazzowego sznytu, zresztą to nie pierwsza taka interpretacja w historii. Bartłomiej Szopiński może przypomnieć swoim fanom o biegłości w graniu w stylu boogie, gitara tu odpoczywa. Cenne przypomnienie, tylko czy warte niemal pięciominutowej wersji?
Krążek kończy całkiem nowa w tym zestawie piosenka. W oryginale śpiewa ją Seasick Steve, tu Maciej Sobczak słowo Steve zamienia na „M”. Dzięki lekkiej modyfikacji rytmu i przestrzennej grze na pianie ten „Walking Man” unosi się lekko nad ziemią. Całkiem przyjemnie zresztą.
Maciej Sobczak i Bartłomiej Szopiński dobrze się rozumieli podczas nagrań w MM studiu w Poznaniu. Nie ma tu popisów, raczej skupienie, by przy założonej surowości formy przekonać słuchaczy, że dostają autorskie, pełne emocji interpretacje. 5/7 to chyba niezły wynik?