Maja Kleszcz, jeden z najciekawszych głosów w Polsce, nie tylko w szufladce blues, wraz z przyjaciółmi i Bogdanem Loeblem, wzięła się po raz kolejny za bluesa, a konkretnie za wielkie hity skomponowane przez Tadeusza Nalepę ze słowami Bogdana Loebla. Tak powstała płyta "B.L.ues"

Ich dwóch – Nalepa i Loebl – to kwintesencja polskiego bluesa. I jeśli uważamy za wersje Breakotów równe wzorcowi metra z Serves, to akurat Maja Kleszcz wraz z muzykami potrafi zachować idealny balans pomiędzy osobistą interpretacją a szacunkiem do tradycji.

Hipnotyczna „Rzeka dzieciństwa” na dobry początek pokazuje, że bez wielkiego rockowego zaplecza można bezpowrotnie wpaść w jej nurt, nurt pierwotnego, opartego o korzenie bluesa i folku rytmu wspartego wyjątkowym głosem.

Płytę naprzemiennie wypełniają covery i nowe wersje utworów, których teksty Bogdan Loebl napisał specjalnie dla Mai Kleszcz. Tak jak „Wilcze kły”. Aranżacje stawiające przede wszystkim na głos wokalistki ukazują surowe piękno bluesa i moc wykonujących go muzyków. Gdyby nie byli oddani, nie byliby wiarygodni. A Maja Kleszcz brzmi tu nie jak słowiańska nimfa, ale prawdziwa afrykańska królowa voodoo.

By nie zmieniać frazy Maja Kleszcz śpiewa „Kiedy byłeś małym chłopcem”, nie zaś jak w oryginale „kiedy byłem”. Ma to sens, a jednocześnie nie zamienia chyba najbardziej kultowej piosenki Breakotów w słowny koszmarek. Michał Łuka gra na saksofonie tenorowym, a gdzieś w tle słychać zdecydowany rytm Ale najważniejsza jest i tak ona – Maja Kleszcz.

Przypominający archaicznego bluesa „Nocą jesteśmy głodni” to fantastyczny tekst Bogdana Loebla. Zdecydowanie o musicalowo-kabaretowym zacięciu. I tak też interpretują go wszyscy muzycy. Genialnie brzmiący tenor jest wisienką na torcie.

Ciekawą rytmikę zastosowali muzycy w innym kultowym rockerze Nalepy – „Sny kolorowe”. Rezygnacja z perkusji nie umniejsza niczego z ostinatowego charakteru kompozycji – po prostu inaczej rozłożone są muzyczne akcenty. Najważniejsze jest balansowanie na granicy rocka i swingu.

Wielki przebój, przynajmniej wśród fanów bluesa „Nasza miłość ma skrzydła” w akustycznej wersji, z pomrukami tenoru, z powodzeniem mogłaby trafić na „Rehab” Amy Winehouse. Poziom absolutnie światowy.

Chyba nikt nie spodziewał się, że na tej płycie usłyszy jedną z najzabawniejszych pościelówek Blackoutu. „Anna” brzmi tak, jak mogłaby brzmieć wówczas w Polsce, gdyby ta była bardziej otwarta na Zachód. Nic nie umniejszając lekko pompatycznej interpretacji Stana Borysa, nowa „Anna” łączy w sobie szlachetność rock and rolla z inteligentnym pastiszem. A Maja Kleszcz śpiewa z czułością i zacięciem przypominającym wokalistki sprzed sześciu dekad.

Chyba nikt się nie spodziewał, że po takich romantycznych czy surowych utworach nagle usłyszymy radosne country „Zanim wstanie miasto”. Oczywiście fani tego gatunku pewnie by się nieco skrzywili na takie porównanie, ale Maja Kleszcz dowodzi, że nie zamierza się ograniczać – śpiewa tak, że chce się biec z nią i za nią.

Lekko odmieniony riff innej kultowej pieśni – „Oni zaraz przyjdą tu”, grany oczywiście przez saksofon tenorowy, zwiastuje znane już wcześniej ascetyczne podejście do Breakoutu. Satysfakcję może czuć Bogdan Loebl, bo to dodatkowa ekspozycja znaczenia jego tekstowych fantazji. Maja Kleszcz swego głosu używa jak wytrawna instrumentalistka, chyba bardziej drapieżnie niż dźwięki saksofonowego solo.

Dzięki pogłosowi aranżacja piosenki „Mocno trzymaj mnie” wydaje się pełna psychodelii, niezwykle bogata. A przecież w muzyce chodzi właśnie o wrażenia. I znów się udało.

Na płycie „Ogień” Miry Kubasińskiej można było znaleźć przesmutną piosenkę „Liście zabrał wiatr”. Maja Kleszcz nie jest wiele weselsza, za to towarzyszą jej brzmienia tradycyjnie już kojarzące się z pracą Marka Ronsona nad albumami Amy Winehouse. Brzmi pysznie.

Akustyczne „Zabrakło łez” to doskonałe uzupełninie materiału płyty. Zaś tekst – w obliczu wojny w Ukranie nabiera zupełnie nowego znaczenia.

„Wiedziałam muszę wśród ludzi wejść

Jak w uschły las z czucia odarty

Noc w którą wyjdę brzemienna jest

Przed słońcem i przynosi dzień

I wstanę żeby znów krew z niego zmyć

I toczyć go

I dźwigać go

I wstanę żeby przez próg go nieść

I toczyć go

I dźwigać go

Przed świtem zabrakło mi dziś łez

Przed świtem skończyły mi się łzy

Tak wiele do opłakania miałam

W oczach w moich oczach nie było żadnej łzy”

Krążek kończy „Modlitwa”. Ascetyczna, oparta o proste ostinato tenoru. Prawdziwa.

Wypada jeszcze tylko dodać, że okładkę płyty "B.L.ues" zaprojektował Mariusz Wilczyński – wielki fan i przyjaciel Tadeusza Nalepy, zaś premiera muzyczna miała miejsce  podczas 42. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. A sam Bogdan Loebl w 2022 roku obchodzi 90. urodziny.

Wyjątkowa płyta, która dowodzi, że otwartość i przełamywanie schematów to klucz do zrozumienia i grania bluesa.