Niejaki Greg Zlap albo swojsko brzmiący Grzegorz Szłapczyński nagrał krążek Air. Harmonijkarz wszedł do subkatalogu niezwykle znanej z promowania znakomitych wersji muzyki klasycznej (sic!) wytwórni Harmonia Mundi.
No i jak na klasyków przystało na płycie jest elegancko, ale na szczęście nie jest nudno. Chociaż – co kto woli.
Zlap jako, że mieszka we Francji – śpiewa po angielsku. I to najsłabsze ogniwo krążka. Po prostu – głos harmonijkarza nie dorównuje jego sprawności instrumentalnej, ale z pewnością podnosi sprzedaż albumu.
Jego „Free Soul” to niezwykle sympatyczna piosenka, opowiadająca o podróży z przebojową melodią w typie western polo i ciekawymi chórkami a jednocześnie z akordeonem. Nie da się jej nie zanucić z liderem, a digeridoo dodatkowo utwierdza w przeświadczeniu o celowości wszystkich zabiegów.
„How Deep Is Your Soul” to z kolei utwór jakiego nie powstydziłby się Mark Knopfler. To już naprawdę świetna kompozycja, z nietuzinkową aranżacją, znów wzbogacona o melodyjny refren i ciekawe instrumenty w tle. I wreszcie Zlap pozwala sobie pograć na harmonijce. I o to chodzi.
Jeśli w tytule jest pociąg, łatwo przewidzieć w nagraniach okołobluesowych, co się wydarzy i jaki będzie rytm. I znów harmonijkarz swoim delikatnym głosem opowiada historię, ale najważniejsze dzieje się wtedy, gdy melodia rusza z kopyta a harmonijka naśladuje parową lokomotywę. Imponująca lista płac i znana wytwórnia rzeczywiście pomogły w stworzeniu perełek.
„Half My Life” zaczyna się głosem nagranym jakby w manierze Johna Lennona. Każdy ma prawo, ale najciekawsze jest w środku. Gitara ze lidem, dudniące kotły, znó niezwykłą, wręcz przesłodzona harmonia i wreszcie solo – przejmujące a zarazem pełne tęsknoty. Świetne.
W „The Wind Is Rising” Zlap usiłuje dodać sobie czarnej barwy w głosie. Jednak chyba lepiej byłoby być Knopflerem znad Sekwany, ale artysta ma prawo do eksperymentów. A w tym utworze postawił na rytm, ale nie zapomniał o harmonijce. I to bardzo stylowy blues, znów z elementami slidu.
„O2” czyli tlen zaczyna harmonijka w duecie z instrumentem dętym. Wszystko – pozbawione perkusji i tak pulsuje jak szalone. Jest w tej miniaturce prawdziwa magia.
„I Know You’ll Be MIne” znó zaczyna się w klimacie zydeco. Tym razem głos Zlapa został zmutowany, a harmonijkarz frazuje całkiem bluesowo. Jest w tej pieśni i banjo i moment na oddech, instrumenty dęte i nowoorleański, wręcz bagienny klimat. Następna porażająca pomysłowością aranżacja.
Pieśń o tlenie, czyli „Oxygen” to kolejna pulsacja akordeonu. Takie granie, wzbogacone o harmonijne chórki i ciekawe instrumenty, może się też spodobać choćby fanom Rombie Robertsona. A harmonijka brzmi w tym nagraniu lekko i krystalicznie.
Zlap wzorem Beaty Kossowskiej na nowej płycie zaśpiewał piosenkę po polsku. W dodatku opatrzył ją brzmieniem klarnetu basowego. „Niech popłyną łzy” spokojnie w swoim repertuarze mógłby mieć Dżem, chociaż zagrywki klarnetu mogą kojarzyć się z Kuźniakiem i jego muzyką do filmu „Va Banque”.
„Sit Down And Breathe” to niemal gospelowy blues z obowiązkowymi żeńskimi chórkami, call & response i świetną harmonijką wspieraną przez akordeon. Bardzo dobrze odrobiona lekcja.
„Please Stay” to kompozycja na pograniczu pastiszu, ale w klimacie beatlesowskim. Melodia jest naprawdę urocza i chyba dobrze, że głos chowa się za instrumentami. Bo aranżacja znów zachwyca swoją różnorodnością i odmiennością od pozostałych piosenek.
„Where The Winds Blow” kończy ten zaledwie czterdziestominutowy album. I kończy w wielkim, bluesowym stylu. Tak przejmującej solówki harmonijki nie ma na całej płycie. I to zdecydowanie najlepszy utwór krążka. Może nie tak przebojowy jak inne, ale za to – instrumentalny.
Air udowadnia, że Greg Zlap posiadł nie tylko sztukę gry na harmonijce, ale przede wszystkim ma niebywałą fantazję przy aranżacji swoich utworów. Płyta nie nudzi, momentami zachwyca. Warto poszukać jej w sieci.