Joe Louis Walker to od wielu lat jedna z ikon współczesnego bluesa. Od ostatnich koncertów w Polsce trzeba było trochę poczekać na wydanie Hellfire, ale zaręczamy – było warto.

„Hellfire” to piekielnie silne i szybkie uderzenie prosto między oczy. Riffy zaznaczane partiami organów B3 nie zwiastują, piekielnie dobrej solówki gitarowej Walkera. Jego gitara wyje i skowycze z prędkością dużo  większą, niż zwykł to czynić sam Jimi Hendrix. Pedał ugina się pod stopą mistrza, a palce nadają strunom potężnego wibrato.

 

    

 

„I Want Do That” to drugi utwór na płycie i znakomity, pełen pasji wolny elektryczny blues. Tu już naprawdę nie wiadomo – gdzie jest więcej emocji w głosie, czy w gitarze Walkera. Do tego dochodzi świetne piano obsługiwane podobnie jak B3 przez Reese Wynansa, klawiszowca znanego ze współpracy z Stevie Ray Vaughanem.

I oto kolejne zaskoczenie – riffy jakimi zwykle witają nas The Rolling Stones. Ale to „Ride All NIght”.  W chórkach wspomaga Walkera Wendy Moten, a całość równie dobrze może kojarzyć się z southernowym graniem The Black Crowes.

„I’m On To You” to z kolei klasyczne chicagowskie granie z partiami harmonijki granymi osobiście przez Walkera. Niektórzy doszukują się w tym utworze odniesień do gry niedawno zmarłego Huberta Sumlina.

I kolejny wolny blues – „What It’s Worth”. Zupełnie inny niż „I Want”. Tu Walker operuje zupełnie innymi emocjami, zaczyna niemal od śpiewu z gitarą i nagle pieśń wybucha, z B3 wylewają się kaskady akordów, bębny walą jakby miała pęknąć tama, a gitara zaczyna swój piekielny skowyt. Ależ to jest pyszne, psychodeliczne wręcz  solo.

„Soldier Of Jesus” można po części potraktować jako pieśń autobiograficzną. Wszak przez wiele lat Joe Louis Walker grał gospel i na koncertach często kończy występ właśnie taką pieśnią. Tu radosnej i pełnej niezwykłej energii pieśni towarzyszą The Jordanaires. A i na gitarze nasz Walker wyczynia niezłe łamańce, nie zapominając też o technice sidle.

„I Know Why” to niemal soulowa ballada. Walker śpiewa delikatnie i zmysłowo. Ale nie jest to słodkie zawodzenie a la Lionel Richie, tylko inna twarz świetnego muzyka, który umie wyjść poza  bluesa.

W piosence o swojsko brzmiącym tytule – zbyt pijany, by prowadzić po pijaku można usłyszeć trzyosobową sekcję dętą, hondy tonk piano i zabawę w klimacie boogie. Może to nie jest kompozycja najwyższych lotów, ale muzyka potrzebuje humoru, a tekst z pewnością znajdzie wielbicieli w kraju nad Wisłą.

 

 

„Black Girls” to kolejne spotkanie południowego grania z klimatami Stonesów. W dodatku wokalnie Walkera znów wspiera Wendy Moten. Podobnie gra Chris Rea, kiedy sięga po bluesowe nuty, no i obydwaj muzycy umieją zawrócić w głowie swoim graniem techniką sidle.

The Jordanaires pojawiają się także w piosence „Don’t Cry”. Świetnei bujający utwór z funkującymi akordami gitary to połączenie soulu z gospel w najlepszym stylu. Piosenka, którą  śmiało można śpiewać na koncertach.  A jej zakończenie to już typowy popis gospelowej energii.

Album kończy kompozycja Hanka Snow „Movin’ On”. Nagrana lekko w klimacie rockabilly świetnie oddaje zarówno losy muzyka, jak i miejsce powstania krążka – światową stolicę country – Nashville.

Joe Louis Walker nie spoczął na laurach. Hellfire to kolejny znakomity krążek, Walker to równie dobry i kreatywny gitarzysta, co pełen pasji wokalista. Alligator ma już pierwszego kandydata do Blues Awards, a może i Grammy?