Album Walk On zespołu Wielka Łódź to zbiór nagrań formacji Wielka Łódź z lat 1984-2011. Drugi krążek zawiera materiał nagrany w 2012 roku.
Mimo obiecującego tytułu, pierwsze studyjne nagrania Wielkiej Łodzi pochodzą z roku 1986 z poznańskiego studia Giełda. Tak, to chicagowskie granie na miarę tamtych czasów i ówczesnego brzmienia. Płytę otwiera autorska piosenka „Wstawaj mały, wstawaj”. Mamy tu harmonijkę Jerzego Wróblewskiego, na gitarze wycina Janusz Siemienas i całość brzmi tak jak polska płyta z tamtych czasów. Wszystko jest fajnie i równo zagrane, ale jakby każdy z muzyków grał osobno.
Zespół głównie grywał covery, niektóre pozostawił w repertuarze do dziś. W takim na przykład „I Ain’t Superstitious” Dixona słychać, że harmonijkarz radził sobie całkiem nieźle, bo Siemienas już wtedy był bardzo dobrym gitarzystą.
„Mówisz, ciągle mówisz” to próbka głosu harmonijkarza, w dodatku śpiewającego przez mikrofon do harmonijki. Fajna i dynamiczna piosenka. Zespół wspomina na swojej stronie, że mając dwóch wokalistów chciał nieco dawać show w klimacie Blues Brothers. Pewnie na żywo wypadało to lepiej, ale przez tyle lat występy zatarły się nieco w naszej pamięci.
Grupa porywała się na śpiewanie standardów Johna Lee Hookera, czy Willie Dixona. W roku 1992 w studiu z harmonijką do Wielkiej Łodzi dołączył Przemysław Janik. I to on zagrał w trzecim autorskim utworze Wielkiej Łodzi „Tak mało mam”. Niestety realizator w Giełdzie chyba był zwolennikiem gitar – a szkoda.
Kolejne piosenki pochodzą z sesji z pianistą Piotrem Kałużnym. Od pierwszych taktów „Help Me” Sonny Boy Williamsona słychać, że brzmienie grupy nabiera szlachetności. No i w 2004 roku brzmienie zespołu wreszcie nabiera głębi. Jednak w latach 80. trochę odstawaliśmy od Europy. Za to „Blues Have a Baby” Muddy Watersa jest zagrane i zinstrumentowane naprawdę świetnie.
Drugi krążek to zapis aktualnego brzmienia grupy. Nagrane – jak w wypadku płyt bluesowych przystało na setkę, w dodatku za pomocą jednego mikrofonu.
Czy coś się zmieniło w Wielkiej Łodzi? Na pewno jest nieco inny skład. Ale właściwie mamy tu cream of the cream. Na gitarze niezawodny Siemienas, na harmonijce znany z jego Boogie Chilli Leszek Paech, przy klawiszach znów Piotr Kałużny. Instrumentalnie jest świetnie, nagranie na setkę wreszcie oddaje brzmienie zespołu ze wszystkimi jego plusami i ułomnościami. Grupa znów stawia na wykonywanie standardów. Mamy „I Can’t Be Satisfied” Muddy Watersa, „You’re So Fine” Waltera Jacoba, świetnie instrumentalnie brzmi “Walk On”. Zespół potrafi zmienić brzmienie i dać sobie szansę nawet w stylistyce bliższej country. Tak zagrane „Good Morning Little Schoolgirl” z czysto i perfekcyjnie brzmiącą harmonijką to jedna z perełek tej sesji. Całkiem sympatycznie brzmi też zgrana do niemożliwości „Caldonia”.
Zespół jakby nie wierzył we własne możliwości. Własna piosenka jak otwierała, tak i zamyka dwupłytowy album. A może tu właśnie tkwiłaby oryginalność grupy. Chicagowskiego bluesa mają w małym paluszku, zaś porywając się na śpiewanie utworów znanych z niepowtarzalnego głosu Johna Lee Hookera sami skazują się do roli zespołu grającego w pubach i na festynach.
Dziś do Polski przyjeżdżają najwięksi giganci bluesa – czas może pomyśleć o mówieniu własnym głosem, bo języki Wielka Łódź ma naprawdę giętkie.