Romek Puchowski, byt osobny polskiej muzyki, wydał wreszcie drugi krążek pod swoim nazwiskiem. „Free” przynosi porcję autorskich piosenek, korzeniami wyrastających z bluesa.
Nigdy nie wiadomo – co jest trudniejsze w piosence autorskiej – pisanie słów czy muzyki. Czy myśli można przelać na papier, czy uczucia które są gdzieś w środku tak samo zabrzmią, kiedy palce dotkną strun? „Thoughts Like Fish” usiłuje w pewien sposób odpowiedzieć na te pytania. Puchowski akompaniuje sobie na dobro, ma do pomocy gitarzystę elektrycznego i studio w którym dubluje i głosy i myśli.
Za to w „The Cat is Observing” przyjmuje inny punkt widzenia. Staje się artystą folkowym. Słychać, że zanim zaczął układać nuty, skatował setki płyt. Ma w sobie na szczęście słowiańską melancholię i w jakiś sposób udaje mu się tchnąć ją w zgoła niepolską estetykę. I niech nikogo nie zwiedzie angielski tekst. Słuchamy polskiego Polaka z Polski.
Sam Puchowski przyznaje, że piosenka „Jurata” poniekąd powstała na zamówienie społeczne. I to w niej objawia się i zmysł obserwacji i pewna satyra, jaką charakteryzuje twórczość Puchowskiego. Oczywiście tę piosenkę słyszeliśmy już na licznych koncertach, ale teraz, w swingowym opakowaniu, z knajpianym saksofonem, zbliża się do ideału „Jesteśmy na wczasach”.
Pierwszą, bliską sercom fanów bluesa piosenką, jest „Big Bad Brother”. Puchowski śpiewa nosowo, celowo upraszcza i spłaszcza brzmienie, nadając mu szlachetnej patyny. Okropnie brzmiące bębny są tu zaletą, a błyszczą nutki zagrane slidem na dobro. Bo wreszcie gra i śpiewa w rytm serca, tak jak przemierza sceny z gitarą na plecach.
Skoro European Blues Challenge mógł wygrać zespół sięgający do tradycji wodewilowej, może za rok przed jury powinien zaprezentować się Puchowski ze swoim „Fryzjerem”. Tylko, czy zechce zapłacić za podróż w obce strony? W Tczewie ta piosenka pewnie się podoba, ma w sobie potencjał przeboju, jasne brzmienie i wystarczająco absurdalny tekst, by go zapamiętać. Oczywiście jeśli akceptuje się Puchowskiego jako artystę.
Puchowski mimo swego image skina/rockersa jest artystą pełnym wrażliwości. Jej próby przed laty rozświetlały bluesowe jęki zarejestrowane na „Simply”, teraz nie inaczej jest z „Walcem dla Edyty”. Przepiękna melodia, zagrana minimalistycznymi środkami, powoduje tu i tam gęsią skórkę. A o to chyba w muzyce chodzi. Tej prawdziwej.
Puchowski nie zapomina, że największe oparcie ma nie fanach alternatywnego rocka, ale w wielbicielach bluesa, którzy po kilku piwach chcieliby usłyszeć coś klasycznego. A z tym nie ma żadnych problemów. „Goin’ Away Baby” Rodgersa z niemal ludową harmonijką Cielaka Kielaka brzmi idealnie. Zresztą Michał Kielak nieraz grywał w akustycznych duetach i zawsze wypadał znakomicie. Chyba nikt by się nie zdziwił, gdyby z Puchowskim też ruszył promować „Free”.
Może i dobrze się stało, że premiera krążka została opóźniona. W międzyczasie Polskę podbił Sixto Rodriguez. Kiedy słucha się „Głodnego wybrzeża”, na myśl przychodzą właśnie takie starożytne kawałki, które można odkrywać na własny użytek. Tak jest i z Puchowskim. Dla wielu przez następną dekadę pozostanie zupełnie nieznany, podczas gdy inni będą się czuli jak biali w RPA.
I znów tylko odrobina zabawy w studiu i mamy kołysankę „Lena Lena”. Jak to dobrze, że to płyta o minimalnym budżecie. Gdyby Puchowski podpisał prawdziwy kontrakt, może musiałby do swoich pięknych melodii dołożyć smyczki, bas i przepadłby równie spektakularnie co Rodriguez. A tak – tworzy tylko piękną muzykę dla wtajemniczonych.
Ciekawym ruchem stało się nagranie starej piosenki Martyny Jakubowicz „Albo cacy albo lili”. Surowe ostinato dobro, głos Jakubowicz niemal bez efektów i przejmująca harmonijka Keitha Dunna odkrywają w starym przeboju Jakubowicz wielkie pokłady surowego bluesa. Ale też zabieg ten ma i drugą stronę medalu. Wyrazisty głos i przebojowy charakter piosenki kradną trochę atmosferę, jaką na krążku do tej pory kreował Puchowski. Niestety – znamy to, co lubimy, a to Martyna Jakubowicz latami gościła na listach przebojów.
Fantastycznie brzmi wersja „Just Your Fool” Little Waltera. Michał Kielak uzupełnia frazy Puchowskiego, który od niechcenia przebiera pazurkami. Tu możemy wysłyszeć wszystkie zalety nagrywania w domowych warunkach. Bardzo intymna wersja.
Puchowski wraca do swego tczewskiego folku w piosence „Nowi ludzie”. Jest liryczny, nostalgiczny i pisze o tym, co w jego życiu najważniejsze. Godzi się z losem i cieszy się, z tego co mu przynosi. A słuchaczy mogą cieszyć piękne nuty, które wypływają mu spod palców.
„Voodoo Child” to jeden z popisowych numerów Puchowskiego podczas solowych koncertów. Często używał kości pamięci, pogłosów, szalał slidem. Na „Free” zarejestrował wersję niemal ascetyczną, miejsce szaleństwom gitary oddał tenorowemu saksofonowi Adama Wendta, muzyka który już lata temu przemierzał Polskę z Keithem Dunnem. A teraz to Dunn mierzy się ze spuścizną wielkiego Afroamerykanina.
Krążek kończy bluesowo-gospelowy „Johnny”. Sam Puchowski twierdzi, że to song antyreligijny. Tak czy inaczej, ma świetny riff, zagrany zresztą w studiu na wiolonczeli. I kiedy w końcowych taktach wiolonczela wybija się na plan pierwszy – całość brzmi wręcz złowróżbnie.
Jak można było się spodziewać „Free” tylko w części będzie płytą bluesową. Romek Puchowski od lat robi swoje i od lat ma wiernych wielbicieli. I ten stan raczej się nie zmieni.