The Veldman Brothers od kilku lat są jednym z ciekawszych zespołów sceny holenderskiej. Na początku 2011 roku wydali album Spreadin’ Around. To autorski blues doskonale oparty na klasykach gatunku takich jak Muddy Waters, Vaughan Brothers czy nawet Jimi Hendrix.

Krążek otwiera „Heading For The Door”. Od razu słychać, że gitarzysta I wokalista Gerrit Veldman doskonale zna zagrywki Stevie Ray Vaughana. I od razu mamy niespodziankę w aranżacji. Na lekko przesterowanej harmonijce solo gra Bernie Veldman obsługujący również organy hammonda. Ale nie brak i mięsistej gitary solowej. Wtedy hammondy w podkładzie aż rozsadzają utwór swoją energią.

„Need To Know” to z kolei tekst brata-organisty i to on sam śpiewa tę bardziej utrzymaną w duchu Chicago kompozycję. Brzmienie hammondów łagodnieje, ale nie niknie pasją z jaką gitarzysta gra swoje solo. No i oczywiście jest wyjątkowo poprawne i nie za długie solo harmonijki. Basowy riff słyszeliśmy może już w tysiącu innych tego typu kompozycji, ale to właśnie świadczy o szacunku do tradycji.

 Braciom nie brakuje pomysłów na aranżację. Trzecia kompozycja zaczyna się od riffu harmonijki i wzorem innych czarodziejów bluesa, wokalista śpiewa przez mikrofon harmonijki, uzyskując przesterowane brzmienie. A bębny to niemal same kotły i blachy – dające wrażenie mrocznego rytuału połączonego z wybuchami szaleństwa. Harmonijka szaleje, gitara dołącza tylko w ostainatowym i nie mniej ekstatycznym zakończeniu.

Ale The Veldamn Brothers mają głęboką znajomość gatunku. W „Leavin’” przypominają, że blues może łączyć się z gospel. Świetny, znakomicie zharmonizowany wolny blues doskonale potwierdza tę tezę. Hammondy brzmią niemal… Bożonarodzeniowo i to one są na pierwszym planie. A solo gitary zadziwia podejściem do tematu i słychać, ze było doskonale przemyślane, wybuchając na koniec strumieniem energii.

 „Evil” to kolejny ukłon w stronę bluesowych klasyków. Ale The Veldman Brothers w jakiś niezwykły sposób umieją ożywić nawet najbardziej klasycznie brzmiący riff. No i słychać, że grają z prawdziwą pasją.

 „Target” to następne zadziwienie. Bracia grają akustycznie, w dodatku korzystając z techniki slide. Wokal brzmi niemal folkowo, a cała kompozycja przypomina utwory… Led Zeppelin. I nawet harmonijka brzmi czysto, bez żadnych bajerów. Panowie dają radę i nie można od nich uszu oderwać.

 „B-Low” to następny ukłon w stronę Chicago. Lekko swingujący pochód basu i klasyczne nuty zadowolą każdego wielbiciela gitarowego grania. Tym razem Gerrit używa pedału wah wah, ale i hammondy mają miejsce na popisy przebierającego palcami z niezłą prędkością Benniego.

 „Everyday I Play The Blues” to piosenka napisana i zaśpiewana właśnie przez organistę. Może zawiera trochę typowe bluesowe słowa-cegiełki, ale brzmi naprawdę szczerze. A i pomysł na ograniczenie roli gitary do zagrania solówki rozjaśnia obraz utworu. Miłośnicy hammondów od razu go pokochają.

 „Tell Your Daddy” zabiera nas do Teksasu opisywanego przez SRV. Zespół gra mocno i zdecydowanie, mimo, że gitarzysta używa czystego brzmienia fendera. Ale kompozycja jest naprawde urozmaicona, a riff harmonijki przełamuje pozorną monotonię i dodaje dodatkową porcję energii. A jakaż jest tu dynamika.

 „Saw You There” to klasyczny wolny blues, gdzie każdy z muzyków ma szansę do wygrania się. I nawet jeśli harmonijkarz ogrywa znane frazy, dobrze pasują do całości. Najciekawiej brzmi tu chyba solo gitary elektrycznej z elementami slide.

 „Questions” to niezwykle mocne zakończenie płyty. Solidny, blues-rockowy riff, masywne brzmienie, znów kojarzące się nieco z LED Zeppelin i podobny sposób frazowania wokalisty. Ale zespół pamięta, ze wywodzi się z bluesa i nie przesadza. Za to gitarzysta na koniec pokazuje odrobinę swojego uwielbienia do Hendrixa. Ale nie tylko do niego.

 The Veldman Borthers cieszą się sporym uznaniem w macierzystej Holandii. Z pewnością zarówno w niewielkich klubach jak i w dużych salach nie dadzą bluesowej publiczności odpocząć nawet przez pieć minut. Warto ich posłuchać, warto zobaczyć na żywo.