Eric Sardinas przez wielu fanów uważany jest za gitarzystę zupełnie wyjątkowego. Dowód swoje klasy dał w 2009 roku na Rawa Blues Festival. Szósta studyjna płyta Sticks & Stones nie przynosi hitów, ale az kipi energią tak dobrze znaną z występów na żywo.

Krążek rozpoczyna eksplozja ukryta w "Cherry Wine". Jest slide, niesamowita gonitwa gitarowa i wręćz ekstatyczne zapamiętanie się w graniu. I chociaż Sardinas jest raczej przeciętnym wokalistą, z pomocą rewelacyjnej produkcji i odrobiny chórków znakomicie daje sobie radę. To niemal rock and roll, ale ilość niespodzianek ukrytych w piosence jest porażająca. Mocne, męskie granie dla rozgrzania dziewcząt.

"Road To Ruin" to następny rock and rollowy killer. Nawet produkcja kaze doszukiwać się śladów muzycznych szaleństw z poczatków lat 70. nawet z okresu glam rocka. Na szczęście gitary gadają slidem. A już sama partia solowa może kojarzyć się z graniem w klimacie Rory Gallaghera.

Niestety to nie koniec ukłonów Sardinasa w stronę rock and rolla. "Full Tilt Mama" utrzymany jest w podobnym klimacie. Przy dosć wątłej melodii, taki układ utworów zaczyna nieco nużyć. Dobrze, że coś się dzieje w solówce.

Wreszcie pojawia się "Country Line". Eric Sardinas śpiewa bez wsiowego pogłosu, ba, wręcz wydziera się przy gitarze dobro i jest naprawdę niezły. A kiedy pojawia się cały zespół, nie psuje efektu na pół akustycznego utworu. A transowe zakończenie przypomina najlepsze momenty klasycznego rocka.

Pierwszy zbliżony do bluesa utwór to "Through the Thorns". Sardinas bardziej recytuje niż śpiewa, a solidnie brzmiące blues rockowe riffey wsparte dyskretnymi organami dodają smaku kompozycji. Ale i tak najważniejsza jest partia solowa. Zaczyna sie od niewinnego podciągania strun, by nagle wybuchać sztormem szybkich nut, by przechodzić w slide.

Za to "Burning Sugar" zaczyna się jakby to była kompozycja Keitha Richardsa. Ale jest dużo bardziej skomplikowana i chyba bardziej wygładzona. Do sposobu komponowania Sardinasa trzeba się chyba przyzwyczaić, bo nie jest on tak porywający jak partie solowe gitarzysty. Ale i potrafi zadziwić aranżacją kojarzącą się ze starymi Led Zeps.

"Ratchet Blues" to kolejny blues zaśpiewany z towarzyszeniem dobro i świetnym slidem. Tylko dlaczego ten Sardinas musi aż tak krzyczeć. W studiu przecież można ustawić poziomy. Za to tabulatura tego utworu może wzbudzić pożadanie u niejednego akustycznego grajka.

Instrumentalny "Behind the Flight" także utrzymany w tempie rocka nie jest niczym niezwykłym. Po prostu Eric Sardinas trochę bawi się pedałem wah wah i szybko przebiera palcami.

"Goodness" rozpoczyna brzęk szkła i kolejny niemal rock and rollowy riff. No i firmowy slide na dobro zmiksowany ze slidem elektrycznym. I znów w chórkach pojawiają sie panienki, a oddech, który zostawił producent każe snuć podejrzenia że to taki trochę rockowo-radiowy numer.

"Make It Shine" zaczyna sie ostrowym blues rockowym riffem z poburkującym syntezatorem, jakby na późnych płytach Led Zeppelin. Ale wszystko brzmi bardziej amerykańsko niż brytyjsko. To chyba kwestia produkcji. I znów na tle wzorowej acz nudnawej całości, błyszczą partie zagrane slidem na dobro.

Krążek kończy jedyna w tym zestawie ballada "Too Many Ghosts". I znów nie wiadomo, czy Eric Sardinas nie marzy o sławie Bon Jovi. jakies to wszystko gładkie i nie do końca chyba prawdziwie rockowe ani bluesowe. Ale takie jest prawo artysty - nagrywać to, co mu w duszy gra. Ważne, co zagra na żywo.

Stick & Stones to solidna porcja blues rockowej muzyki z aspiracjami do podbicia przynajmniej rockowych list przebojów i kilkoma minutami świetnego akustycznego grania. Bardziej chyba do samochodu niż do domu.