Jonny Lang – Fight For My Soul

Jonny Lang zaczął grać jako 13-latek, mając 18 lat zagrał w Białym Domu, występował przed The Rolling Stones, Aerosmith, ZZ Top, czy Buddy Guyem. W 2013 wydał pierwszą od 2006 roku studyjną płytę „Fight For My Soul”.

Krążek rozpoczyna mocny, blues rockowy „Blew Up (The House)”. Świetnie nagrany, z olbrzymią porcją pozytywnej energii,masywnym riffem i bardzo dobrym wokalem. Co ciekawe, chórki śpiewające responsy mogą kojarzyć się z jakąś glam rockową operą albo złotymi latami białego disco. I wcale nie rażą.

Nic dziwnego, że wielu krytyków w piosence „Breakin’ In” dopatruje się kompozytorskiego kunsztu na miarę Babyface. Ciekawe, jakby zabrzmiała, gdyby zaśpiewała ją z Jonnym na przykład Beyonce. Gitara gra bluesowe nuty zaledwie w tle, ale ten facet wie, co robi.

Za to „We Are The Same” to świetna zabawa z pedałem wah wah na wstępie, która później przeradza się w następny soulowy hit, z gospelowymi niemal chórkami. Wszystko przepięknie zaaranżowane i wzbogacone o żywe smyczki. A jednocześnie oparte na sfuzzowanym, blues-rockowym riffie. Niesamowite połączenie, które działa, z prawdziwie powalającym, gitarowym zakończeniem.

Odrobinę oddechu i soulowo-bluesowego rozkołysania wnosi zagrany z gitarą elektroakustyczną w tle „What You’re Looking For”. To także kolejna niezwykle przebojowa melodia, wydobywająca się jakby nie było z białego ciała, ale chyba o czarnej duszy. Do tego niemal psychodelicznie szalona solówka. Panie Kravitz, strzeż się młodego Langa.

„Not Right” to nieco mocniejsza krzyżówka soulu, z funkiem i rhythm and bluesem, interpretowana wokalnie nieco w klimacie Roda Stewarda, z rewelacyjnymi chórkami – zarówno żeńskimi jak i śpiewanymi falsetem. Ileż energii dobywa się z tego osadzonego na basowym fundamencie utworu. Za to solo koi łagodną barwą. Kolejny zaskakujący utwór.

I wreszcie uspokojenie. „The Truth” zaczyna się łkającym slidem, by przejść w śpiewaną schrypniętym głosem balladę przy gitarze. Ale okazuje się, że Jonny Lang to talent na miarę Eltona Johna, dorzuca coraz to nowe akordy, wykorzystuje fortepian, smyczki i wydaje się, że za chwilę usłyszymy kompozycję na miarę „Without You” niezapomnianego Nilssona. Ale czasy się zmieniły, a Lang dokłada solidnie brzmiącej, elektrycznej gitary, bębny grzmią basowo i czekamy na solówkę. A potem na rozwiązanie tego wielkiego napięcia.

Za to „River” brzmi jakby przedwczoraj uciekło ze studia wytwórni Motown. Znów żeńskie chórki robią cały klimat, w dodatku wzbogacony lekko reggae’owym bitem. Jest w tym radość muzykowania z początków lat 60. XX wieku i przemyślana produkcja.

Tytułowa piosenka „Fight For My Soul” jest kolejnym ukłonem w stronę przebojowego popu w soulowym sosie. Ale kiedy już doczeka się refrenu, z miejsca śpiewa się go albo przynajmniej nuci z Langiem. Po prostu – trafia w serce iw dodatku producent wzbogacił utwór o odrobinę dubowych brzmień. A w tle dwudźwiękami łka gitara.

Akustyczne nuty otwierają balladowy „All Of A Sudden”.  Czasem można odnieść wrażenie, że Lang będąc dzieciakiem słuchał piosenek Craiga Davida, ale jego biblioteka muzyczna jest o wiele bogatsza. Choć akurat tu – śpiewając falsetem, lata świetlne oddala się od bluesa.

Pierwsze nuty „Sesons” przypominają z tuzin piosenek z czasów solowej kariery Paula McCartneya. Ale tonie zarzut. Jonny Lang ma wspaniałe ucho do lirycznych i urokliwych melodii, a i na giatrze wykracza daleko poza blues rockowe schematy.

Podstawowy materiał krążka kończy płaczliwa i okraszona smyczkami ballada „I’ll Always Be”. Trwa siedem minut, ale gitary w niej zdecydowanie za mało, jak na tak dramatyczną kreację.

 

Wielbiciele Langa – młodego boga gitary elektrycznej, chyba nie będą szczęśliwi z tej płyty. Jeśli macie dosyć bluesa w czystej postaci, płyta jest pełna przebojów, ale dlaczego w USA jest w zestawieniach z bluesem nie sposób odgadnąć.