Duet Waglewski/Łęczycki, czyli legendarny gitarzysta, wokalista i songwriter Wojciech Waglewski oraz utalentowany harmonijkarz Bartosz Łęczycki zagrali na finał Suwałki Blues Festival 2021. Było i bluesowo, i nostalgicznie, i cygańsko, i lirycznie.
O tym, że Wojciech Waglewski świetnym gitarzystą jest, nie trzeba nikogo przekonywać. Wychowany na muzyce lat 60., na herosach blues rockowej i jazzowej gitary, dziś może i gra właściwie wszystko. Przez lata koncentrował się głównie na byciu muzykiem sesyjnym, ale kiedy wydał z siebie głos – machina ruszyła. Jej kołem zamachowym była i jest formacja Voo Voo, ale Waglewski od zawsze lubił skoki w bok. Oczywiście muzyczne, bo już lata temu zadeklarował wierność małżonce płytą „Gra-żonie”. Nic dziwnego, że jako jeden z pierwszych utworów, w sali im. Andrzeja Wajdy, największej jaką dysponuje Suwalski Ośrodek Kultury, zabrzmiał utwór „Bo Bóg dokopie” – piękna inwokacja do miłości do tej jedynej.
Dwóch mężczyzn na scenie – zatem nie mogło zabraknąć i „Męskiej muzyki”. Choć jak fani bluesa dobrze wiedzą – kobiety niezgorzej grają na gitarach, śpiewają, a i są wirtuozkami harmonijki ustnej.
Ostatnie festiwalowe popołudnie wypełniły występy młodej bluesowej krwi dostrzeżonej przez organizatorów Suwałki Blues Festival 2021. Na scenie w parku Konstytucji 3 Maja zagrały Silesian Hammond Group, Diapositive oraz Dark Leaves. Później sceną zawładnął Leszek Cichoński. Fan Jimi Hendrixa, twórca gitarowego rekordu Guinnessa, pokazał całą paletę możliwości instrumentu.
Zawsze bliski bluesa, wierny muzyce, która narodziła się na przełomie lat 60. i 70. XX wieku nie zapomniał także o polskim bluesie i jego największym twórcy – Tadeuszu Nalepie. Piękny akcent przypominający, że największy, i bez wątpienia najlepszy, polski bluesowy festiwal nie wziął się znikąd. Polski blues był i jest faktem.