Nasz patronat

39. Jesień z Bluesem

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Byłem zawsze zainteresowany rozpowszechnianiem bluesa - mówi Bruce Iglauer, założyciel Alligator Records w specjalnym wywiadzie dla bluesonline.pl. - Jestem kimś w rodzaju kaznodziei, z tym, że ja chcę przekonywać do bluesa, nie do religii!

Bluesonline.pl: Hello Bruce, bardzo nam miło, że przyjeżdżasz do Katowic na największy festiwal bluesowy w Polsce organizowany pod dachem.

Bruce Iglauer, Alligator Records: Ja również bardzo oczekuję tego przyjazdu!

Jak wspominasz poprzedni pobyt w Polsce w Katowicach?

Ostatni raz, kiedy byłem w Katowicach to było kilka lat temu, byłem tam z Koko Taylor. Ludzie byli dla nas bardzo mili i gościnni. Jednak mieliśmy dosyć napięty grafik, przyjechaliśmy dzień przed festiwalem, byliśmy bardzo zmęczeni, musieliśmy odpocząć, zrobić próbę, zagrać, następnie mieliśmy bardzo miłe spotkanie z organizatorami i innymi artystami. W końcu wyjechaliśmy w środku nocy do Warszawy, tak że widziałem bardzo niewiele. Szczerze mówiąc, nie znam za bardzo Polski. Bardzo się cieszę i czekam, kiedy tam wrócę i mam nadzieję, że będę miał chociaż jeden dzień przed festiwalem, żeby trochę pozwiedzać. W końcu może zobaczę Katowice!

Czy Polacy w jakiś szczególny sposób odbierają bluesa?

Myślę, że już sam fakt, że festiwal Rawa Blues istnieje ponad 30 lat mówi sam za siebie. Polacy z pewnością wspierają bluesa. Wydaje się, że duży wpływ na to miały problemy, z którymi Polska borykała się w przeszłości – II wojna światowa, izolacja od reszty świata w tzw. bloku wschodnim. To wszystko zapewne dało Polakom poczucie swego rodzaju dyslokacji, bardzo podobne do tego, jakie mieli czarnoskórzy Amerykanie tworzący bluesa. Historia w pewnym sensie wymusiła na Polakach to poczucie bycia jakby obywatelami drugiej kategorii /oczywiście niesłusznie/. Ale też jednocześnie dała im ten specjalny odbiór, feeling bluesa, który jest przecież muzyką powstałą z walki.

Swoją wytwórnię założyłeś w Chicago, czy to miało być Cadillac records?

Masz na myśli, że marzyłem o tym, żeby być jak Chess Records? Nie. Chess Records została utworzona, aby nagrywać muzykę, która miałaby stać się hitami w stacjach radiowych zorientowanych raczej na muzykę Czarną. Do późnych lat 60-tych wydawali tylko single – 78, później 45, ale nie albumy. Ich celem było – nagrać piosenkę, wrzucić ją do radia lub szafy grającej, sprzedać tyle, ile się da i następnie nagrywać kolejną piosenkę. Kiedy rozpoczęła się era rock`n`rolla – zastosowali tę samą metodę, z tą różnicą, że przerzucili się do rozgłośni radiowych nadających muzykę dla białych. Alligator nigdy nie gonił za hitami. To wytwórnia, której zawsze zależało na wydawaniu płyt, albumów, które byłyby ponadczasowe. Rzeczywiście Chess wydało kilka ponadczasowych płyt, jednakże nie było to ich zasadniczym celem. Kiedy weszliśmy do radia, były to stacje nadające rock progresywny. Zaczynałem z kwotą 2500 $ i prawie zerowym doświadczeniem. Gdybym próbował nagrywać same hity, po prostu poniósłbym porażkę. W czasach początków Chess, wytwórnia mogła zaczynać w stacjach lokalnych i zyskiwać popularność lokalną. Kiedy Alligator rozpoczynał swoją działalność, większość popularnych stacji, rozgłośni w całym kraju, białych i czarnych grała te same utwory. A przebicie się z przebojem lokalnym stało się prawie niemożliwe. Byłem zawsze zainteresowany rozpowszechnianiem bluesa. Jestem kimś w rodzaju kaznodziei, z tym, że ja chcę przekonywać do bluesa, nie do religii!

W Chicago jest sporo Polaków - czy są zainteresowani bluesem, promocją muzyki?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Chicago posiada bardzo dużą polsko-amerykańską populację. Zaryzykowałbym tu stwierdzenie, że te młodsze pokolenia są bardziej amerykańskie niż polskie.  Miałem dwóch pracowników polsko-amerykańskich. Byli bardzo dobrymi pracownikami, ale nie dlatego, że byli polskiego i amerykańskiego pochodzenia. Kiedy ludzie przyjeżdżają do USA, zwykle mają tendencję do utraty swoich korzeni. Oczywiście szanują swoją historię, ale asymilują się bardzo szybko.

Do dziś bardzo uważnie kontrolujesz cały proces produkcji płyty - czy to jest wasza recepta na sukces?

Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem to pytanie. Często jestem producentem wydawnictw Alligatora, ale nie zawsze. To oznacza, że po prostu pracuję z artystami, planuję, które utwory mają być nagrane, zachęcam ich do pisania /czasami nawet pomagam w pisaniu utworów/, wybieram studio, inżynierów dźwięku, nadzoruję sesję nagraniową i miksowanie nagrań. Jestem jedynie dobrym producentem bluesa, jeżeli chodzi o większą jakby kompleksowość muzyki – nie jestem wtedy za bardzo pomocny. Ostatnio wyprodukowałem Lil` Ed`a & The Blues Imperials, Michael`a Burks`a i Smokin` Joe Kubek & Bnois King`a. Nie jestem producentem artystów, którzy odbiegli dosyć daleko od tradycyjnego bluesa, takich jak Marcia Ball , czy Anders Osborne. Nie byłbym dla nich dobrym producentem.

Wierzę w to, że ta tzw. kontrola i posiadanie „w garści” wszystkiego – czyli brzmienia płyty, wyboru utworów, okładek, reklamy, marketingu itd. jest bardzo pożyteczna dla Alligatora. Prowadzę przedsiębiorstwo typu „lean and mean”. Nie mamy reprezentacyjnych biur, nie posiadam ogromnego domu, a moja cała załoga to 15 naprawdę świetnych pracowników, którzy nie są opłacani aż tak dobrze. Ale kiedy inne wytwórnie padły, Alligator przetrwał. I oczywiście zawsze płacimy naszym artystom tantiemy w przeciwieństwie do innych wytwórni.

Blues to muzyka stworzona przez Afroamerykanów - jak Ty - biały i wykształcony znalazłeś się w ich świecie?

Nigdy nie twierdziłem, że czuję bluesa w taki sam sposób, jak Czarni Amerykanie, którzy wyrośli w kulturze bluesa. Tacy muzycy, jak Hond Dog Taylor, Son Seals, Koko Taylor, Fenton Robinson, Albert Collins i inni, którzy wychowali się na starym Południu Stanów Zjednoczonych, w czasach segregacji rasowej widzieli świat zupełnie odmiennie. Ja wychowałem się w miłym i bezpiecznym świecie klasy średniej. Oni  żyli w świecie, gdzie na każdy posiłek trzeba było zapracować, gdzie nie było często pieniędzy, domu, niczego. To wszystko dało ich muzyce wyjątkową siłę, ponieważ to jest muzyka o przetrwaniu i umiejętności przeżycia w ciągłym napięciu, pod nieustającą presją.

A ponieważ blues jest tak silną muzyką, stąd też jego umiejętność komunikowania się, łączenia ludzi, którzy nie wychowywali się w podobnej kulturze.  Dzisiaj jestem bardzo szczęśliwy mogąc stwierdzić, że wielu Afroamerykanów żyje w lepszych warunkach, jednakże wciąż nie jest łatwo być czarnym w USA. Ja nie żyłem w tak trudnych warunkach, jednakże zawsze byłem samotnym, wyizolowanym dzieckiem, a później nastolatkiem. Właściwie to myślę, że większość nastolatków czuje się wyizolowana i samotna. Dlatego siła i złość, która tkwi w bluesie przemawiała do mnie zawsze i w dalszym ciągu tak jest. Kiedy słucham bluesa, przenika on przez wszystkie moje własne doświadczenia. A jego duch jest absolutnie uniwersalny, nie musisz nawet znać słów, aby go poczuć.

Raczej nie spotykałem się z negatywnymi reakcjami muzyków bluesowych z tego powodu, że jestem biały. Przeważnie postrzegają mnie jako wielbiciela bluesa, ale także jako swego rodzaju pomost, który może być im pomocny w pozyskaniu szerszej widowni i być może pomóc im przybyć do takich krajów, jak chociażby Polska.  Staram się być dobrym pomostem!

W końcu, kiedy blues stał się bardziej uniwersalnym językiem muzycznym, mamy w tej chwili naprawdę bardzo wielu świetnych białych muzyków bluesowych. Poszukuję takich, którzy nie starają się imitować czarnoskórych muzyków /szczególnie wokalnie/, ale biorą bluesa jako podstawę i starają się opowiedzieć swoją własną historię, nie zaś historię czarnych ludzi. Artyści tacy, jak Marcia Ball, JJ Grey, Anders Osborne, Smokin` Joe Kubek, Corky Siegel i Tommy Castro nie udają, że są czarni. Biorą bluesa, filtrują go przez własne życie, własne doświadczenia i odczucia i tworzą muzykę, którą mogą prezentować z dumą bez odgrzewania schematów.

Dziś większość ludzi uważa, że głosem młodej Czarnej Ameryki jest hip hop, a wy trwacie przy bluesie - to chyba jakaś misja?

Tak, kocham bluesa. Tworzyłem Alligator z myślą, że będzie to wytwórnia bluesowa. Jednakże moje pojęcie bluesa uległo poszerzeniu na przestrzeni lat. Nie potrzebuję nagrywać muzyki, której nie czuję osobiście. Szanuję inne gatunki i wiem, że hip hop jest także kreatywną muzyką. Właściwie chciałbym usłyszeć taką fuzję bluesa i hip hop i jestem bardzo zainteresowany znalezieniem takiej grupy, której twórczość zawierałaby oba te elementy. Ale moje serce to blues.

Czy Wasi artyści mogą żyć dostatnio z grania bluesa?

Muzyk bluesowy, który odniósł sukces może wieść życie człowieka klasy średniej. Może zarabiać tyle, ile pracownik fabryki lub też biura. Tylko nieliczni muzycy bluesowi, tacy jak BB King, czy Buddy Guy zarabiają więcej. Tylko bardzo niewielu z moich artystów ma swoje własne domy, większość wynajmuje domy, czy też apartamenty. Niektórzy mają ubezpieczenie zdrowotne, inni nie. Stany Zjednoczone znane są z tego, że ludzie nie mają rządowego ubezpieczenia zdrowotnego, oprócz tych, którzy ukończyli 65 rok życia. Naprawdę niewielu muzyków bluesowych jest w stanie odejść na emeryturę i żyć z oszczędności. To bardzo trudne.

Lil` Ed pracował w myjni samochodowej, jako muzyk zarabia lepiej. Lonnie Brookes pracował w fabryce, w tej chwili wiedzie mu się lepiej jako muzykowi. Z drugiej strony, ktoś taki, jak Tinsley Ellis ma dobre wykształcenie i mógłby mieć normalną pracę, ale jego pasją jest muzyka. Jestem przekonany, że mógłbym zarabiać o wiele więcej pieniędzy robiąc coś innego niż Alligator Records, ale to jest moja pasja.

Podobno wiele z gwiazd wytwórni Alligator musi sobie dorabiać, żeby mieć nie tylko na lepsze ubezpieczenie, ale zwyczajnie - żeby przeżyć...

Wszyscy artyści Alligatora to profesjonalni muzycy, nikt nie dorabia. Oczywiście bardzo chciałbym, aby rynek w tej dziedzinie był o wiele większy, z większą ilością fanów, wówczas mogliby zarobić o wiele więcej na swoich koncertach. Ogólnie rzecz biorąc festiwale płacą trochę lepiej, ale podczas miesięcy zimowych artyści zmuszeni są do grania w klubach. Nie jest łatwo. Sądzę, że i tak artyści Alligator Records radzą sobie finansowo lepiej niż pozostali muzycy bluesowi. No i jak wspomniałem - płacimy tantiemy. Wierzę, że wypłacamy więcej niż inne wytwórnie, ale prawie żaden z bluesmanów nie wyżyje z samych tantiem.

Co powinni robić, żeby Wasza współpraca dobrze się układała, no i żeby więcej zarobić?

Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Większość artystów bluesowych musi przez cały czas występować. Mają od 80 do 150 występów w roku. Aby ich sytuacja się poprawiła, potrzebujemy więcej fanów przychodzących do większych klubów i więcej festiwali. Także rozwiązanie tej kwestii leży praktycznie poza moimi możliwościami. Mamy bardzo bliskie relacje z większością z naszych artystów. To nie są relacje jedynie czysto zawodowe, to są relacje wręcz rodzinne. Wszyscy artyści mają mój prywatny numer telefonu i mogą kontaktować się ze mną kiedy chcą. Staram się pomagać im w sprawach zawodowych i prywatnych. Pewnie nie powinienem tego mówić, ale czasami nawet pożyczam im pieniądze. I czasem nawet zwracają, ale bardzo długo, kiedy coś zarobią. Trudno nawet policzyć ile razy pomagałem im zapłacić za transport, wzmacniacz albo cokolwiek innego.

Wróćmy do muzyki - do Polski przyjedziesz z wielkimi artystami bluesa z różnych gatunków - proszę opowiedz nam po kolei o nich - może najpierw o damie - jak zaczęła się współpraca z Marcia Ball i jaką jest kobietą?

Znam Marcię od wielu lat. Obserwowałem początki jej kariery w Austin i jej fantastyczne połączenie muzyki Nowego Orleanu i Texasu, jej własny styl – jako pianistki i wokalistki inspirującej się Professorem Longhairem, a wokalnie - Irma Thomas. W ostatnich latach Marcia rozwinęła swoją osobowość artystyczną także jako wspaniały kompozytor. Jej ostatni album jest także pierwszym, gdzie wszystkie kompozycje są jej autorstwa lub też współautorstwa. Jej piosenki są zabawne, inteligentne i zawsze mają jakiś cel. Marcia Ball jest bardzo bystrą, ciepłą i bardzo bezpośrednią osobą. Bardzo przejmuje się sprawami socjalnymi, także często występuje za darmo. Jest po lewej stronie polityki amerykańskiej , tak zresztą, jak i ja i pasjonuje ją pomoc ubogim, walka z rasizmem, błędy amerykańskiej polityki zagranicznej. Bardzo ją lubię i podziwiam.

A C.J. Chenier? W Polsce akordeon to instrument uważany za ludowy, ale koncerty zydeco powodują, że spadają nam buty.

Wyprodukowałem trzy albumy z C.J., które bardzo mi się podobały. On jest wspaniałym akordeonistą. Dla niektórych muzyków zydeco akordeon jest przeważnie instrumentem służącym nadawaniu rytmu. C.J.Chenier jest świetnym muzykiem, także saksofonistą, który gra z wielkim wyczuciem bluesa. Jako wokalista jest bardzo uduchowiony, z tym swoim przyciągającym, twardym głosem.  Oczywiście zydeco jest muzyką taneczną, dlatego C.J. i jego zespół uwielbiają, kiedy ludzie bawią się przy ich muzyce. Ten rodzaj muzyki rozwinął się w centralnej części Lousiany, gdzie Czarni mówili po francusku, ale to nie jest muzyka Nowego Orleanu. To jest muzyka Lafayette i Baton Rouge, które są kompletnie różnymi kulturami. C.J. dorastał w Houston w Texasie, gdzie mieszka spora grupa czarnoskórej populacji z Louisiany i funkcjonuje dobra scena zydeco. Uczył go jego ojciec – the King of the Bayous Clifton Chenier. Clifton tak naprawdę wynalazł zydeco mieszając ludową muzykę akordeonową z perkusją graną na tarce zawieszanej na szyi. W małych osadach Louisiany taka muzyka, wymieszana z bluesem i rhythm and bluesem była tam bardzo popularna. C.J. zaczął swoją karierę jako saksofonista w grupie swego ojca, a akordeonem zajął się, kiedy jego ojciec zachorował.  Stąd też C.J. ma zydeco we krwi i można to wyczuć w każdym utworze. Tak prywatnie C.J. jest bardzo sympatyczny, bystry i zabawny. Mówi cicho, ale za to wkłada ogromną energię w swoją muzykę.

Corey Harris ostatnio nagrywa sympatyczne reggae - nie przeszkadza Ci taka różnorodność? A jakim jest człowiekiem, wygląda dość charyzmatycznie...

Corey Harris jest bardzo interesującym człowiekiem, bardzo wykształconym. Studiował lingwistykę w Afryce i posiada ogromną wiedzę na temat historii wszelkich rodzajów muzyki afroamerykańskiej. Rozpoczynał jako typowy bluesman, ale powoli włączał do swojej muzyki elementy karaibskie, R&B, a nawet rapu, czy reaggae – które to jak mówisz słychać w jego brzmieniu. Corey będzie występował solo, także przypuszczam, że większość jego występu to będzie blues w stylu Delty. On jest autentycznym mistrzem tego gatunku. Poza tym ma naprawdę wspaniały współczesny głos bluesowy i wkłada w swój śpiew autentycznego ducha wczesnych bluesmanów, takich jak chociażby Son House. Muszę przyznać, że nie jestem wielkim fanem jego reggae, chociaż lubię takie klasyczne jamajskie reggae bardzo i mam całkiem niezłą kolekcję tej muzyki z lat 60. i 70. Ale Corey`a kocham najbardziej za jego bluesa. Myślę, że jego rozumienie muzyki jest bardzo głębokie i pełne pasji.

Czy to prawda, że ten szalejący Lil' Ed musi sobie dorabiać jako kierowca?

Nie, to nie jest prawda. Kiedy po raz pierwszy spotkałem Eda, pracował w myjni samochodowej, nakładając ręcznie wosk na samochody. Zarabiał bardzo niewiele. Grywał w klubach po nocach również za niewielkie pieniądze. Od kiedy zaczął występować, jego sytuacja uległa znacznej poprawie. Możesz teraz zobaczyć na stronie www.alligator.com jego kalendarz – teraz nie ma już czasu na inną pracę!

A jak się zachowuje w studiu? Nagrywacie wszystko na setkę czy mozolnie poprawia swoje partie?

Tak, jak w przypadku większości płyt, które produkuję, staramy się robić nagrywać wszystko w jednym podejściu, ale jeżeli mamy rzeczywiście dobry występ reszty zespołu, albo też kiedy Lil' Ed lub ja nie jesteśmy zadowoleni z jego solo lub wokalu, zawsze może to dograć. Zawsze nagrywamy wszystko live w studiu, tak, żeby każdy z muzyków mógł widzieć pozostałych. Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy dogrywamy części, ale wtedy, kiedy jest to konieczne. Wolimy tego nie robić.

No właśnie - ile trzeba wydać na sesję nagraniową, żeby wytwórnia zaakceptowała brzmienie i trafić do katalogu Alligatora?

Staramy się pracować ekonomicznie, oszczędnie, ale też tak, na ile wymaga tego dany projekt. Na przykład zwykle nagrywamy Lil` Ed`a w 2-3 sesjach, a następnie dajemy jeden dzień na poprawki. Ale może okazać się, że poprawki trwają 3-4 dni, ponieważ z Edem zwykle nagrywamy bardzo dużo materiału – 18-20 piosenek. Z innymi artystami nie nagrywamy tak wiele.  Marcia Ball nagrywała i w Austin i w Nashville. Koszty studiów moga sie znacznie różnić, podobnie jak gaże muzyków. Oczywiście muzyk, którego płyty lepiej się sprzedają otrzymuje większe pieniądze.  

Ale muszę powiedzieć, że Alligator jest wciąż jednak bardzo małą wytwórnią w porównaniu z tymi wielkimi, dlatego też nasz budżet jest czasami nieco ciasny. Nigdy nie używam studia, jako miejsca, gdzie powstają nowe piosenki. Te sprawy powinny być gotowe zanim wejdzie się do studia!

A jak układa się współpraca z Rock Serwisem - Waszym reprezentantem w Polsce?

Rock Serwis jest naszym dystrybutorem w Polsce. Oni naprawdę ciężko pracują nad wprowadzeniem Alligatora na polski rynek, a także dla bluesa. To dobrzy ludzie, uczciwi i ciężko pracują. Nie są dużą firmą, tak, jak i Alligator, także ich praca to też ciągła walka.

Czy znasz jakiś sposób na zwiększenie popularności bluesa w Europie?

Chciałbym wiedzieć, jak zwiększyć popularność bluesa gdziekolwiek! Oczywiście większość ludzi ciągle poznaje nową muzykę poprzez rozgłośnie radiowe. Blues nie jest teraz szczególnie modny i czesto trafia tylko do rozgłośni regionalnych lub audycji autorskich. Nie jest łączony z muzyką pop. Chciałbym bardzo zobaczyć nową generację brytyjskich i europejskich muzyków bluesowych – jak stają się coraz bardziej popularni. Inwazja muzyków brytyjskich była kluczowa w powrocie bluesa z powrotem do USA. Niektóre z uznanych już gwiazd muzyki pop mogłyby bez żadnego problemu zostać rzecznikami bluesa chociażby poprzez zapraszanie muzyków bluesowych na wspólne tournee. Ale tak się niestety nie dzieje.

Czy dziś, po 40 latach zdecydowalbyś sie poświęcić życie na wydawanie bluesa?

Czy chodzi Ci o to, co robiłbym innego? Czy też czy podjąłbym jeszcze raz tę samą decyzję? No cóż, na pewno wiele rzeczy zrobiłbym inaczej. Pominąłem wielu wspaniałych artystów, którzy byli po prostu trochę zbyt kosztowni , jak dla mnie. Trochę tego żałuję. Mam w sobie ogromne emocje dla bluesa, w dalszym ciągu uwielbiam wspaniałe koncerty bluesowe na żywo, czy też przebywanie w studiu, gdzie dzieje się wręcz magia. Nie uważam się za kogoś bardziej obeznanego w tych kwestiach od innych, w swojej działalności po prostu zastanawiam się jak przetrwać i kontynuować tę działalność. Nie uważam się za kogoś, kto podtrzymuje bluesa przy życiu – jak mówią niektórzy. Uważam, że zarówno moja rola , jak też i rola wytwórni Alligator jest naprawdę bardzo ważna szczególnie w ciągu ostatnich 40 lat bluesa. Blues jest bardzo silną muzyką i przetrwa nawet bez nagrywania i wydawania go. Ale staram się po prostu pomóc.

Czekamy na spotkanie w Polsce

Ja również bardzo niecierpliwie oczekuję przyjazdu do Polski!