Tomek Kamiński, białostocki harmonijkarz, to pomysłodawca serii Harmonijkowy Atak. Album Harpcore zgodnie zdobył miano najlepszej płyty roku u Internautów bluesonline.pl i czytelników kwartalnika Twój Blues. Właśnie wyszła płyta, na której Kamiński interpretuje Roberta Johnsona.
bluesonline.pl: Płyta Harpcore została świetnie przyjęta, ma już na koncie tytuł płyty roku, a właściwiedwa, bo zwyciężyła w głosowaniu serwisu bluesonline.pl oraz w ankiecie magazynu Twój
Blues. To chyba miła dla ciebie wiadomość?
Tomek Kamiński: No oczywiście, że tak. Nagrywając ten album nie myśleliśmy o żadnych wyróżnieniach. To było
spotkanie przyjaciół, chęć wspólnego zrobienia czegoś fajnego. A fakt, że nasza praca znalazła
uznanie w opinii fanów to tylko zachęta do tego, aby Harmonijkowy Atak pracował nadal. Jestem
przekonany, że ten projekt będzie teraz nabierał rozpędu, no i że na następną płytę nie trzeba będzie
czekać kolejnych siedmiu lat.
No właśnie. Harmonijkowy Atak to projekt, który formalnie pojawił się już dawno temu. Pierwsza
płyta też zyskała bardzo dobre opinie. Ale widać ogromną zmianę w stylistyce.
Pierwszy Harmonijkowy Atak był potrzebą tamtych czasów. Polski blues w roku 2004 wyglądał
zupełnie inaczej niż dziś. Wtedy, tak jak i teraz, miał na celu spotkanie najciekawszych
harmonijkowych osobowości. Nagrywając pierwszą płytę nie stawialiśmy sobie celu, że będziemy
zespołem, że będziemy wspólnie koncertować. To był projekt płytowy. Jestem dumny z obu tych
płyt. To naprawdę niesamowite doświadczenie pracować razem z ludźmi, którzy mają zupełnie
odmienne podejście do harmonijki. Każdego z moich partnerów na tych płytach cenię. To po
prostu świetna przygoda.
Porównując skład Ataku, tylko ty i Bartek Łęczycki zagraliście na obu płytach.
Tak, ale to też dużo mówi o samym projekcie. Chodziło o pokazanie harmonijki jako fajnego
instrumentu. O dużych możliwościach. Chodziło o pokazanie tego, że różni muzycy mogą grać
na niej w odmienny sposób. I to na pewno się udało. Tu nie chodzi o nazwiska. A jak już przy
nich jesteśmy, to trzeba jeszcze wspomnieć Krzyśka Murka Murawskiego. Na pierwszej płycie
grał. Tę w dużej mierze zrealizował. Sławek Wierzcholski również był zaangażowany w ten nowy
projekt, koncertował z nami, ale z różnych przyczyn zabrakło go na płycie. Sądzę, że jeszcze nie raz
uda nam się zrobić wspólnie coś fajnego.
A jakie plany na najbliższe miesiące ma Harmonijkowy Atak?
Na pewno chcemy grać jak najwięcej koncertów. Ale też chcemy pójść za ciosem i myślimy o
kolejnej płycie. Oczywiście za wcześnie jest mówić kiedy to się stanie, ale mam poczucie tego,
że tworzymy bardzo zgraną ekipę. Rozumiemy się dobrze jako muzycy, ale również jako ludzie.
Tworzymy zgraną paczkę, która pożartuje, pobawi się wspólnie i podchodzi do tego projektu
bardzo poważnie.
W tym roku planujesz również wydać swoją autorską płytę.
Tak. Otrzymałem stypendium Prezydenta Białegostoku. Mam swoją wizję, chcę zrobić coś fajnego.
Zaprosić przyjaciół do tego projektu. Na pewno będzie to duże wyzwanie, ale również świetna
przygoda.
No, a niedługo może się okazać, że również otrzymasz nagrodę prezydenta za działalność
kulturalną. Jesteś do niej nominowany.
To oczywiście ogromne wyróżnienie. W sumie nigdy nie sądziłem, że może mnie coś takiego
spotkać. Dlatego niezależnie od wyniku będę się bardzo cieszył. Białystok był i jest miastem
bluesa. Od wielu lat robię swoje. Z Formacją Fru graliśmy na głównej scenie Rawa Blues
Festival, tutaj w dużej mierze powstawały dwie płyty Harmonijkowego Ataku. Jestem związany z
Białymstokiem, wszyscy miłośnicy bluesa wiedzą skąd pochodzę. Ale do nagród nie przywiązuję
żadnej uwagi. Robię swoje. Gram muzykę, którą kocham.
No i wreszcie masz zespół. Formacja Fru odniosła sukces, ale potem zniknęła. Od czasu do
czasu reaktywuje się na jeden koncert. Teraz grasz z Harmonijkowym Atakiem.
Fakt, w sumie to poza Fru nie miałem swojego zespołu, chociaż nie, było The Hardworkers. Jakoś
tak wyszło, że wciąż grałem w różnych projektach. Grałem masę koncertów, ale rzeczywiście nie
ze swoim stałym składem. Ale tak to jest. Czasami gra się całe życie w jednym zespole, a czasami
grasz po całej Europie i po całej Polsce jako uczestnik różnych projektów, albo gość. Ja koncentruję
się na muzyce, a nie na tym, aby koniecznie firmować wszystko swoim nazwiskiem. Muzyka jest
najważniejsza i tego się trzymam. Dzięki temu miałem okazję przeżyć wiele wspaniałych chwil na
festiwalach, grać wspólnie z wieloma wspaniałymi muzykami, wspominając choćby Krzysztofa
Ścierańskiego czy Carlosa Del Junco.
Po latach nagrałeś znów płytę z Seanem McMahonem.
Tak. To był pomysł Seana. Nagraliśmy utwory Roberta Johnsona. Płyta ukazała się w Stanach.
Z Seanem zawsze świetnie się rozumieliśmy. Niestety po latach pobytu w Polsce wrócił do
Chicago, ale nadal utrzymujemy ze sobą kontakt. Co jakiś czas przyjeżdża do Białegostoku i wtedy
reaktywujemy Formację Fru na jeden koncert. To zawsze wspaniała przygoda. Kiedy mnie zaprosił
do nagrania tej płyty, nie mogłem odmówić. Teraz Sean znów jest w Polsce, więc zagramy dwa
koncerty – W Białymstoku i w Krakowie.
Wasz pierwszy wspólny album, „Where Will You Go?” był sporym wydarzeniem na polskiej
scenie bluesowej. A do tego jedna z kalifornijskich stacji radiowych uznała go za bluesowy
album roku.
Ta płyta to był de facto mój debiut. Zagraliśmy na Rawie. To był dla mnie ważny album. Do dzisiaj
jest. Po latach wciąż brzmi dobrze. Zastanawiamy się czy nie wydać go ponownie, bo przecież w
2003 roku nakład był skromny, a do dziś wiele osób mnie o tę płytę pyta.
Czyli jest jakaś szansa?
Szansa jest zawsze. Porozmawiamy z Seanem i coś wymyślimy.