Fingerstyle Bob and The Blues Society - Life won’t give a break

Robert Kordylewski, Leszek Paech i Janusz Siemienas stworzyli akustyczne trio, które gra autorskiego bluesa. Lekko, z klasą i wyczuciem stylu.

Krążek rozpoczyna slide Siemienasa i mocno brzmiący shuffle „Life won’t give a break”. Oprócz rewelacyjnie zrealizowanych gitar na pierwszy plan wysuwa się jak zwykle świetny Leszek Paech. Jest energia mimo programowego braku instrumentów perkusyjnych.

Nie inaczej w boogie „The harp on the go”. Pyszne połączenie riffów wygrywanych na basowych strunach akustyka z riffami harmonijki i slide Siemienasa. No i chcąc nie chcąc jest w tym rockowy pazur białych bluesmanów.

 

Pełne nostalgii i melancholii są słowa i nuty „Nobody left to play”. Przypominająca standardy sprzed II wojny światowej piosenka mogłaby z powodzeniem znaleźć się i w repertuarze Bessie Smith i ze względu na karnacje i barwę głosu wokalisty – na przykład Matta Duska. A jak pięknie i w przemyślany sposób gra tu Paech. Cóż – lata doświadczenia owocują.

Bluesowo-ragtimowa zabawa towarzyszy piosence „On the right track”. Tu Kordylewski dodatkowo gra basowe nuty na harmonijce. I znów śpiewa trafiony w sedno tekst. A Siemienas rozmawia sobie z bezpretensjonalnie grającą harmonijką. A wszystko na luzie i z oddechem.

I znów boogie, tym razem bardziej teksańskie. „Going to the gig” ma ten nerw, który instynktownie każe tupać nogą i robić głośniej odtwarzacz. Tym razem pierwsze skrzypce gra slide, ale i harmonijka ma swoje do powiedzenia.

Starzy mistrzowie bluesa pobrzmiewają w kompozycji „Working on our own”. Do tego bardzo intrygujący tekst, wykraczający znów poza „I woke up this mornin’”. I kolejny popis Paecha, który śmiało porusza się od najniższych po najwyższe rejestry.

Z klasykami bluesa kojarzy się też kompozycja „Take all love in advance”. Całe The Blues Society uczciwie dba o właściwe pulsowanie, a dźwięk uzyskany w MM Studio jest pełny i soczysty.

 

Blues często opowiada o kobietach i taki właśnie – przypominający wiele z świetnych płyt Claptona- jest „Waiting on that road”. Dlaczego właśnie Slowhanda, a nie czarnych mistrzów? Ano właśnie ze względu na barwę głosu Kordylewskiego. Nie stara się naśladować bluesmanów, to raczej songwriter zakochany w bluesie.

Świetne współbrzmienie akustycznych fraz ze slide udało się osiągnąć w „Your disappointing fate”. Tu Siemienas znakomicie komentuje każdą frazę wyśpiewaną przez Kordylewskiego, a zwieńczeniem zwrotek są brawurowe dźwięki Paecha. To po prostu akustyczne power trio.

Po burzy dźwięków, uspokojenie można znaleźć w jazzującym „The time for you to live”. I znów w tekście Kordylewskeigo można znaleźć songwriterskie zacięcie, podkreślone slidem. To jeden z utworów, które zostają w pamięci i wartę są do rozpracowania przez młodszych adeptów bluesa.

Na zakończenie typowo werandowe teksańskie boogie „One band is not enough”. Rytm wystukiwany butem, świetne riffy slide, dodatkowa harmonijka i energia, która wprost tyska z głośników.

W muzyce Fingerstyle Bob and The Blues Society jest i profesjonalizm I przede wszystkim niewymuszona radość muzykowania. Jestem przekonany, że równie dobrze zabrzmią w barze, co na wielkiej scenie. Bo mają wielkie serca do grania.