JP Soars - Full Moon Night In Memphis

JP Soars nagrał płytę w formule tria, ale gościnnie na harmonijce gra Brandon Santini. To jeszcze jeden powód, by zwrócić na ten krążek uwagę.

 

Płytę rozpoczyna tytułowa kompozycja w formule blues rocka, z gitarą slide i znakomicie brzmiącą harmonijką, najpierw wtórującą riffami, a potem wychodzącą na zdecydowane solo. Sam Soars gra z poszanowaniem tradycji, bardziej skupiając się na rytmie niż szybkości generowania dźwięków.

„Back To Broke” z lekko funkowym rytmem nie robi jakiegoś szczególnego wrażenia. Lekko southernowe pojmowanie frazy pozwala cieszyć się muzyką, podobnie jak cieszą się jej wykonawcy.

„Makes No Sense” przypomina stare bluesy. Brzmienie jest bardziej vintage, a I sfera rytmiczna też uproszczona, wszystko w efekcie pozwala lepiej przysłuchać się głosowi lidera. Przybrudzony, czasem zmieniający się w melorecytację, tu brzmi przekonująco.

Zaskakująco brzmi dość niemal hard rockowy „Somethin’ Ain’t Right”. Po brzmieniach rodem z lat 50. Przeskakują do przełomu lat 60. I 70. XX wieku i brzmią wyśmienicie.

Kolejny ukłon w stronę przeszłości to „Mean Old World”. Soars momentami interpretuje tego klasycznego bluesa jak młodszy brat Toma Waitsa. Chris Peet skupia się na wybijaniu rytmu na półkociołkach, rezygnując z blach, a całość ma dość niesamowity nastrój.

Tradycyjny shuffle to”Savin’ All My Lovin’”, Soars sam ze sobą gada na gitarze i w sumie o to tu chodzi.

Oszałamiające tempo „Reefer Man” to dowód na wszechstronność muzyków, ai poczucia humoru im nie brakuje. Porywają do tańca, zwłaszcza że towarzyszy im sekcja złożona z  trąbki i saksofonu, który gra zresztą solówkę.

„Way Back Home” Soars gra podobno na gitarze cigar box i trzeba przyznać, że kompozycja wypada pysznie.

Po romantycznym wstępie „The Back Room” zamienia się w rhythm and bluesową piosenkę, jakiej nie powstydziliby się i The Rolling Stones. Tyle, że u Soarsa brzmi bardziej stylowo, wzmacniana organowym tłem.

„Thorn In My Side” ma z kolei świetne, blues rockowe intro. Durowa harmonia przywodzi oczywiście mnóstwo skojarzeń, ale wykorzystanie slide nadaje tej dość stereotypowej piosence bluesowego sznytu.

Jest też akustyczne brzmienie w kolejnym utworze kojarzącym się z Tomem Waitsem. To klasyczny „Viper” z klarnetem i trąbką w gościach. Jest swing i klimat.

Ukłonem w stronę country będzie „The Road Has Got Me Down”. Wokalnie Soarsa wspiera Teresa James I aż szkoda, że tu w tle marnuje się harmonijka Santiniego.

Latynoski instrumentalny „Lil’ Mamacita” jeszcze mniej pasuje do klimatu krążka niż owo country. Jak widać – i Amerykanie umieją coś zepsuć.

Na szczęście swingujący „Missin’ our Kissin’” zaciera nienajlepsze wrażenie, a teery Hanck na saksofonie tenorowym sekunduje muzykom i gra też solówkę. Uff.

Płyta „Full Moon Night In Memphis” nie jest zupełnie równa, ale też pokazuje wiele obliczy muzyka. JP Soars czuje różne klimaty, niepotrzebnie tylko sięga po country, ale widać tak w USA trzeba.