48 Godzin – 1410

48 Godzin to blues rockowy zespół założony w połowie lat 80. XX wieku w Białymstoku. Nigdy nie przestał istnieć i właśnie pojawiła się nowa płyta "1410" nagrana w lokalnym studiu WEM.

48 Godzin to bardzo „dziwny” zespół. Założony został w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych i formalnie istnieje do dzisiaj. Muzycy spotykają się regularnie na próbach, tworzą nowe utwory, wydają nawet płyty, ale koncertują bardzo, bardzo rzadko i to chyba tylko w lokalnych klubach. Mam wrażenie, że granie traktują wyłącznie jako pasję, hobby i miłe spędzenie czasu. Założycielem i liderem zespołu jest Mirosław Kłosowski. To niezwykle wszechstronny muzyk. Gra na gitarze i harmonijce, śpiewa a do tego jest kompozytorem i autorem tekstów. Obok niego w zespole występują również: Grzegorz Poznański (gitara), Kuba Szumarski (gitara basowa), Grzegorz Pawłowicz (perkusja). Najnowszych nabytkiem zespołu jest grający na harmonijce Janusz Nowowsiak.

Każdemu Polakowi tytuł płyty natychmiast skojarzy się z bitwą pod Grunwaldem chociaż rozsypany cukier zamiast na przykład księcia Witolda na koniu na okładkowym zdjęciu budzi pewne wątpliwości. Otwierający płytę utwór tytułowy wszystko wyjaśnia. Chodzi bowiem o „ludowy” przepis na wyprodukowanie domowym sposobem alkoholu. Utwór to typowa dla zespołu kompozycja, taki poniekąd ich znak rozpoznawczy. Utrzymany w średnim tempie, z lekko funkującą sekcją rytmiczną, nieśpieszny, dający szansę wyśpiewania tekstu i zagrania kilku solówek. Zresztą powyższy opis pasuje do większości utworów z płyty „1410”. Brzmienie zespołu pięknie ubarwiają organy Hammonda (gościnnie Marek Kubik).

Gitarowo-harmonijkowe unisono rozpoczyna utwór „Ostatni papieros”. Ponownie zespół wspiera Hammond. Zwraca uwagę piękna solówka na harmonijce. Pamiętam jak zaledwie kilka lat temu Janusz Nowowsiak zaczynał swoją przygodę z tym instrumentem (przecież „od urodzenia” to perkusista). To, co prezentuje na płycie wzbudza mój podziw i szacunek. W stosunkowo krótkim czasie opanował grę na harmonijce w stopniu jaki innym znanym mi instrumentalistom jest niedostępny.

Całkiem zgrabna zabawa językowa, bo wyśpiewany w refrenie kilka razy pod rząd tytuł „Para Dam” zgrabnie się układa. Tym razem zespół prezentuje się w swoim podstawowym składzie. Ozdobą utworu są zamaszyście brzmiące harmonijkowe akordy.

„Mówili ci” to jeden z moich ulubionych utworów na płycie. Utrzymany trochę w stylu zespołu Dżem, troszkę pachnący southern rockiem ale z wyraźnie odciśniętym stylem 48 Godzin. Pięknie i bogato zinstrumentalizowany, bo obok stałych członków zespołu na fortepianie i Hammondzie udziela się ponownie Marek Kubik. Niezwykle zaraźliwy refren, który łatwo wchodzi do głowy. Utwór trwa cztery i pół minuty a skondensowany do góra trzech mógłby być atrakcyjny nawet dla komercyjnych stacji radiowych.

W końcu po tylu latach Mirek Kłosowski w utworze „48 godzin” wyjaśnia skąd się wzięła nazwa zespołu. Po raz pierwszy i jedyny na płycie gość, czyli Marek Kubik ma możliwość pokazania swoich umiejętności serwując przecudnej urody solówkę na fortepianie.

Na płycie zespołu bluesowego nie mogło zabraknąć slow bluesa. Kompozycja „Drzewo” należy właśnie do tego gatunku. Pewnie wielu uważa, że to ograny i zgrany do cna schemat, zwykłe nudziarstwo i gra na czas. Mirek Kłosowski z kolegami udowadnia, że wcale tak nie musi być. Slow blues ale bardzo melodyjny przywołujący skojarzenia z tym co robił Gary Moore. Janusz Nowowsiak ponownie zachwyca solówką tym razem w stylu Bartka Łęczyckiego. Duży aparat wykonawczy, ale wszystko zostało pięknie nagrane - każdy z instrumentów ma swoje miejsce w przestrzeni muzycznej. Od czwartej minuty gwałtowna zmiany tempa i charakteru utworu, bo to nie jest już klasyczny slow blues. Najdłuższy utwór na płycie ale wcale nie nudzi. Zachwyca melodią, solowymi popisami muzyków a jako smaczek słuchacz dostaje przyjemne call and response gitary i harmonijki.

Ponownie gitarowo-harmonijkowe otwarcie „Dziewczyna”. W warstwie lirycznej opowieść z życia wzięta, o perypetiach dziewczyny z małego miasteczka robiącej karierę w wielkim świecie. Wyśpiewana przez Mirka Kłosowskiego jakby to był artykuł z prasy kolorowej czy telenoweli.

Za sprawą utworu „Rewolucja” dokonuje się kompletna zmiana nastroju i klimatu bo jest to soczyste, słoneczne reggae. Tym razem na instrumentach klawiszowych zagrał kolejny gość - Marek Abramowicz. To były członek 48 Godzin znany również z zespołu Daab. Zresztą na poprzedniej płycie pojawił się również i też w utworze reggae.

Kolejny utwór opowiadający o sprawach codziennych. Tytuł w zasadzie wszystko wyjaśnia „Osiemnastka”.

Kompletnie odleciałem słuchając kompozycji „Rower”. Nie spodziewałem się, że pod tak niepozornym i prozaicznym tytułem ukryta została aż tak urzekająca ballada. Niby folkowa, trochę jakby irlandzka z kojącą, piękną melodią ubarwiona gościnnym udziałem tria akordeonowego. W warstwie wokalnej też jest ciekawie bo Mirka Kłosowskiego wspomaga drugi męski głos.

W powyższym tekście często chwaliłem solowe popisy Janusza Nowowsiaka bo jest on dla mnie dużym ale bardzo przyjemnym zaskoczeniem i odkryciem. W żadnym razie nie chcę w ten sposób dać do zrozumienia, że pozostali muzycy nie zasługują na słowa uznania. Zostawiłem to na koniec, niejako w podsumowani i uogólnieniu. Lata temu na okładce płyty „Wilk” skrupulatnie wymieniono nazwiska gitarzystów grających poszczególne solówki. Na „1410” zabrakło tej informacji dlatego trudno jest mi komplementować każdego z nich z osobna. Jestem pod wrażeniem tego co zrobili na płycie obaj gitarzyści. Pięknie brzmiące instrumenty, porywające solówki, mnogość odcieni gitarowej sztuki – sama przyjemność słuchania.

Już poprzednia płyta 48 Godzin sprzed sześciu lat pokazała, że zespół jest w dobrej formie chociaż były pewne niedociągnięcia obniżające atrakcyjność całości. Na „1410” wszystko ze sobą doskonale współgra – kompozycje, wykonanie, produkcja (tak pięknie brzmiących gitar dawno nie słyszałem).

Autorem wszystkich kompozycji jest jak zwykle Mirosław Kłosowski i muszę przyznać, że spisał się bardzo dobrze. Komplementowałem już go jako gitarzystę ale nie mogę zostawić bez komentarza jego udziału na płycie w roli wokalisty. Mirek dysponuje ciekawym głosem o przyjemnej barwie i to doskonale słychać na wszystkich poprzednich wydawnictwach zespołu. Uważam, że na płycie „1410” wzniósł się na wyżyny swoich możliwości.

Moim zdaniem „1410” to najlepsza płyta w dorobku zespołu 48 Godzin. Kompletna pod każdym względem. Szkoda byłoby gdyby przepadła w natłoku muzyki zalewającej nas zewsząd. Warto pomyśleć o szersze promocji i co najważniejsze ruszyć do ludzi z tym materiałem.

Robert Trusiak