Mix & Dorp przechwala się, że proponuje nowe oblicze bluesa. Ale to nie są czcze przechwałki. Elektroniczne remiksy znakomicie uwypuklaja transowośc i plemienny charakter artystów związanych z wytwórnią Black and Tan Records. A wśród nich jest choćby Boo Boo Davis. Warto sprawdzić!
Krążek rozpoczyna właśnie "Who Stole The Booty" Davisa. Prosty riff nabiera mocy, zmienione proporcje uwypuklają niezwykłą motorykę ukrytą w nagraniach tego bluesmana, a dość proste w gruncie rzeczy zabawy pasmem przenoszenia podkręcają tempo utworu. I co ważne - nie psują efektu surowości nagrania.
"What You Got" przepuszczone przez konsoletę przypomina ni to punkowy łoskot, ni to nowoorleańską orkiestrę, która na dobre zstąpiła w czeluście piekielne, by tam zanieść bluesową nowinę. A robi to swoim glosem Big George Jackson. Przetworzona harmonijka zamienia się w całkiem diaboliczny instrument, a wokalista śmiało może snuć swoją opowieść jak sprytny pająk sieć.
I oto ze świata bliskiego nastrojom Trenta Reznora powracamy do pierwotnych dźwięków Boo Boo Davisa. Tu harmonijka w wysokich rejestrach towarzyszy wysunętemu do przodu głosowi wiekowego muzyka. A bębny brzmią syntetycznym łoskotem rodem z XXI wiecznej fabryki neo-bluesa. Wystarczyło nałożenie automatu perkusyjnego i odrobina zmutowanej gitary i już jest wszechobecny na krążku trans.
"Ain't Good Lookin'" to z kolei nagranie Billy Jonesa. Zrealizowane w pewnym sensie jak remix Elvisa Presleya, z funkową motoryką i świetnie wyeksponowanymi partiami takiej gitary, a jednocześnie nie pozbawione swego rodzaju swingu. Bo nawet w elektronicznym sosie najważniejsza w tym bluesie jest prostota.
Harrison Kennedy to kolejny amerykański wielki głos bluesowy odkryty Europie przez Black & Tan Records. A jako przedstawiciel korzennej odmainy gatunku otrzymał niemal perkusyjne wsparcie w remiksie i kompozycja "40 Acres And A Mule" dzięki wsparciu automatu perkusyjnego wręcz dostaje rootsowych skrzydeł.
"Dirty Dog" Boo Boo Davisa oparty jest o przesterowaną gitarę, a właściwie kilka gitar połączonych z rytmem przypominajacym poteżny skład towarowy przemierzający bezkresne przestrzenie. Ależ ten pociag sie rozpędza. Surowy blues pozostaje surowym, ajednocześnie nabiera niebywałej potęgi.
W "Hard Times" Davis dostał wsparcie pogłosów na partie wokalne, ale i pojawiają sie elektroniczne perkujonalia oraz riff harmonijki wykorzystujący przestrzenie. Ta niezwykle surowa kompozycja wręcz otacza i wsysa w siebie słuchaczy. Sztuczki z konsoletą mogą naprawdę zawładnąć rozumami nie tylko fanów bluesa.
Każdy, kto sięgnie po ten krążek nie może powiedzieć, że miał "Bad Luck". Wręcz przeciwnie. Ten utwór Roscoe Cheniera ma wyeksponowana świetnei akustyczna warstwę, a w pewnym momencie remix zamienia go w XXI-wieczne "Sympathy for the Devil". Tyle, ze prawdziwie korzenne, nie wymyślone na potrzeby bandy Mansona. Ale co się dziwić, skoro surowiec remiksu urodził się w Luizjanie.
"Revolution Bluez" oparty jest o wycięty motyw harmonijki ustnej. Ale nie tylko. Bębny brzmią jak w dobrym reggae, a i gitara zapisana została w innym neico paśmie. No i sama opowieść Billy Jonesa zyskuje nową jakość. Płyta dawno minęła półmetek, a ciągle zaskakuje. Ten utwór to wręcz materiał na przebój.
"St Paul Woman" zaczyna się od świetnie brzmiącej harmonijki, którą można znaleźć w nagraniu Big George Jacksona. Ale na podstawowy, bardzo wolny rytm nałożony został znacznie szybszy bit. I to chyba najmniej udany pomysł na unowocześnienie tej kompozycji.
I znów producent sięga po Boo Boo Davisa. I słusznie. Im bardziej surowy oryginał, tym większe pole do popisu. I rzeczywiście w "I'm So Tired" dzieje się wiele. Jest dołożony świetny rytm, gitara, zmutowane instrumenty. No i jest ten plemienny klimat pierwotnego rytuału. Kompozycja rozwija się jak huragan Catrina.
Płyta kończy się kompozycją "Fee Fi Fo Fam" Big George Jacksona. To także niemal rytualny utwór i znów dzieje się w nim dużo. Remiks eksponuje dialog wokalisty, gitary i riffu harmonijki. I rozpędza się wraz z solówkami. Tu głos został nieco ukryty, by pokazać, ze nawet w kilku dźwiękach jest prawdziwy blues.
Świetna płyta. Proste kompozycje w nieskomplikowany sposób zostały poddane rytmicznemu i pogłosowemu liftingowi. Takiego bluesa ci artyści z pewnością sami by nigdy nie nagrali, ale kiedy usłyszą efekty na "blues + beat" może nawet uwierzą, że za życia stali się nieśmiertelni.