Amusing Companions, czyli część Kraków Street Band wraz z Antonisem Skoliasem i Adamem Henry wypuszcza swoje wersje świetnych standardów w stylu neo swingu.
Tu wszystko ma sens. Od oszczędnie traktowanej perkusji, w której jednocześnie nie brak partii solowych, po gitarę elektryczną wykorzystującą brzmienie i technikę gry wzorowaną na latach 30. XX wieku.
Swingujące „Just a Gigolo” przenosi słuchaczy w świat starych włoskich piosenek, uwodzicielskich dziewczyn w pięknych sukienkach i facetów, którzy umieją nosić garnitury. Do tego słuszna porcja slide Tomasza Kruka i jest pięknie, choć surowo.
„Girls! Girls! Girls!” Leibera i Stollera bliskie bluesowi i wywodzące się z narodzin rock and rolla to kolejny pretekst do zabawy i… zagrania solo na kazoo.
Panowie Kruk, Henry, Skolias i Skwirut nie oszczędzają gardeł w chórkach do „Communication”, biorąc pod uwagę, że podstawowe ścieżki nagrali na żywo w czasie rzeczywistym. Odrobina post produkcji ubarwia tę piosenkę czymś na kształt prapsychodelii.
Tradycyjny gospel przerobiony na zwariowane country z harmonijką Łukasza Wiśniewskiego, lidera Kraków Street Band to właściwie naturalna kole rzeczy. „You Better Run” dodaje słuchaczom niezwykłej porcji energii.
Stareńki przebój „Nature Boy” ma zdecydowanie za długi wstęp, w dodatku poprzedza go instrumentalne interludium. Za to im dalej „w las”, tym ciekawiej, bo dość stereotypowemu głosowi wokalisty Amusing Companions towarzyszą całkowicie unikalne wokalizy Jorgosa Skoliasa. Jego techniki wokalne same w sobie są już wielką sztuką, a tu improwizuje z taką pasją, że trudno się od niej uwolnić. Mistrz.
„Drivin’ Me Crazy” zaczyna się jak niemal punkowy hit, w środku jakby glamowe wstawki, ale generalnie pozostaje surowość przemieszana z nostalgią, choć akurat ta piosenka nieco odstaje od wcześniejszego klimatu „Ain’t so Bad”.
Za to „Jezebel” to przede wszystkim głos i rock and rollowy rytm, oczywiście w rozumieniu wytwórni Sun i wczesnego Elvisa Presleya.
Krążek kończy odlotowa zabawa głosem Jorgosa Skoliasa w piosence „Yip Roc”. Panowie nie kryją swojego poczucia humoru i po prostu, nie wypadając z rytmu – nieźle się bawią.
Pojedyncze piosenki z tej płyty z powodzeniem mogłyby by być singlami radiowymi, ale kiedy nie ma jak słuchać całości – lepiej zobaczyć Amusing Companions na żywo. Dobra zabawa gwarantowana! A kupując płytę po koncercie – okazać muzykom swoją admirację.