Layla Zoe, fantastyczna wokalistka z Kanady, wydała właśnie dwupłytowy album „Gemini”. Dwa krążki „Fragility” i „Courage” pełne są niesamowitych emocji płynących z jej niesamowitego głosu.
„Fragility”, kruchość, to zbiór 10 piosenek zaśpiewanych z towarzystwem gitar Jana Laacksa. Już otwierający zestaw utwór „She Didn’t Believe” pokazuje, na co ich stać. A słowa „I am ready” zwiastują długą podróż.
Z akompaniamentem dobro, Layla Zoe śpiewa nawiązującego do Roberta Johnsona bluesa z obiecującym tytułem „I’ll Be Reborn Blues”. I z radością spogląda w przyszłość.
Z odrobiną perkusji w piosence „Turn This Into Gold” dołącza do duetu Claus Schulte. To zdecydowanie transowy, hipnotyzujący utwór, wykorzystujący technikę slide. Layla Zoe, wzorem starych mistrzów, prowadzi swoją opowieść, wyśpiewując ją niemal do ucha słuchaczy. Dzięki pracy w studiu w Bonn, Laacks multiplikuje swoją gitarę, akompaniament zamieniając w dialog. Pyszne.
Kolejny utwór brzmiący jak najlepsze klasyki to „The Deeper They Bury Me”. Esencja bluesa w dodatku dedykowana Hermanowi Wallace, przetrzymywanemu w izolatce w więzieniu przez 41 lat.
I nagle pojawia się cudowny „Mumbai”. Piosenka o Bombaju, leciutka jak piórko, daleka od bluesa, bliska balladom z „Bagdad Cafe”.
„The Good Life” to powrót do surowego bluesa, śpiewanego unisono z akustyczną gitarą. Głos Zoe brzmi odpowiednio silnie, wszak to niemal współczesna pieśń pracy.
„I Can’t Imagine My Life Without You” flirtuje z folkiem, a w studiu w Bonn Jan Laacks oprócz zagrania na gitarze akustycznej dołożył odrobinę drugiego planu w postaci, zdaje się, pedal steel guitar.
Wierna bluesowi Layla Zoe z pasją i minimalistyczną gitarą dobro ze slide wyśpiewuje „Freedom Flowers”. Jest w tych piosenkach miłość do korzennego bluesa – bez dwóch zdań.
I nagle niespodzianka, Jan Laacks gra prościutkie ostinato na elektrycznym pianinie, by mogła wybrzmieć piękna pieśń „Let Go”. Dochodzą stringi, ale wokalistka nie szarżuje, stara się powstrzymać emocje, by śpiewną frazą „Let go, move on, drift away” porwać słuchaczy. Z powodzeniem.
I wreszcie ukulele – Layla Zoe z uśmiechem na twarzy kończy ten bardzo osobisty krążek śpiewając „Rainbow Pacmen and Unicorns”. I jak się w takiej songwriterce nie zakochać. Perfekcja!
Przewracamy książeczkę CD do początku – jak Bliźnięta to Bliźnięta i zaczynamy odsłuch krążka „Courage”. Od pierwszych taktów słychać, że tu jeńców nie będzie, a Joe Bonamassa jako kompozytor może poczuć dreszczyk na plecach. „Weakness” uderza prosto między oczy, choć perkusja jest zredukowana do niezbędnego minimum. Znów jest tylko głos Zoe i potężne riffy Laacksa. I słowa o tym, że faceci są słabi. Jest moc.
Dirk Sengotta usiadł za perkusją, by przywalić po garach w blues rockerze „Dark World”. Tu już Layla Zoe się nie oszczędza. To utwór pełen złości, z chórkami dogranymi przez gitarzystę w studiu w Bonn. No i oczywiście gitara Jana Laacksa gada jak szalona, z wirtuozerskimi nutami wplatanymi jakby od niechcenia.
Niemal hendrixowsko brzmi „Ghost Train”. Takich hołdów słucha się z prawdziwą przyjemnością.
Muzyka nieco zwalnia tempo, kiedy rozbrzmiewa „Bitch with the Head of Red”. Layla Zoe jes wyraźnie wściekła, a Laacks podsumowuje to muzyką.
Ciekawe ile elementów autobiograficznych zawiera tytułowa piosenka „Gemini”. Layla śpiewa: „ludzie mówią mi, że jestem zbyt poważna, że powinnam wyluzować”, i że to wina znaku zodiaku. Mocny funk blues rock idealnie oddaje emocje, które od lat wyśpiewuje Zoe. Ileż w niej pasji, jak u najlepszych gospelowych wokalistek. I wtedy pojawia się zaskakujące – latynoskie solo, przeradzające się w cytat z Hendrixa i szczypta jeszcze innych cytatów. Kwintesencja wielowymiarowości muzyki duetu – Zoe – Laacks.
„Roses and Lavender” to pierwszy slow blues na tym krążku. Zoe śpiewa szeroko, bez zbędnego dramatyzmu, czasem bliższa jest w interpretacji klasycznej balladzie niż surowemu bluesowi. Piękne sześć i pół minuty.
„White Dog” to skrzyżowanie najprostszych bluesów ze światem funku i rocka, jak postrzegał go wspomniany Hendrix.
Blues rockowy, mroczny „Automatic Gun” to opowieść o szaleńcu strzelającym do ludzi. Współczesny, mocny temat i mocne, zdecydowane granie.
Podobnie jak traktująca o depresji oparta na bluesie ballada „Are You Still Alive Inside” - piękna, z przejmującym wokalem i wciągającą frazą.
Kończąca krążek „Little Sister” to drobny romans z reggae czy calypso. Po tak mrocznym poprzednim utworze, Layla Zoe kończy płytę w iście wakacyjnym klimacie. Przyda się w październikowe słoty.
„Gemini” może nieco znużyć wykorzystaniem przede wszystkim brzmienia gitary, jako głównego akompaniamentu, ale świeżość tekstów i pasja, jaką kryje w sobie Layla Zoe wynagradza te celowe ograniczenie. Czekamy na koncerty w Polsce.