Jarek Śmietana to jeden z najwybitniejszych polskich gitarzystów jazzowych. Po latach od oszałamiającej kariery z Extra Ball wciaż powraca do muzyki która poruszyła go za młodu. Do Jimi Hendrixa i bluesa. Coraz bardziej stylowego. Podobobnie jak stylowo od lat pieści klawisze hammondów Wojtek Karolak.

Płyta rozpoczyna się niezwykle przejmującym akcentem. To jakby wyznanie wiary, a raczej miłości do muzyki. Tej najlepszej, najbardziej uczciwej. Do bluesowych nut Milesa Davisa i Johna Lee Hookera. Największych, z których czerpać to nie grzech, ale przywilej przynależny najznakomitszym muzykom. A przecież nasz Śmietana do takich należy. Tu z trąbką Tomasza Kudyka i czarującym głosem Z-Star "His Majesty Blues" wybornie nęci do nowej muzyki gitarzysty.

"Saint Louis Blues" W.C. Handy'ego w aranżacji Karolaka buja się niemal w funkowym klimacie, ale najważniejsze zostało zapisane w partiach dęciaków. Oprócz trąbki Kudyka pojawia się z saksofonem Maciej Sikała. A pysznie brzmiąca elektryczna gitara Śmietany i to chyba z tych starszych w kolekcji gada pełną gębą z żywo reagującymi hammondami. Te starożytne w teorii brzmienia zostały zrealizowane z tak dobrym masteringiem, że aż podrywają z fotela. Ba, świetnie nadają się do tańca.

Bill Neal śpiewa piosenkę Donny Hathawaya "I Love You More Than You'll Ever Know". Sekcja rytmiczna złożona z Adama Czerwińskiego i Pawła Baby Mąciwody na basie mocno stąpa po ziemi, a tuż nad nią unosi piosenkę aranżacja dęciaków. No i ta gitara, z która owe blaszane instrumenty rozmawiają. Ale i sama harmonia pieśni, wsparta potężnymi hammondami unosi brzemię znakomitej pracy aranżerskiej. Niby wszystko to oczywiste, ale jak te nuty przemawiają. Porusza nawet najtwardsze skały. A i sam Neal, kiedy trzeba grzmi jak Zeus miotający pioruny.

"Dukatari" to ciekawa miniaturka Karolaka zagrana własciwie solo na pianie. Muzyk wystylizował ją na brzmienie początk XX wieku i chyba uśmiechał pod wąsem w studiu nagraniowym.

"Not Fade Away" to pieśń Buddy Holly'ego ale z rytmem zapożyczonym od Bo Diddleya. Zaskakujący wybór repertuaru okazuje się być okazją do erupcji energii. Billy NEal wykrzykuje co sił w płucach, Śmietana zaczyna grać slidem, żeby potem nieźle podciągnąć struny, a dęciaki momentami walą prosto między oczy. I kompozycja z 1957 roku brzmi jakby napisano ją tuż przed wejściem do studia, a nie traci nic z uroku klasyka.

I znów całkowita zmiana brzmienia. Swingujące bębny, palce szybko przbiagają po gryfie jazzowej gitary, na kontrabasie gra Antoni Dębski, a na pierwszym planie hammondy Karolaka. To "One For My Baby" Harolda Arlena. Kiedyś śpiewał ją nawet Frank Sinatra, ale to przecież znakomity blues. I Śmietana po raz niewiadomo który udowadnia, że gitarzystą jazzowym jest w równej mierze, co dłużnikiem bluesa.

"Nordic Blues" to następna miniaturka spod pióra Karolaka. I znów pan Wojtek gra solo, a melodia troszeczkę kojarzy się z klimatem Kabaretu Starszych Panów. Bo przecież Jerzy Wasowski takie nuty też znał i nostalgicznych klimatów w jego piosenkach nigdy nie brakowało.

"Camden Town" to nagranie, które pojawiło się rok temu na niewydanej płycie krakowskiego muzyka i dziennikarza Antoniego Krupy. teraz zaśpiewane przez Z-Star i z dogranymi chórkami przepoczwarzyło się ze skromnej gąsieniczki w oszałamiająco barwnego motyla, który szeroko rozpościera skrzydła. Ależ w tej kompozycji jest potencjał, kiedy zaśpiewa ją utalentowana wokalistka, a dęciaki dadzą jej mocne oparcie. Zakończenie z szalejącą wokalistką, blachą i przeciągłymi dźwiąkami hammondów to kolejny znakomity moment tej fantastycznej produkcji.

Jazz i blues wiele mają wspólnego. A takie kompozycje jak "Basin Street Blues" tylko to potwierdzają. Znów Śmietana sięga po jedną z cenniejszych gitar w swojej kolekcji i snuje opowieść na tle perkusyjnych miotełek i elektrycznego pianina. Bez słów, bez dodatkowych instrumentów - sam opowiada całą historię i wydobywa z instrumenty poklady emocji. jak zawsze - jest wielki.

"You Don't Know What Love Is" Gene De Paula śpiewała wielka Ella Fitzgerald. Ale i Karen Edwards brawurowo radzi sobie zarówno z śpiewem w kilku oktawach, jak i frazowaniem płynącym w rytm gitary elektrycznej, która zastępuje tu cały zespół. Tylko glos i gitara i potęga artystów dają wspaniały efekt.

Po takim wzruszającym i wirtuozerskim utworze mamy tym razem zagrany z sekcją rytmiczną karolakowy "Free Market Blues". Siły dodają jak zawsze dęciaki, ale i Adam Czerwiński przmyśłnie podkręca tempo, a Karolak gra solo na elektrycznym fortepianie, nie rezygnując z rytmicznego wsparcia hammondów i bawiąc sie wplataniem cytacików. No i z dodatkowym efektem gitarowym brzmi solo Śmietany.

Któż nie wykonywał "I Need Your Love So Bad"? Tym razem pierwsze skrzypce gra gitara Śmietany w klimacie B.B. Kinga i niezwykle emocjonalna interpretacja Billa Neala. Faceci z różnych półkul świetnei dogadali się, bo połączył ich blues?

Na płycie pojawia sie także inny wybitny muzyk - Krzysztof Ścierański. Wspólnie z Śmietaną skomponował i zagrał na gitarze "Birthday Blues". Zawodowo, chociaz nie rozumiem, po co dodano elektroniczne tło.

"Good-bye Pork Pie Hat" Charlesa Mingusa to stały fragment koncertów zespołów Jarka Śmietany. Tu główny temat podaje na basowym klarnecie i saksofonach Maciej Sikała. Ależ to robi wrażenie. Niesamowity pomysł na aranżację. Drewno brzmi nisko i dostojnie, a Śmietana z pasją gra jazzujące partie wprawnie przebiagając gryf palcami. Lekko muska struny, ale słychać, że każdy dźwięk ma sens, a kiedy chce wyrazić emocjenie boi się podciągnąć struny jak rasowy bluesman. Świetna wersja, w której znalazło się miejsce na wyeksponowanie sola na wspomnianym już klarnecie. A kiedy gra unisono z gitarą wydaje się, że tak było od wieków. Wzorowa wersja standardu i dowód niezwykłego kunsztu aranżacyjnego Śmietany.

"I Love the Blues" to rzeczywiście prawdziwe wyznanie miłości do gatunku. Ale ta miłość nie jest ani monotonna ani ślepa. Ma w sobie humor, finezję i pokazuje, ze kochać to nie zawsze znaczy to samo i przede wszystkim tak samo.