Magda Piskorczyk - Afro Groove

Magda Piskorczyk to jedna z najważniejszych polskich artystek, nie tylko bluesa. Billy Gibson ma na swoim koncie Blues Award, jako harmonijkarz. Razem zjechali Polskę, Czechy i Niemcy, ale koncert zarejestrowali w Tarnobrzegu na festiwalu Satyrblues. Kto nie miał okazji dotrzeć na koniec świata, teraz ma szansę usłyszeć ich na płycie Afro Groove. A płyta poleci nawet do Japonii.

Koncert rozpoczyna piosenka Tracy Chapman "Save Us All". I od razu można poczuć idealny puls, jaki wytwarza się na scenie. Piskorczyk wtóruje Aleksandra Siemieniuk, a i Gibson dogrywa co nie co na ogniskowo brzmiącej harmonijce.

I od razu przechodzimy do części, którą lubi i Magda i jej publiczność. Wspólne wyklaskiwanie to nieodłączna część "The Kokomo Medley". I jesli ktoś miał wątpliwości - Piskorczyk wymienia nazwiska Marcina Jahra - perkusisty i Adama Rozenmana - grającego na różnych perkusjonaliach. No i wprowadzony Billy Gibson z miejsca zaczyna grać solo na harmonijce. Są tu i klasyczne zagrywki i trochę akordów, no i klaszcząca publiczność. I ten cholernie wciągający puls całej akustycznej orkiestry. Ale to dopiero część zabawy. Bo w pewnym momencie wydaje się, ze to Amerykanin z Memphis przejmuje stery kapeli i z miejsca daje wszystko z siebie i swoich płuc.

A skoro już harmonijka się rozszalała, nadchodzi czas bluesa. W "I'm a Woman" Siemieniuk sięga po gitarę elektryczną, a Gibson zmienia ton swojej harmonijki na bardziej zduszony, chrapliwy. A kiedy trzeba - dogrywa mocne riffy. Tu można pochwalić też realizację nagrania. Wyraźnie słychać reakcje podekscytowanej publiczności. A sam Gibson gra bardziej emocjami niż jakąś niezwykłą techniką. No i słychać, że umie bawić się muzyką. Chciałoby się aż napisać - szkoda, że tego nie widać, zwłaszcza kiedy Magda zaprasza salę do zabawy.

Zespół zaczyna brzmieć nieco mocniej, a i harmonijka wydaje się być już lekko zmutowana. I to jej dźwięki rozpoczynają "Love Everybody". No tak, Billy Gibson, zaczyna przemawiać do narodu. I opowiada, że zaprezentuje piosenkę, którą słyszał w okolicach Mississippi. I jak wielu zawodwców - świetnie frazuje, ale nie stara się głosem udawać Afroamerykanina. A najlepiej i tak brzmi w duecie z Magdą. A po solówce Siemieniuk na elektrycznej, gra swoje solo tylko z towarzyszeniem przeszkadzajek i gorąco klaszczącej publiczności. A Adam Rozenman zaiste niezwykle czujnie swoim bębnieniem nawiązuje dialog z amerykańskim harmonijkarzem.

I oto kompozycja pod którą podpisal się już sam Gibson - "Mississippi". Tu w podkładzie mamy funkującą gitarę elektryczną i Magdę grającą na basie. Trzeba nieco przecierpieć, żeby wreszcie usłyszeć kawałek harmonijkowej solówki. Czasem tak jest, że na koncercie coś działa, na płycie może przyprawić o ziewanie. Ale też i w tej piosence Gibson wspomina wielkich bluesmanów grających na saksofonie z Mississippi, czyli na harmonijce ustnej. I wreszcie gra.

Mimo zapowiedzianego klimatu afro fani bluesa mogą być spokojni. Zespoł fantastycznie gra chicagowskie "One More Time". Aleksandra Siemieniuk wycina zdrowe solo, a Gibson śpiewa w rytm pulsującego basu Magdy i kolorowo grających perkusistów.

I kolejny znakomity fragment z ostatnich koncertów Piskorczyk - "Too Much Stuff". Rozenman szaleje na przeszkadzajkach, Magda świetnie śpiewa, a cały zespół czujnie wygrywa wszystkie niuanse rytmiczne. To także okazja do zagrania solówek przez perkusistów i genialnego sola przez Gibsona. Ewidentnie lepiej czuje się w szybkich tempach, niż grając ogniskowe dźwięki, ale mamy prawo się mylić. W każdym bądź razie - energia z jaką dmucha w stroiki aż rozsadza głośniki.

"Mansane Cisse" to jedna z tych kompozycji, którą Piskorczyk zazwyczaj czaruje publiczność. Wyśpiewywana w jakowymś afrykańskim narzeczu jest kwintesencją magii, jaką udaje jej się wytworzyć na koncertach. I realizatorom udało się ją przenieść na krążek. Atmosferę czarów psuje nieco Gibson. To akurat chyba jeden z tych utworów, które bez brzmienia harmonijki mogłyby się obejść, ale że i on poddał się magii - zagrał niezwykle uczuciowo. No i publiczności to niezwykle się podobało, a wszak muzycy są dla niej. I kiedy Piskorczyk kończy pieśń śpiewem solo - najpierw na sali jest cisza, a potem wybuchają okalski.

I zaczyna się zabawa rytmami z kolebki ludzkości. "Cler Achel" to właśnie ten zapowiadany afro groove w najlepszym wydaniu. Wszystko bowiem - łącznie z publicznością - podporządkowane jest rytmowi i jednym wielkim pulsującym ciałem jest. I kiedy Piskorczyk wydobywa z siebie przeraźliwe tony, którym wtóruje gitara elektryczna - wydaje się jakbyśmy razem polowali na nosorożca albo odganiali złe mzimu. A może i jedno i drugie? Z takimi czarownicami bluesa nigdy nic nie wiadomo.

 

 

 

Wydawca nie wiedzieć czemu podzielił koncert na dwie płyty. Na CD 2 trafiły tylko dwie piosenki. I znów mamy tu do wysłuchania świetną wersję "Crossroads" Tracy Chapman. Ta czarnoskóra balladzistka pewnie nie spodziewała się, że na krańcach Europy, ktoś w taki sposób zinterpretuje jej kompozycję. Chociaż - w kraju, który podniósł rękę na komunizm wszystko jest możliwe. A Billy Gibson gra tu niezwykle ciekawe solo i utrzymane niemal w ekstatycznym rytmie instrumentów perkusyjnych. No ma chłop płuca i zacięcie niemal takie jak nasz Harmonijkowy Atak. najpiękniejsze w tej wersji jest to, iż wszyscy muzycy niezwykle uważnie słuchają siebie na scenie i inspirują się do jeszcze ciekawszego grania. I to jest magia muzyki na żywo.

Ostatni wydany na płycie fragment koncertu to piosenka poświęcona sławnej ulicy Beale Street w centrum Memphis. I stąd jej tytuł "Down Home". Tu już słychać, że Gibson, jak większość harmonijkarzy, korzysta z mikrofonu z przesterem, przez który także śpiewa frazy i dzięki któremu szaleje ze wzmożoną siłą w swojej własnej kompozycji. Genialne zakończenie podkreślające wyjątkowość trasy Polki z tym, wydaje się, niezwykle sympatycznym Amerykaninem. Aż szkoda, że nie da się tego zobaczyć, ale na tym polega magia muzyki, że broni się sama.

Absolutnym bonusem płyty jest jedyne nowe studyjne nagranie Magdy Piskorczyk - "Rzeźb mnie". 20 lat temu każda stacja radiowa biłaby się, żeby grać je dzień i noc, radio bluesonline.pl z dumą prezentowało je przez kilka miesięcy. I nic. A słowa - jak zwykle cudowne i o miłości - w swoim niepowtarzalnym stylu napisał Bogdan Loebl. Prawdziwe piękno zaklęte w niecałych pięciu minutach i perła w koronie tego krążka.

 

   

 

Magda Piskorczyk Afro Groove to pozyccja absolutnie obowiązkowa na wielu półkach. Fani artystki i tak kupią ją absolutnie w ciemno, fani harmonijki ustnej i adepci tej sztuki muszą ją mieć natychmiast, a wszyscy, któzy są wrażliwi na akustyczne granie, niezwykłe głosy i zapis prawdziwego koncertu - tez niech się pośpieszą. Dla spóźnialskich zostanie planowana na 21 października edycja japońska, ale wtedy trzeba będzie odczytywac tytuły po japońsku!

Aha i żeby nie było za ładnie - dziwne, że świetny fotograf na okładce umieścił karukaturę zjawiskowej artystki zamiast jednego z tysięcy pięknych zdjęć jakie z pewnością zrobił i on i wierni wielbiciele Piskorczyk, zaś te umieszczone we wkładce trzeba oglądać przez szkło powiększające. Trudno.