Big Gilson na co dzień mieszka w Brazylii, ale dziwnym zrządzeniem losu koncertował w Polsce. I widać tak mu się spodobało, że postanowił przysłać bluesonline.pl swój nowy krążek i koncert na DVD. Zaiste, niezwykłe doświadczenie, możliwe wyłacznie dzięki internetowi.

Układ płyty CD jest nieco inny niż DVD, ale zaciekawiony składem wrzuciłem do odtwarzacza właśnie DVD. I od razu pierwsze zaskoczenie - niezwykle żywiołowa i śpiewająca basistka Flavia Couri. A sam Gilson najpierw zawadiacko posuwa slidem, a potem śpiewa niemal jak bracia Ramones "Ride the Rocket".

Od razu daje zagrać krótkie partie solowe swoim instrumentalistom, a potem, znów slidem, zaczyna sławne "Baby Please Don't Go". I do końca nie wiadomo, czy owa basistka śpiewa czy krzyczy, ale muzyka ma niezły power.

Big nie jest wybitnym wokalistą, co słychać kiedy śpiewa "In the Morning" Parkera. Za to niepostrzeżenie zmienia gitarę. To jedna z bardziej rockowych piosenek w jego secie w Mr. Jones Pub w Buenos Aires.

W "Tobacco Road" gra niemal boogie. I znów partie zagrane slidem są najświeższe i najciekawsze.

Ale zaraz potem Flavia zaczyna grać na klawiszach pierwsze frazy "Messiah Will Come Again". A Gilson gra melodię bawiąc się potencjometrem głośności. I w końcu zaczyna wydobywać nuty lekko w klimacie Gary Moore'a. Tu dla zwiększenia szybkości rezygnuje z szerszych gryfów i sięga po stratocastera.

Czas na autorski utwór "Tropical Feeling Blues". Big gra na gitarze i śpiewa, a kamera pokazuje, ze w tym niewielkim klubie byli i Rick Estrin i Mud Morganfield i pewnie wielu innych. Klasyczny slow blues, sprawnie zagrany przez trio.

I wreszcie zaczyna się coś dziać. Znów jest slide i ciężki riff, którym rozpoczyna się "Sentenced To Living" - następna autorka i całkiem ciekawa kompozycja. Gilson wraca do les paula by epiphone i znów zasuwa slidem, aż lecą iskry.

"Take Me To The River" Ala Greena pojawia się w reprtuarze wielu artystów. Ale w wersji Blues Dynamite to znów niemal punkowe wykonanie wokalne. Za to Gilson gra świetne zagrywki brzmieniem przypominające Hendrixa. Bo znów sięgnął po stratocastera.W tym nagraniu gościnnie pojawia się na saksofonie Giuseppe Puopolo, ale nie powala. Za to jest cytat z "Petera Gunna".

Widać, że Gilson rozgrzał się. Zrzucił marynarkę, pot ścieka mu z czoła, a on żwawo i z wah wah zaczyna grać "I Feel So Good" Big Billa Broonzy'ego. Świetna wersja, jakby w klimacie funku i southern rocka.

Gilson chwyta za gitarę a la gibson SG i znów slidem zaczyna grać swoją piosenkę "Chrysalis". Bardzo udana, w typie psychodelicznych hitów z epoki flower power, acz z wyraźnym bluesowym sznytem. Gdyby jeszcze zaśpiewał ją jakiś bluesowy krzykacz, mogłaby być niezłym hitem.

Big wraca do bluesa i gra ogniste boogie "Tell Mama". Solówka slidem znów jest najmocniejszą częścią tego utworu.

Gilson zapowiada Hendrix tribute i intonuje "Little Wing". najpierw powoli gra melodię, w końcu, jak wielu gitarzystów, rozpala się i zapamiętuje w solówce, pamiętając jednak o oryginalnych zagrywkach w typie mistrza z Seattle. Ale to nie koniec, power trio gra dalej i właśnie w klimacie Hendrixa czuje się bardzo dobrze.

A jako bonus Big Gilson nagrał przerobioną na blues-folkową balladę sławną pieśń Black Sabbath "Changes". I nie ma co ukrywać - nie jest wybitnym wokalistą, ale nie można go nie lubić. Ma odwagę i lubi grać.