Gienek Loska Band od czasu wygrania X-Factor głównie na koncertach grywał głównie covery. Wreszcie pokusił się o wydanie niemal autorskiej płyty. Dobrze znane piosenki i zaskakujące przeróbki zabrzmiały inaczej. Dla wielu świeżo zapoznanych fanów ta płyta może być sporym przeżyciem.
Krążek otwiera dobrze znany z wielu wykonań "Paszport". Kawałek prościutkiego southern rocka zachwyca easternowym tekstem. Loska śpiewa o białoruskiej krainie i sposobie na utratę łukaszenkowskiego paszportu. Zespół gra dość topornie, ale głos znany z ulic Wrocławia, Krakowa czy przejścia podziemnego w Warszawie nie zawodzi.Tytułowy "Hazardzista" to bardziej żwawe blues rockowe granie. I znów błyszczy wyjątkowo szczery tekst, który z ust Loski brzmi przekonująco, mimo infantylnego nawiązania do pokerowej rozgrywki z losem i uchlewania się w knajpach. I po raz drugi z zrzędu wydaje się, że Marcin Młynarczyk grający na elektronowych organach ratuje zespół przed kompromitacją, choć wreszcie ogień idzie z gitary Andrzeja Makarewicza.
"Dance on the razor's edge" to chyba zupełnie niepotrzebnie piosenka zaśpiewana po angielsku. Silny wschodni akcent nie sprzyja dobremu odbiorowi piosenki, mimo że Makar znów udowadnia, iż umie i podciągać struny i szybko przebierać palcami.
I wreszcie "Dusza" - opus magnum Loski i utwór dzięki któremu można powtarzać - Niemen żyje. Absolutnie wspaniały song, z rozgadaną gitarą, silnymi akcentami całego bandu. Na taką wersję warto było poczekać. I dla tej piosenki warto pójść na koncert Gienek Loska Band. Absolutnie najważniejszy numer płyty.
"Jak cię widzą tak cię piszą" to następna życiowa story Loski. Proste słowa i proste rymy, ale jakże przekonujące. Bo przecież "lepiej jest kochać niż nienawidzieć". Wspaniale kołysze ta pieśń. Loska to wszak specjalista od wyśpiewywania ulicznych mądrości, a cudne brzmienie elektrycznego piana dodaje lekkości temu dość topornemu utworowi.
"Kosił Jaś koniczynę" to zaskakująca, wręcz big bitowa, wersja ludowej piosenki białoruskiej. I o dziwo - wykonana z wyjątkowym ogniem i dużo żwawiej niż pseudo southernowe tzw. własne kompozycje. Zaskakujące, ale zespół, który przed laty potrafił grać covery Led Zeppelin właściwie zaskakiwać nie powinien.
"Scream" to kolejny przykład anglojęzycznej piosenki zaspiewanej z białoruskim akcentem. I tu niestety chyba Loska w nagraniu szarżuje. na szczęście żeńskie chórki łagodzą nieco wulgarne wrażenie, jakie sprawiają pierwsze takty. generalnie stylizacja na granie w stylu lat 60. wypada tu bardzo sprawnie. A śpiew Loski wciąga z każdym taktem. Tu natomiast lekko zabrakło chyba pomysłu na solo Makarowi, za to gospelowa, ekstatyczna końcówka robi miłą niespodziankę.
I czas na kolejny hit Loski. "W jedną strone bilet" śpiewa od lat. Na Hazardziście piosenka dostała reggae'owy sznyt. I brzmi jak "D'yer M'aker". Niestety, mimo fajnego chórku, utwór nie ma takiej potęgi jak podobny stylistycznie utwór Led Zeppelin. Na szczęście Loska Z powodzeniem góruje nad całością i zaciera wrażenie niedopracowanego brzmienia. Po dwóch minutach robi się dużo lepiej. Wręcz uroczo.
"Pieśń emigranta" zaczynają kościelnie brzmiące organy. I od pierwszych słów tekstu Loska chwyta za gardło. Bo znów śpiewa o sobie i o tym, że nie będzie go w domu na Święta. Znakomity blues, ba, wręcz hard rock. I kiedy krzyczy, "moją matka jest ciężka praca a moim ojcem gorzka wóda" trudno mu nie wierzyć. A Makar znów po prostu zionie ogniem. I to nie jest efekciarstwo - on po prostu rozumie ból Loski i tak samo dobrze zna dolę emigranta. Druga, juz całkowicie hard rockowa część utworu z bridgem a la Vanilla Fudge albo Omega jest pyszna.
"Dziewczyna z Kielc" to lekko wykręcone boogie o przygodach muzyka na prowincji. I mimo rozrywkowego charakteru napomina fanów, że nie zawsze artysta musi się z nimi zaprzyjaźniać. W dobie powszechnej manii fotografowania się z muzykami, to wbrew pozorom ważne przesłanie.
"Can't Judge A Book" to chyba po części ukłon w stronę widzów programu X-Factor. Zanim Gienek Loska zdobył czek na 100 tys. złotych zaśpiewał tę piosenkę na żywo z Maciejem Maleńczukiem. W wersji płytowej to właśnie starszy od Loski krakowianin wypada lepiej. i nie wiem czemu - to było do przewidzenia.
Piosenkę kończy cudna żołnierska piosenka "Ciemna noc". Czy to asekuracja? ten utwór zawsze zdobędzie setki drobniaków na stricie i w Polsce i w Berlinie, który w końcu to właśnie Armia Radziecka zdobyła.
Potrzeba było kilkunastu lat, by Polska pozwoliła Losce wydać płytę, by mógł stać się medialną gwiazdą. No i jest. teraz wszystko zależy i od niego i od Makara. Czy jak przed laty znów napiszą kilkanascie nowych utworów i po raz kolejny zadziwią całą, nie tylko bluesową Polskę. Ona ich zna i szanuje od dawna.