B.B. King to po prostu król bluesa. Polacy mieli szczęście widzieć, go na żywo przed laty, a w 2011 pielgrzymowali do Pragi, żeby posłuchać go na żywo. A kto nie miał tego szczęścia, może sięgnąć po płytę nagraną 28 czerwca 2011 roku w Royal Albert Hall.

B.B. King, mimo 85 lat, jest w świetnej formie. Ale też pewnie i zdaje sobie sprawę, że każde jego słowo i gest rejestrują także kamery wideo. Błyskawicznie nawiązuje kontakt z publicznością, słychać wręcz, że między nim a widownia przepływa naprawdę wysokie napięcie. I z całą mocą, wsparty dęciakami śpiewa "I Need You So".

Cokolwiek King nie zagra - słychać rękę mistrza. Własciwie tylko muska struny Lucille, a i tak elektryzuje każdego bluesfana. Tak właśnie zaczyna się "Key To The Highway". Ale zanim rozbrzmi pieśń, B.B. King zapowiada piękną damę i wzbudza śmiech martwiąc się, że jest z nią mąż. A kiedy zaczyna śpiewać - też bawi się tekstem całkiem smacznie. Król, to król, nawet jeśli łamie się mu momentami głos.

Jeszcze lepiej zabawia się w "See That My Grave Is Kept Clean". Opowiada długą historię o spotkaniu z producentem T-Bone Burnettem, który namówił go do nagrania pieśni Blind Lemon Jeffersona. A publiczność pęka ze śmiechu. Dęciaki w każdej piosence świetnie sekundują Kingowi, a on jest tak niesamowicie wyluzowany, że nastrój relaksu udziela się każdemu.

Czas na "All Over Again". I znów zaczyna mówić do nas Lucille. Tylko jedne palce na świecie potrafią tak pieścić gibsona. Przez chwilę cytuje nawet... marsza żałobnego.  A pod koniec zaprasza na scenę Susan Tedeschi. No i oczywiście jej męża - Dereka Trucksa.

Muzycy wspólnie zaczynają "Rock Me Baby", a B.B. King prosi o zagranie solówki slidem. A król ze śmiechem zwraca się do Tedschi, że teraz wie, dlaczego wyszła za Trucksa. Zabawa i pogaduchy na scenie trwają w najlepsze, a wszystko w rytmie jednego z największych bluesowych standardów. I wreszcie Susan Tedeschi zaczyna śpiewać, a B.B. King wtóruje jej znacznie ożywiony. W końcu nawet zachęca widownię do wspólnych okrzyków. Trochę szkoda tylko, że partia slidu została przez realizatorów lekko cofnięta do tytułu, ale w końcu to król miał być na pierwszym planie.

Tempo lekko się zmienia i B.B. King intonuje "You Are My Sunshine" namawiając do zaśpiewania oczywiście komplementowaną Tedeschi, a ona odwdzięcza mu się improwizowanymi słowami na temat gwiazdy wieczoru.

I wreszcie na scenie pojawiają się owacyjnie witani goście koncertu. We fragmencie zatytułowanym po prostu "B.B. Jams With Guests" mamy rewię gwiazd, które król zaprosił do Royal Albert Hall. I wymawia tylko jedno słowo - Slash. Ale przy mikrofonie pojawia się jeszcze ktoś - Mick Hucknall, znany z Simply Red. Na krzesełku obok zasiada też Ronnie Wood. Solówkę gra także Derek Trucks, a swoją partię ma do zaśpiewania i Susan Tedeschi. Tak powinien wyglądać i brzmieć każdy bluesowy koncert.

 

 

I wreszcie - kolejny standard wszech czasów - "The Thrill Is Gone". Tu już nikt nie ma wątpliwości, że rozpocząć tę pieśń musi sam król. Ale pozwala też pośpiewać innym, a wtórują im najpierw dęciaki, a szczególnie saksofoniści, ale to przede wszystkim pole do zagrania na gitarze z feelingiem. A B.B. King nie może powstrzymać się od opowieści o genezie piosenki, po czym... oddaje mikrofon Hucknallowi.

Koncert toczy się dalej i pojawia się pieśń "Guess Who", w której pobrzmiewa nawet partia fletu, który świetnie dialoguje z głosem. Dlaczego tak mało flecistów chce grać bluesa? B.B. King ze swoją orkiestrą udowadnia, że można!

A na zakończenie sięga po tardycyjną piosenkę z Nowego Orleanu. Bo jak się bawić, to na całego. "When The Saints Go Marching In" to także pożegnanie z widownią i prezentacja gości. No i marketing - B.B. przypomina publiczności, że koncert był rejestrowany i że warto powiedziec przyjaciołom o nim. Niechaj kupią, skoro nie mogli zobaczyć tego na żywo.

Kupujemy.