Maja Kleszcz, córka sławnego w latach 80. dziennikarza muzycznego, po latach spędzonych w kapeli ze Wsi Warszawa postanowiła dzialac na własny rachunek. Płyta "Odeon" jest równie daleka stylistycznie od bluesa co wydana dwa lata temu "Radio Retro". I równie bliska.
Właściwie nie powinno się sięgać po płytę muzyków, którzy właściwie niewiele mają wspólnego ze światem bluesa, a wręcz kontaktów z nim - przynajmniejw internecie - unikają. Jednak kiedy zatrudniają do pisania tekstów nestora polskiej poezji bluesowej - Bogdana Loebla - rzetelność dziennikarska i zwykła ciekawość wygrywają.
I owa ciekawość zostaje błyskawicznie nagrodzona. "Chciałeś zaśpiewać" to rozkołysana, bluesowa piosenka przypominająca o dziwo to, co aktualnie prezentuje Elżbieta Mielczarek na swoim pierwszym studyjnym krążku. Tekst Loebla, który właśnie obchodził 80-te urodziny, jest naprawdę świeży i idealnie pasuje do konwencji. A incarNations swingująco tworzą piosenkę, która łączy lata 50. z bluesową estetyką i jazzowym groovem. A że Maja Kleszcz interpretuje kompozycje Wojciecha Krzaka wybornie - mają słuchaczy w garści.
"Nocą jesteśmy głodni" mógłby zaśpiewać i Maleńczuk z Waglewskim i zagrać Django Reinhardt. Ale nikt z nich nie zabrzmi jak Kleszcz z zespołem. maja Kleszcz. Zapamiętajcie starannie to nazwisko. Znów grupa swinguje jak Kajetan Drozd Acoustic Trio, ale śpiewa tekst Bogdana Loebla - tradycyjnie operującego nocą, popiołem, światem , ogniem i jak zawsze idealnie trafiającego w nastrój zespołu. Do tego jazzujące piano i niemal nowoorleańska solówka szalonej trąbki. Genialne - to pewnie będzie następny singiel.
Skoro Ania Rusowicz zdobyła Fryderyka, kto wie czy za rok nie sięgnie po tę nagrodę Maja Kleszcz. "Nasza miłość ma skrzydła" brzmi odpowiedni vintage, a i Kleszcz w interpretacji jest rozdzierająca jak Ada Rusowicz - tyle, że śpiewa dużo większą gamą emocji i środków wyrazu. Ale chórki w podkładzie, świetnie nagrane piano w roli instrumentu rytmicznego - skojarzenia z big bitem są wyraźne. Tylko pamietajmy - Bogdan Loebl, który i tu napisał przepiękny tekst, jest wspołtwórcą owego big bitu.
"Powiał chłodny wiatr" to ascetyczna ballada, zagrana praktycznie w całości na gitarze akustycznej. Ale głos Kleszcz tak przykuwa uwagę, że ani na chwilę nie można sie od niej ooderwać. A że mniej w niej bluesa niż w innych utworach? Nikt nie mówił, że będzie - patrz wstęp.
"Śpij śnij" to kolejny swingujący utwór oparty o bluesowe, czy wręcz gospelowe kanony. Do tego perkusista wybijający rytm uderzając pałeczkami o rant werbla, fajne, pianino w tle i genialny groove - Maja Kleszcz umie ukraść dusze wrażliwych słuchaczy i nie odpuszcza sobie interpretacyjnie. I nagle pojawiają się marszowe werble i wybucha pojedynek dęciaków jak w nowoorleańskim marszu żałobnym. Tak starannych aranżacji dawno nie było w polskiej muzyce akustycznej.
"Jestes jak las" swoją harmonią przypomina nieco klimaty z Półwyspu Iberyjskiego. Ale podobnie komponował i Tadeusz Nalepa już na przełomie lat 60. i 70. Ważne, że Kleszcz śpiewa przekonująco, a aranżacja, z kontrabasem traktowanym smyczkiem i minimalistycznym akompaniamentem robi niezwykłe wrażenie. I znów kompozycja nagle rozkwita, pojawiają się piękne dęciaki i całość nabiera elegijnego charakteru. No, ale skoro Loebla napisał "spopielasz mnie, płonę jak ćma", tak po prostu być musiało.
Genialny utwór Screamin' Jay Hawkinsa śpiewali wszyscy wielcy, sięgnęła po niego także Maja Kleszcz. A zespół całkowicie przerobił rytm tego dramatycznego utworu, czyniąc z niego wczasowy szlagier. Ale nie dajmy się zwieść pozorom. incarNations mają głowę do aranżacji. I to właściwie koniec tej płyty dla fanów okolic bluesa.
"Spadającą gwiazdkę" incarNations nagrali chyba na tej samej zasadzie, co "Daj mi tę noc" dwa lata temu. Później w jazzującej manierze pomieszanej z apaszowskim tangiem Maja Kleszcz śpiewa żydowski hit sprzed II wojny światowej, czyli sławną "Rebekę". Po francusku interpretuje "La Solitude", tylko z towarzyszeniem fortepianu.
Są też dwa tzw. bonusy. "Art burt" - ostinatowy utwór przypominajacy o folkowych początkach wokalistki i "Wielkie improwizacje" - instrumentalny i całkiem interesujący.
Na pewno nie można tej płyty nie znać - Maja Kleszcz śpiewa świetnie, a pierwsze siedem utworów to praktycznie fantastyczny materiał, do którego chce się wracać i wracać. I na pewno warto go skonfrontować z brzmieniem grupy na żywo. Może być ciekawie.