Cedric Burnside, choć ciągle przedstawiany jako wnuk legendarnego R.L. Burnside'a, od lat pracuje na własny rachunek, dzięki czemu wyrobił sobie opinię jednego z najlepszych perkusistów bluesowych młodego pokolenia. Album “The Way I Am” to hołd złożony motorycznej rytmice brzmienia Mississippi Hill Country Bluesa.
Cedric Burnside zanim poda rytm na swojej gitarze akustycznej mówi prosto do słuchaczy. Świetny zabieg, który z miejsca powoduje nawiązanie intymnego kontaktu z jego transowym ale i korzennym graniem. Fantastycznie bawi się rytmem, gra solówki, przemawia swoją grą praktycznie bez słów.
W pieśni "Quicksand" Cedric zasiada za bębnami, na organach pojawia się Jesse Hiatt, który dograł również linię basu. Świetny, przebojowy i funkujący numer, któy pokazuje, że Cedric niejedną ma twarz, a przy okazji umie świetnie frazować nie tylko w stylu country.
Tytułowy "The Way I Am" to znów powrót do surowego brzmienia, będącego podporą do mocnego głosu Burnside. Ale i tu pojawia się genialna niespodzianka. Gościnnie rapuje Cody Burnside - brat perkusisty.
"The Girl Is Bad" zrealizowane z perkusją to już niemal transowy blues, ale z nie do końca oczywistą harmonią, którą wprowadza dwugłos braci. W dodatku dyskretnie pulsujące hammondy nadają kompozycji szlachetnego charakteru. A wszystko oblane niemal funkowym sosem. Bardzo oryginalna mieszanka i bardzo afroamerykańska.
"I Don't Give A Damn" ozdobiła swoim głosem Eudora Evans. A sam Cedric nieśpiesznie wiedzie opowieść o swoim życiu. I wyznaje, że nie zawsze udawało mu się żyć, tak jak powinien. Czy blues może być bardziej szczery? Zwłaszcza, kiedy Eudora też dołącza się do wyznania życiowych błędów.
"Mellow Peaches" to jedyny cover na krążku, napisany przez Joe Lee Williamsa. Transowy rytm bębnów i hipnotyzująca fraza gitary Gary Burnside, który solówkami okraszał już duet Cedrica z Evans stwarzają wrażenie pierwotnego rytuału. Świetnie dobrany utwór do całego, autorskiego wszak, materiału płyty.
"The World Don’t Owe You Nothing" z powodzeniem mogliby na swojej płycie umieścić Red Hot Chilli Peppers. Ale w zamian to my możemy odkrywać niezwykły potencjał śpiewającego perkusisty.
I znów Cedric wraca do bardziej klasycznego bluesa. Tym razem akompaniującemu sobie na gitarze perkusiście znów towarzyszy Gary Burnside. "I’ll See You Again" to kolejna porcja klasycyzującego bluesa, acz podana w formie surowej, ale bardzo współczesnej.
Nieco southernowo brzmi z kolei "Big Mamma". Ale po riffach rodem ze "Sweet Home Alabama" pojawia sie śpiewanie oparte o motorykę rapu. Do tego bas i organy i wychodzi naprawdę podrywający do tańca, przebojowy numer.
Za to "Firecracker" to kolejny solowy popis Burnside z gitarą. Można nie wierzyć, ale ten młody jeszcze muzyk umie skupic na sobie uwagę, wyłącznie operując głosem i rytmiką sześciu strun.
"Put It On Me" to współpraca sekcji rytmicznej z nie mniej rytmicznymi dźwiękami gitary elektrycznej, ale grającej nieprzesterowanym dźwiękiem. Cedric znów pokazuje, ze bedąc bębniarzem sztukę wokalnego frazowania ma w małym palcu - no nie, w wielkim gardle przecież.
Album kończy jego "Sweet Thang" nagrana w konwencji otwrtej próby, wyłacznie z gitarą akustyczną. I znów ten facet świetnie śpiewa, absolutnie naturalnie i z odrobiną dzikości.
Cedric Burnside Project to nie tylko rodzinna kooperatywa w służbie bluesa. To przede wszystkim pokazanie, jak można tradycję dziadów łączyć z 21-wieczną wrażliwością i jak przy pomocy minimum srodków wyrazu osiągnąć hipnotyzującą ekspresję. Trzeba to zobaczyć na żywo.