The Rolling Stones i Muddy Waters. Spotkanie – marzenie i ziszczony sen białych inteligentów, którzy pokochali prawdziwego bluesa. I mnóstwo wybitnych bluesmanów na scenie: Buddy Guy, Junior Wells i Lefty Dizz.
Historia wydanie tej płyty, a właściwie DVD i CD, liczy sobie ponad 30 lat. To jeden z najsłynniejszych bootlegów, w lipcu wydany oficjalnie, zmasterowany i maksymalnie odświeżony. I nadal genialny. To zapis listopadowej wizyty Stonesów w klubie Muddy Watersa - Checkerboard Lounge. Kiedy legendarny bluesman zauważył sławnych gości w środku, szybko wciągnął ich do wspólnego grania. A że szczęśliwie na miejscu były włączone kamery wideo – po latach otrzymujemy wspaniałą porcję muzyki.
Płytę rozpoczyna „You Don’t Have To Go”, ale już w „Baby Please Don't Go” do Muddy’ego dołącza wywołany od stolika w zadymionym klubie Jagger, sprawdza mikrofon i zaczyna śpiewać swoją interpretację. Mimo tysięcy koncertów jest chyba lekko stremowany, ale zespół akompaniujący idealnie panuje nad dynamiką. Dwustuprocentowy chicagowski blues.Na DVD Waters wywołuje Richardsa, a potem Woodsa i wspólnie kończą utwór.
Następny klasyk wszech czasów to „Hoochie Coochie Man”. Jedyne w swoim rodzaju frazowanieJaggera bez wątpienia pasuje do klubu, a sam Waters zdaje sobie sprawę, że gdyby nie Stonesi, jego sława byłaby chyba nieco mniejsza.
Następne dwa utwory to “Long Distance Call" i nie mniej sławny "Mannish Boy." Do muzyków dołączają Buddy Guy, Junior Wells i pianista Stonesów Ian Stewart. I znów Jagger swoim diabolicznym głosem potrafi podbić słuchaczy klubu. Jest wielki, jak wielcy są muzycy skupieni wokół Watersa. To spotkanie na szczycie.
Ta płyta chcąc nie chcąc jest też encyklopedią chicagowskiego grania i zestawem obowiązkowym. Lefty Dizz niekoniecznie trzeźwy szaleje śpiewając „Got My Mojo Working”. Ale i poza muzycznymi sensacjami, samo wykonanie jest pełne nieprawdopodobnej witalności.
Zabawa w klubie trwa. Gitarzyści intonują „Next Time You See Me”. I rzeczywiście – można usłyszeć różne style gry I różne techniki, do tego Iana Stewarta, a wszystko spięte fantastycznym pulsem.
W „One Eyed Woman” panowie zwalniają tempo, ale nie przestają dawać z siebie wszystkiego. Słychać, że energia i niespodziewani goście uskrzydlają siebie nawzajem.
I wreszcie w „Clouds In My Heart” sytuacja wraca do normy. Solidny blues Watersa hipnotyzuje klub. I wreszcie końcówka płyty – „Champagne and Reefer”. Muddy Waters improwizuje tekst wspominając o obecności Micka Jaggera na scenie i panowie rozpoczynają wokalny dialog wsparty genialnymi responsami gitarzystów. Tak wygląda żywy blues i dlatego nie ma jak koncertowe płyty bluesowe.
Muddy Waters and The Rolling Stones - Checkerboard Lounge - Live Chicago 1981 to po prostu klasyk. W jakeijkolwiek formie usłyszeć czy zobaczyć zwyczajnie wypada. Porzekadło o winie w tym wypadku sprawdza się doskonale.