Blas Picón to hiszpański harmonijkarz, który od kilkunastu lat gra bluesa w Katalonii. Pod swoim nazwiskiem wydał trzy płyty: "Somebody Tell that Woman (2003), "Bad Luck – Turn my Back On You" (2005), and "Comin' On Like Gangbusters" (2007). W 2011 roku świat usłyszał o jego nowym projekcie: Blas Picón & The Junk Express.
W skład The Junk Express wchodzą gitarzysta Oscar Rabadan i bębniarz – perkusjonalista Reginald Vilardell. Razem z Blasem tworzą monolit, który dał światu 12 autorskich kompozycji.
Płytę otwiera mocny shuffle „Driftin’ With The Flow”. Silnie przesterowana harmonijka i potężnie zrealizowany dźwięk gitary i bębnów gradem uderzeń tworzą idealne tło dla silnego głosu wokalisty. Ważne, ze Blas nie stara się udawać kogoś innego, bardziej opowiada historię, niż eksponuje swój głos.
Chociaż krążek powstał na kontynencie, w brzmieniu katalońskiego bluesa jest coś ze Słońca Kaliforni. Rabadan oszczędnie podkłada akordy, za to bębniarz wyraźnie realizuje się waląc w werbel. Ale i tak najważniejsze w „Frankenstein’s Moan” jest gigantyczne solo harmonijki. To brudne brzmienie i urywane tony przeszywają powietrze.
Ale Blas Picón nie zamierza zanudzić słuchaczy. Nieco rozjaśnia brzmienie intonując „What Am I Suposed To Do”. I znów mamy fantastyczny bluesowy minimalizm. Gitarzysta w zwrotkach właściwie gra tylko na basowych strunach, by w drugiej części zagrać coś na kształt linii melodycznej i solówki dwudźwiękami. W tym utworze Picón kształtuje też barwę harmonijki dłonią i wciąga wręcz słuchaczy do muzycznego dialogu. A i przy tym – każda z tych kompozycji to korzenny blues.
Klimat tanecznego boogie towarzyszy piosence „My Heart Is Shy”. Cały zespół wspiera lidera w chórkach, gitarzysta gra ostinatową figurę na basowych strunach, a wokal jest przesterowany bardziej niż harmonijka i pewnie stąd czysto brzmiące chórki. Nogi same ruszają do tańca.
Groźnie brzmiącemu tytułowi „Hangover” towarzyszy mroczny riff na gitarze i przekornie bardziej optymistyczna melodia harmonijki. Tak mogliby brzmieć Yardbirds w połowie lat 60., gdyby Blas Picón pojawił się wówczas w swingującym Londynie. Ale jest XXI wiek i takie rzeczy możliwe są również w Barcelonie. Blues przekroczył już dawno granice kontynentów i wszędzie znajduje wdzięcznych twórców.
„Ain’t Gonna Cry” nie powstydziłby się w swoim repertuarze pewnie i Muddy Waters. Solidny blues ze stylowym tekstem i wyraźnymi call & response głosu i harmonijki. Niby nic niezwykłego, ale w połączeniu z przesterowanymi i pełnymi pogłosu barwami – działa i przekonuje.
Nie mniej bluesowo brzmi „Searching Blues”. Blas Picón tym razem rozpoczyna swoją opowieść tylko przy wtórze akordów gitary. Śpiewa nawiązując do klasycznych bluesowych tematów, a i słowa układa według tak dobrze znanych schematów. Czasem wydaje się, że nie obca jest mu twórczość spółki Moreland & Arbuckle, choć w jego nutach więcej jest bluesa, niż odniesień do country. Tak czy inaczej „Searching Blues” zachwyca swoja motoryką i orgiastycznym solem harmonijki, które brzmi aż d wyciszenia utworu.
I nagle szok. Tytułowy „The Junk Express” zaczyna się właśnie jak stylowy country blues. Blas nawet pokrzykuje, jak góral z Appalachów. Znakomicie w klimat wpisuje się wspomniany już gitarzysta Oscar Rabadan, ale to przede wszystkim znów popis fantastycznej gr na harmonijce, w dodatku z inteligentnie wplecionymi mini cytatami z bluesowej klasyki. I to oszałamiające tempo.
„Can’t Find My Way Back Home” zgodnie z tytułem zaczyna się od wyjątkowo rozdzierającej nuty zagranej na harmonijce. Później znów mamy klimat bliski i Kaliforni i brytyjskiemu białemu bluesowi z połowy lat 60. z lekką naleciałością szaleństwa w klimacie Jacka White. Ale bez obaw, to przede wszystkim blues bliższy Johnowi Mayallowi niż Led Zeppelin. I radość dla fanów harmonijki. A podkręcenie tempa w końcówce jest znakomitym pomysłem na ożywienie skostniałej bądź co bądź formuły.
Równie przyjaźnie, jakby w klimacie Bo Diddleya spotykającego Blues Brothers brzmi „You Are My Baby”. Tym razem gitarzysta, który teoretycznie gra tylko akordy, robi cały klimat utworu, a Blas Picón ma za zadanie oprócz zagrania świetnych riffów solidnie go zaśpiewać. Mocny męski głos to podstawa bluesa.
I wreszcie coś w wolnym tempie. Tu harmonijka podaje melodię, jak niegdyś w naszej Kasie Chorych, tyle, ze instrumentarium służące do jej realizacji jest znacznie uboższe. Ale „Low Life Paradox Blues” nic na tym nie traci. Picón nie siląc się na zbyt przerysowane frazowanie po prostu śpiewa bluesa o męskim życiu, czyli walkach i piciu. I gderaniu żony. Życiowy ten blues.
Krążek kończy opętańczy rock and roll „Love To Share”. Idealny na bis na koncertach. Okraszony oczywiście dźwiękami harmonijki i niewiarygodnie napakowany pozytywną energią.
Brzmienie Blas Picón & The Junk Express to rewelacyjny bluesowy monolit, w dodatku niskobudżetowy. Takie trio może być ozdobą każdego bluesowego festiwalu i można gwarantować, że publiczność z miejsca da się wciągnąć do zabawy.