Craig Chaquico - Fire Red Moon

Craig Chaquico jesienią 2012 roku wydał krążek „Fire Red Moon”. To gitarzysta o portugalskich korzeniach, który przez lata grał solówki w Jefferson Starship, a i sprawnie porusza się w jazzie. Ale wraca do bluesa.

Powrót rozpoczyna w klasyczny, blues rockowym stylu. Autorski, jak większość na płycie utwór „Lie To Me” to po prostu znakomity przebój, świetnie zaśpiewany przez Noah Hunta. Gitara brzmi perfekcyjnie, podkreślając, kto jest szefem zespołu.

W „Devil’s Daughter” na krążek wdzierają się nowocześnie brzmiące przetworniki dźwięku gitary, a rytm staje się bardziej funky, ale Craig nadal wierny jest bluesowej harmonii. Z reggae refrenem momentami przypomina kompozycje Donalda Fagena, ale nie zapomina o grze slide.

 W instrumentalnym klasyku „Born Under a Bad Sign” Craig Chaquico świetnie interpretuje tradycyjne frazy, przetwarzając je niemal na smooth jazz. Ale bez obaw, perfekcyjnie podciąga struny, nie zapominając, że sięgnął po bluesa.

Porządna blues rockowa płyta nie może obyć się bez rozdzierającej ballady o złej niewiaście. I istotnie „Bad Woman” zawiera wszystkie niezbędne elementy, by zapaść w pamięć. Skrada się znienacka, osacza głosem Erica E. Golbacha, a Chaquico może wylać swój cały ból i żal przejmującymi dźwiękami gitary.

Instrumentalne „Rollin’ and Tumblin’” Muddy Watersa zawiera partie slide i gitary akustyczne, ale nagrane zostało z perkusją, która dziwnie kojarzy się z tanią potańcówką.

Dużo lepiej brzmi tytułowy i również instrumentalny „Fire Red Moon”. Chaquico gra klasyczne bluesowe zagrywki, używa slide, całość świetnie kołysze, nie ma w sobie za to ani krzty przebojowości. To raczej utwór, którym gitarzysta mógłby żegnać się ze słuchaczami, a nie nazywać od niego cały krążek.

 Za to autorski „Little Red Shoes” to klasyczny shuffle dodający energii choćby podczas długiej podróży po polskich drogach, przez niektórych zwanych autostradami. I chociaż Rolf Hartley piszczy, jakby właśnie zamieniał się w Farinellego – czapki z głów.

Nieco dziwnie w tym zestawie brzmi kompozycja „Blue On Blue”. Instrumentalny utwór zupełnie nie związany z bluesem. Coś w klimacie „Rough Boy” ZZ Top – i uwaga – to był komplement.

W „Fogtown Stroll” Craig wykorzystuje lekko swingujący rytm. Fajnie brzmi traktowana miotełkami perkusja, ale znów melodia napisana przez gitarzystę niekoniecznie musi spodobać się fanom bluesa. Na szczęście tu już ex-gitarzysta Starship pokazuje, że zna blues rockowe rzemiosło.

Płytę kończy klasyk Roberta Johnsona, czyli „Crossroads”. Zagrany z życiem, rockowym kopem, choć lekko wygładzony w produkcji delikatnymi chórkami.

OK., „Fire Red Moon” nie jest płytą z Delty, może nawet nie do końca jest płytą bluesową, ale z małymi wyjątkami, brzmi świetnie. Najlepiej sprawdzi się chyba podczas długich podróży w aucie.