Kevin Selfe and The Tornadoes debiutuje “Long Walk Home” w barwach Delta Groove Music. Gitarzysta, wokalista i kompozytor ma w małym palcu takie style, jak: West Coast, Texas, Chicago, and Mississippi.
Jak zawsze Delta Groove Music nie pożałowała czasu i pieniędzy na wzbogacenie materiału płyty przez fantastycznych gości. Już w otwierającym krążek „Duct Tape On My Soul” słychać świetne współbrzmienie sekcji dętej złożonej z trębacza i dwóch saksofonistów barytonowych. Jest moc i blues w klimacie samego T-Bone Walkera.
„Mama Didn't Raise No Fool” rozpoczyna gitarowa zagrywka charakterystyczna dla wielu hitów Johna Lee Hookera. Chicagowski blues wzbogaca harmonijka Mitcha Kashmara i stylowe pianino Steve Kerina.
Jednym z najlepiej brzmiących i wartych natychmiastowego zapamiętania utworów jest bez wątpienia „Moving Day Blues”. Fantastycznie rozpisane dęciaki, wolne tempo, świetne piano Gene Taylora i niezwykle stylowe solo, które jakby od niechcenia gra Kevin Selfe, przysparzają dziełku statusu klasyka. A przecież w gitarze Selfa po prostu buzuje ogień.
I oto zapowiadana zmiana klimatu. Akustyczny „Last Crossroad” to pełen energii, zagrany niebywale szybko klasyczny blues z świetnie brzmiącą gitarą slide i odpowiednio zredukowaną perkusją.
W umiarkowanym tempie i chicagowskim stylu, z wyraźnym riffem gitary przypominającym nieco bluesy z lat 30. Stworzony został utwór „Dancing Girl”. Tu Kevin Selfe grając solo, zwraca sie wprost do słuchaczy, zmusza do skupienia, zachęca do dialogu. Minimum efektów, maksimum żywego kontaktu. A przecież to płyta!
Po takim riffie Kevin idzie za ciosem. W podobnym stylu rozpoczyna utwór „Midnight Creeper”. Po niemal psychodelicznym, przypominającym Led Zeppelin wstępie, The Tornadoes ruszają w bój. Selfe gra slide, a cały zespół zachowuje się jak diaboliczny rock and rollowy gang. Bluesowi ortodoksi mogą się nieco krzywić, ale energia wprost rozsadza głośniki.
„Walking Blues” przypomina rytmem klasyczny jump, ale wspomniana już sekcja dęta nadaje mu genialnej lekkości. Cały zespół swinguje, perkusista szaleje na bębnach, a panowie nawet dośpiewują chórki. Przy takim bluesie można naprawdę się wyszaleć na przysłowiowym parkiecie.
Za to w „Too Much Voodoo” mamy lekko funkujące oblicze muzyka. Gościnnie na organach gra Dover Weinberg, a całość płynie w dal, jakby pieśń towarzyszyła podróży z nikąd do nikąd. W dodatku Kevin Selfe gra znakomite solo, bardziej wykorzystując siłę palców, niż możliwości elektronicznych gadżetów.
„Second Box On The Left” to kolejna piosenka z genialnym riffem, sekcją dętą, swingującym klimatem i wyjątkowo luzackim wokalem. Oprócz klasycznej bluesowej gitary mamy tu solówkę tenoru i krótki dialog między Selfe a dęciakami. I znów noga sama chodzi
Kevin Selfe na “Long Walk Home” posuwa się do intymnego wyznania: „The Blues Is My Home”. Sam śpiewa i wtóruje sobie na gitarze slide. Bez wątpienia to wszechstronny i utalentowany bluesman.
Płytę kończy żartobliwy, pełen energii „Put Me Back In Jail”. Na honky tonk piano szaleje Steve Kerin, Kevin Selfe nie żałuje slide, nad całością unosi się duch szalonej zabawy. Na koncertach z pewnością poderwie z miejsc nawet największych ponuraków.
Kevin Selfe nauczył się grać na gitarze i zaczął zgłębiać bluesa dopiero na studiach. Kiedy na koncertach szaleli grunge’owcy, on wolał słuchać Howlin' Wolfa, Muddy Watersa i Elmore Jamesa. Trudno mówić, że ma jakiś oryginalny styl, ale z pewnością z płytą „Long Way Home” z miejsca znalazł się w pierwszej lidze światowego bluesa.