Corey Haris, który zaczarował Rawa Blues Festival solowym występem właśnie nagrał „Fulton Blues”. I znów łączy bluesa z opowieścią o społeczności Afroamerykanów.
Corey Harris w 2003 roku był przewodnikiem po prehistorii bluesa, kiedy wraz z Martinem Scorsese ruszył do Afryki występując w pierwszej części sagi „The Blues”. Dwa lata, kiedy grał solo, uciszył katowicki Spodek, w 2013 roku jest nowa płyta „Fulton Blues”.
Pierwsze nuty „Crying Blues” mogą zadziwić, bo chociaż w tle słychać gitarę akustyczną, zespół swinguje w chicagowskim stylu, pulsują dęciaki, hammondy i pianino. Wiadomo – mistrz Harris potrafi wszystko.
Ale już w „Underground” jest tylko gitara i głos. I jak zawsze Harris zadziwia, śpiewając bardzo osobiście i korzennie.
W „J. Gilly Blues” słyszymy harmonijkę i jeszcze bardziej ludowe podejście do melodii. Tu wreszcie Harris śpiewa nieco niższym głosem niż na początku płyty. To jest dokładnie to, czego oczekujemy.
Granie bliskie bluesowi z Delty, responsy na gitarze, śpiew unisono – to wszystko wypełnia surowy, acz pyszny „Black Woman Gates”. Harris jest rozdzierający, momentami można pomyśleć, że świetnia współbrzmiałby z naszą Magdą Piskorczyk.
I znów powracamy do klubów Chicago. Świetna sekcja dęta, gitara elektryczna, która odpowiada wokaliście i molowa opowieść z życia. Tak brzmi „Tallahatchie”.
Tytułowy „Fulton Blues” przypomina połącznie Delty z swingującymi bluesami z lat 30. XX wieku. Zagrany tylko na gitarę i harmonijkę akustyczną, na której niemal rozmawia z nami Hook Herrera. Świetnie operuje dłonią i ma wyczucie. A samo Fulton to było miejsce, gdzie 300 lat wcześniej przywożono z Afryki niewolników na targ.
Klasyczny „Devil Got My Woman” to znakomite połącznie spokoju Harrisa z szalejącą i łkającą harmonijką Herrero. Taki duet z powodzeniem uciszyłby największy nawet festiwal swoją mocą i prawdą muzyki.
Z kolei w „House Negro Blues” Harrisowi wtóruje na saksofonie Gordon 'Saxman' Jones, który zresztą na całym krążku odpowiada za dęciaki. Ten wolny, molowy blues nagrany w manierze Chess Records nie dość, że świetny, to jeszcze ukazujący wielość twarzy mistrza. W tle płyną organy, na których gra Chris 'Peanut' Whitley.
„Black Rag” to zgodnie z tytułem stylowa, niespełna dwuminutowa piosenka zaśpiewana wyłącznie z towarzyszeniem banjo. Choć w pewnym momencie pojawia się wariujący na saksofonie Jones.
Bogatą, wręcz grzmiącą aranżację, zyskał „Catfish Blues”. Grające w niskich rejestrach riff organy, mocno wyeksponowany bas i bębny stanowią lekko diaboliczne tło dla Harrisa, ale na pierwszy plan wysuwa się solo saksofonu.
Lekko i łagodnie brzmi sięgający tradycją do ragtimowego grania „That Will Never Happen No More”. A i sama opowieść o bójce podczas spotkania z dziewczyną w podejrzanym kabarecie wywołuje uśmiech.
„Lynch Blues” to powrót do brzmienia z Delty i do współpracy z harmonijkarzem. Profesorowie bluesa grają jak z bluesowej encyklopedii.
Podobnie klasycznie brzmi „Maggie Walker Blues”. Krążek kończy swingujący instrumentalny „Fat Ducks Groove”. Klasyczne chicagowskie granie, z świetnie brzmiącą, ciepłą gitarą elektryczną grającą surowe solo.
Corey Harris na tej płycie na szczęście odpuścił sobie reggae. Gra bluesa i na taki koncert czekamy w Polsce.
Corey Harris dla bluesonline.pl: Gram wszystkie rodzaje czarnej muzyki