Popa Chubby od punka w latach 80. Gładko przeszedł do blues rocka. Łoi, aż miło, a że głos ma chyba nawet lepszy niż kopiowane zagrywki gitary, „Universal Breakdown Blues” fanów ostrego grania może uszczęśliwić.

Bardziej bluesowym ortodoksom Chubby rzuca na pożarcie „I Don’t Want Nobody”. Teksaski blues rock w manierze Stevie Ray Vaughana ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii. No i oczywiście Popa katuje swoją gitarę, co niejedno ucho może uradować.

„I Ain't Giving Up” to niemal croonerska ballada. Obowiązkowe żeńskie chórki i mamy dość napuszoną piosenkę. Ale który z gitarzystów nie chciałby mieć takiej bogatej aranżacji i choć części mocarnego głosu pana Chubby.

Porządny biały blues rock to tytułowy „Universal Breakdown Blues” kojarzący się nieco z piosenkami Cream. Jest też granie rytmiczne przypominające Hendrixa, naturalnego idola Popa, i oczywiście wpływający na brzmienie wah wah.

 

„The People’s Blues” to już popisowy umiarkowany blues z rockowymi bridge. Popa Chubby może się tu do woli wyszaleć na gitarze, zbudować nastrój, zróżnicować dynamikę – niby w studiu, a można poczuć się jak na klubowym koncercie.

Popa Chubby postanowił także poznęcać się trochę nad „Rock Me Baby” B.B. Kinga. Oczywiście to wersja mocno urockowiona, z popisami na gitarze. Wiadomo – Popa umie grać i dobrze odrobił wszystkie lekcje, ale chyba bardziej taka wersja potrzebna jest na koncertach niż na płycie.

Za to utrzymane w santanowskim klimacie „69 Dollars” wzbudza większy szacunek. Znów Chubby daje poczuć moc swojego głosu, któremu wtórują przewidywalne zagrywki. Za to kompozycja ma kilka zmian rytmicznych, ciekawy bridge, przestrzeń. To następny koncertowy pewniak amerykańskiego muzyka.

„Over the Rainbow” w wersji koncertowej słyszeli już fani na Jimiway Blues Festival 2012. W formie swego rodzaju suity tę piosenkę z cytatmi z „Dla Elizy” choćby umieścił Popa i na płycie. Trwa to niemal dziewięć minut .

Funkowo bluesowo jest za to w piosence „I Need A Lil' Mojo”. Śpiewają dziewczyny, jest prawdziwa zabawa, jakiej można się spodziewać po żywych, pełnych werwy artystach.

Inni lubią się bawić przy teksaskim boogie, a takim jest bez wątpienia „Danger Man”. Lekko swingujące bębny, pyszna gitara, bez nadmiernego przesteru, choć oczywiście z ukochanymi przez Chubby ozdobnikami i wah wah.

„Goin' Back To Amsterdam (Reefer Smokin Man)” to chicagowski shuffle z fajnie wyeksponowaną partią knajpianego pianina. Są zatrzymania, przestrzeń i nawet sposób interpretacji bliższy jest wytwórni Chess niż wydawcom punka.

Jeszcze bardziej bluesowo brzmi „The Finger Bangin' Boogie”. Bardziej akustyczne brzmienie, mnóstwo slide i nagranie w manierze Sun Records, wydawcy wczesnego Presleya. A szczęście Popa nie naśladuje Elvisa, tylko uczciwie przebiera palcami.

„Mind Bender” to mocne, blues rockowe zakończenie krążka. Trochę w nim Hendrixa, choć więcej hard rocka. Popa Chubby jest tu naprawdę wkurzony, dopiero pod koniec piosenki wraca do klasycznej blues rockowej frazy, by wyhamować emocje.

„Universal Breakdown Blues”, jaki nagrał Popa Chubby niczym nie zaskakuje. Fani ostrego blues rocka będą szczęśliwi, kilka piosenek zaśpiewanych jest wręcz wybornie. A młodziaki, które chciałyby grać na gitarach jak Paganini mogą wysłuchać gitarowej suity. Co kto lubi.