Kara Grainger urodziła się w Australii, a za gitarę chwyciła mając 12 lat. W Sydney szefowała zespołowi Papa Lips, w którym na harmonijce grał jej brat Mitch. Od pięciu lat mieszka w Los Angeles a 16 lipca ukazuje się płyta „Shiver & Sigh”.

Kara, jak przystało na bluesmankę, zaczyna od grania slide w piosence „Little Pack of Lies”. Porządna sekcja rytmiczna, Mike Finnigan na klawiszach i już wiadomo – Randy Chortkoff z Electro Groove Records panuje nad jakością i klasą tej płyty.

Tytułowa „Shiver & Sigh” to bardziej popowa piosenka niż stylowy blues. Takie melancholijne piosenki o miłości pasują jakkolwiek i do Bonnie Raitt i tuzinów innych wokalistek. Bo Kara ma ładny, ciepły głos, z odpowiednią dozą bluesowo-countrowych nut by z miejsca zauroczyć.

„Lost In You” brzmi jak od Erica Claptona. Wyraźna gitara akustyczna w intro, lekko funkująco-reggae klawisze i najważniejsze – ten melancholijny klimat. To kolejna autorska piosenka Grainger – idalna na letnie popołudnie i zimowe pogaduchy przy kominku. Ach, i jest w niej coś z utworów, jakie daje nam Susan Tedeschi.

Wyraźnie bluesową harmonię ma „Shut Down”. Świetnie brzmiące gitary, z mechanicznym tremolo i funkowe klawisze. Uwaga, Kara gra tu świetne solo techniką slide.

„I’m Not Ready” brzmi jak rasowa folkowa ballada albo piosenka Przytuły & Kruka. Właściwie cała zagrana na gitarach akustycznych, ma w sobie przestrzeń i pozwala wsłuchać się w fantastyczną barwę głosu liderki.

Jeszcze bardziej funky i boogie brzmi „No Way You Can Hurt Me Now”. Klasyczny kawałek rockowo-bluesowego country, a może to właśnie jest ten unikalny miks, czyli americana. Kara Grainger swoim głosem mieści się w każdym z nich, a w dodatku nie żałuje słuchaczom techniki slide.

„Holding Out For Love” napisał Mike Zito. Brzmienie gitar przypomina momentami Wesa Montgomery, do tego niemalsmooth jazzowe piano I odrobina funkowego nerwu – innymi słowy – piosenka z niemal soulowym refrenem – idealna do radia I do śpiewania przez rozliczne wokalistki, z dużą dozą pozytywnych wibracji.

Kara wraca do gitary dobro i daje nam interpretację „C’mon In My Kitchen” z udziałem brata na harmonijce. Szacunek dla Roberta Johnsona każe uchylić kapelusza nie tylko przed damą, ale i jej interpretacją.

Sama Kara też potrafi napisać ognisty, funkowy utwór – wystarczy posłuchać „You’re the One”. Tu oprócz latynoskich przeszkadzajek na drugim planie, mamy smooth jazzowy saksofon i mimo wszystko – bluesowe harmonie w refrenach.

„Breaking Up Somebody's Home” to z kolei pysznie zinterpretowany cover. Jak na całej płycie – głos Grainger oscyluje pomiędzy bluesem i country, a mocy piosence dodają potężne riff dęciaków.

Album kończy wirtuozersko zagrany na gitarze akustycznej „Overdue for the Blues” Wayne Perkinsa. Rewelacyjnie brzmiący i zaśpiewany z delikatnością białej kobiety, w której tli się wielki żar i czarna dusza.

W czasach, kiedy wokalistki biją się o udziały w talent show, nie wolno przegapić prawdziwego talentu. Kara Grainger gra przez ponad pół życia, sama komponuje, a jej głos połączy i fanów bluesa i country. „Shiver & Sigh” to pamiętnik fantastycznie śpiewającej damy i dobry materiał na prezent dla nieprzekonanych.