The Red Phone – The Red Phone EP

The Red Phone to holenderski kwartet, który z równą wprawą gra mieszankę rocka i bluesa, ale na koncertach potrafi poruszać serca bluesfanów. Nie mają jeszcze całej płyty, ale już koncertowali w Polsce.

Debiutancie EP otwiera niemal hard rockowy „Sonny Boy”. Seán Walsh, który pełni rolę wokalisty i lidera ma bardzo mocny głos i z pasją traktuje swoją gitarę. Do tego Jair Yess klawiszami wprowadza nastrój psychodelii znany nawet z nagrań Deep Purple. Jest bardzo, bardzo mocno.

Bardziej w klimacie rhythm and bluesa, ale przefiltrowanego przez dokonania Jacka White i The White Stripes brzmi „Queen of my dreams”. Stosunkowo surowy rytm i lekko przesterowany głos mogą obiecywać, że w wersji na żywo muzycy rozwalą każdą budę. Do tego fantastyczne pohukiwania wszystkich chyba instrumentalistów tworzą rewelacyjny klimat.

I wreszcie blues rockowa ballada – „The night before”. Trochę dodatkowych akordów, brzmienie jakby z lat 60., dużo pogłosu na niemal czysto brzmiącą gitarę elektryczną, do tego psychodelizujaca wokaliza jakiejś niewymienionej na okładce niewiasty każe szukać powiązań z wieloma zespołami sprzed czterechdekad.

Gdyby The Red Hot Chilli Peppers zechcieli kiedyś podżemować, niewykluczone, że zagraliby piosenkę w klimacie „Bumblebees”. CO ciekawe, oprócz funkowego beatu pomieszanego z latami 60. Momentami gitara zacina Hedrixem. Trzeba przyznać, że The Red Phone umieją dużo więcej, niż pokazują na EP. Czają się?

Króciutki przegląd możliwości kompozytorsko-wykonawczych kończy „Kingsnake”. Znów przesterowany głos i bardziej rhythm and bluesowa formuła. Brzmi zespół na płycie zupełnie inaczej niż podczas koncertów, jakie dali do tej pory w Polsce. Pozornie surowa produkcja nadaje muzyce całkiem rozpoznawalne brzmienie.

 

The Red Phone to bardzo sprawny i wszechstronny zespół, a jego muzycy są weteranami europejskich, także polskich scen. Warto sprawdzić, jak podczas pełnowymiarowego koncertu przekażą swoje emocje i doświadczenia jesienią 2013 roku.