Daddy’s Cash to zespół, który porusza się z dala od bluesowych festiwali, a jednocześnie stara się grać swoją wizję bluesa. Popartą świetnym warsztatem i z towarzyszeniem czarnoskórych wokalistów. Na „Body Blues” śpiewa Pam Hawkins.
Daddy’s Cash swoją historię z bluesem rozpoczęli od promocji krążka „That’s what the Blues is all about” nagranego z Johnem Lee Hookerem Jr. koncertem w Programie Trzecim Polskiego Radia. W 2013 roku, gdyby nie ta stacja, a właściwie Wojciech Mann większość Polski nie miałaby nawet pojęcia, że zespół przedstawiający się jako zakopiański wydał kolejny krążek.
Na „Body Blues” śpiewa szerzej nieznana nawet wujkowi Google Pam Hawkins. Na społecznościowym portalu muzyków określiła siebie mianem „Hurricane Of Soul” i z pewnością Daddy’s Cash nieco podporządkowali repertuar jej walorom. Tak jest w otwierającym krążek numerze tytułowym.
Jeszcze ciekawiej brzmi „Imo B Better” z ciekawymi partiami harmonijki, trąbki, znakomitą sekcją i głosem wspartym uczciwymi soulowymi chórkami.
Daddy’s Cash stawiają na wygładzone brzmienie i tak też wyprodukowany został „Mr BB King”. Nieco razi kontrast pomiędzy ostro śpiewającą Hawkins, a wygładzonymi liniami instrumentów i jakby skompresowanej sekcji dętej. Tak czy inaczej z piosenki emanuje potężna doza energii, a w nagraniu wokali jest zawarty pewien dowcip.
Wokalistka porównuje się do Etty James i można rzec, że kompozycja „I Cried” pozwala całej trupie przekazać klimat takiego właśnie bluesa z olbrzymią dawką soulu, z gospelowymi chórkami i jak zwykle perfekcyjnymi dęciakami.
Mocno funkowo brzmi „Feelin It”. Tu zgodnie z zasadami gatunku, mamy znakomicie wyeksponowany bas, świetną grę perkusjonaliów, ostre jak brzytwa dęciaki i analogowo brzmiące klawisze. No i pełen pasji wokal.
„Don’t” to zaledwie drugi utwór, w którym słychać wyraźniej gitarę elektryczną. Świetny, umiarkowany i pełen swingu blues z bardzo dobrze zaaranżowanymi chórkami. Pam Hawkins ma silne oparcie w zespole odtwarzającym chicagowski klimat z rozmachem godnym najlepszych kasyn Las Vegas. Tu po raz kolejny dochodzi też do głosu harmonijka. I mimo pozornej prostoty, w tej partii jest kilka wirtuozerskich sztuczek.
Przepięknie rozpoczyna się „You See Me”. Elektryczne fortepian dialoguje ze stłumioną trąbką przywołując klimat starych klubów, gdzie jazz był jeszcze bliski bluesowi. A sama piosenka może śmiało bić się o listę przebojów wspomnianego programu Polskiego Radia.
Po takiej balladzie Daddy’s Cash atakują funkiem godnym Jamesa Browna. „I Got It Bad” ma jednak bardziej wyrafinowaną harmonię i, niestety, gładsze brzmienie. Ciekawe, jak zabrzmiałoby w konfrontacji z publicznością.
Za to „The Fillmore” to kolejny ukłon do zespołów dziewczęcych z lat świetności amerykańskiego żywego radia. Genialnie uchwycony duch epoki i odpowiednio brzmiący głos wywołują szczery uśmiech na twarzy. I to następny niezwykle przebojowy utwór.
W „Hole In The Wall” blues łączy się z funkiem i soulem w jedną spójną całość. Zespół bawi się rytmem, a kompozycja z wolna rozwija się w jazzującą piosenkę, w której Pam Hawkins może popisać się swoim głosem.
I znów magiczna trąbka zwiastuje coś niezwykłego. „Silver And Grey” to piosenka zaaranżowana w klimacie najpiękniejszych gospelowo-soulowych ballad, z szeroką linią melodyczną, pełnym miłości i przyjaźni tekstem – idealna na Boże Narodzenie.
Swingująco i jazzowo robi się w „Mama Said”. Tu znów noga sama chodzi i słysząc tak zaaranżowane chórki przypominają się wielkie momenty z koncertów The Manhattan Transfer. Oczywiście jeden głos, to nie cztery, ale w studiu udało się uzyskać właściwy klimat wsparty jazzującą partią odpowiednio brzmiącej gitary.
Następnym niezwykle mocnym, także tekstowo, utworem jest „Move On”. Gdyby nie nieco jednak zbyt syntetycznie brzmiące klawisze, byłby to kolejny hit. Ale i tak – w piosence jest nieprawdopodobny potencjał. Jest miejsce na oddech, refleksję, dramat podmiotu lirycznego i bluesowo zawodzącą gitarę elektryczną.
To byłoby wspaniałe zakończenie płyty, ale zespół postanowił zatrzeć dramatyzm poprzedniego utworu instrumentalnym „Daddy’s Groove”. Tu każdy z instrumentalistów ma swoje kilkanaście taktów, całości słucha się gładko, ale równie dobrze mogłaby być częścią jakichś „pozytywnych wibracji”.
Daddy’s Cash bez wątpienia są znakomitymi instrumentalistami i znaleźli idealną dla swojego grania wokalistkę. Wielbiciele świetnie brzmiącej muzyki łączącej bluesa, soul i funk nie mają prawa przegapić „Body Blues”, poszukiwacze bardziej surowych klimatów i ortodoksyjnego podejścia do bluesa mają szansę spróbować bardziej wyrafinowanego smaku.