Nasz patronat

Blues Fama: Wanda Johnson

Nasz patronat

Koncert otwarcia SBF 2024 – ZALEWSKI, support Noa & The Hell Drinkers (ES) – 11 lipca

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Mike Greene, David Price, Łukasz Wiśniewski zagrali w kawiarni Fama w ramach cyklu Blues Fama. Acoustic Trio, czyli folkowy głos, stalowy kontrabas i jednoosobowy harmonijkowy atak.

Koncert podzielony został na dwie części i w sumie, razem z bisami, trwał grubo ponad dwie godziny. Najlepszym dowodem na to, że muzyka jaką zaproponowali trzej panowie przypadła do gustu słuchaczom jest fakt, że sala do ostatniego bisu pozostała wypełniona. A to z pewnością nie lada wyczyn wobec nieznośnie wysokiej temperatury panującej na sali i niezbyt wygodnych krzeseł (ta ostatnia uwaga nie dotyczy tych którzy siedzieli na miękkich pufach).

Wszystko co działo się na scenie wyglądało na radosną i beztroską zabawę na luzie – żadnej set listy pieczołowicie mocowanej na podłodze, żadnych nieporozumień czy nerwowego wertowania „kwitów” - Mike Greene przed każdym utworem informował kolegów co będzie grane a „Wiśni” dodatkowo podrzucał tonację a wszystko przebiegało niezwykle sprawnie – po prostu profesjonalnie.

Niezbyt często w Białymstoku a i zapewne w Polsce też, słuchacze mają okazję obcować z takim repertuarem. Najważniejsze jak dla mnie – mało ogranych do bólu coverów i odważne sięganie głęboko w amerykańską tradycję muzyczną. Warunki głosowe Mike Greene predystynują go raczej do repertuaru folkowo-countrowego i tak w istocie było bo taki właśnie styl przeważał podczas piątkowego koncertu. Nie był to oczywiście bluegrass ale raczej takie piosenki dla kierowców wielkich ciężarówek. Oczywiście nie zabrakło też i bluesa. W „Walkin’ Blues” Mike Greene zdecydował się w końcu na pierwszą solówkę i to slidem ale dopiero po 40 minutach koncertu. Był też znany z „dwójki” Led Zeppelin klasyk Sonny Boy Williamsona „Bring It On Home” i „Smokestack Lightning” Howlin’ Wolfa z obowiązkowym wilczym zawodzeniem, no i nieśmiertelne „Nobody Knows You When You're Down And Out”. Jednak jakby wszystko skrupulatnie podliczyć przeważał repertuar countrowo-folkowy i wcale nie należy traktować tego jako zarzutu.

David Price grał na kontrabasie o stalowym pudle rezonansowym. Brzmiało to bardzo dobrze a wyglądało jeszcze lepiej (ach te odbicia światła od metalicznej powierzchni). Mike Greene był jedynym wokalistą, gitarzystą ale i mandolinistą tego wieczora. W sumie aż cztery utwory zagrał na mandolinie. O Łukaszu Wiśniewskim można pisać bez końca. W Acoustic Trio obarczono go wyłącznie instrumentalnymi zadaniami (niestety nie zaśpiewał, nawet w chórkach). Oczywiście gra na harmonijce. ALE JAK!! Bardziej to bliskie temu co robi w Hard Times niż w Blue Machine czy Harmonijkowym Ataku czyli akustycznie, spokojnie bez zbytniego elektrycznego wsparcia. Mikrofon na stojaku czyli obie ręce wolne co pozwala na zupełnie nieograniczone możliwości kreowania dźwięku przez umiejętne otwieranie i zamykanie dłoni. Ach, jak to co napisałem powyżej brzmi banalnie a jaki to daje nieziemski efekt na scenie przekonał się tylko ten, kto to zobaczył. Tak sobie pomyślałem, że dla samego obejrzenia i posłuchania „Wiśni” w akcji warto było na ten koncert przyjść. A jakby tego wszystkiego było mało Łukasz gra również na drumli, małych grzechotkach (ale to każdy potrafi) no i na ... ukulele. To nie pomyłka – to taka mała, hawajska gitarka. Co prawda używa jej tylko w jednym utworze ale i tak duże brawa za to dostał.

Na bis formacja zaprezentowała się w opcji, że tak powiem zwijającej się. Pierwszy utwór, czyli „Statesboro Blues” podany w wersji bliższej pierwowzorowi Blind Willie McTella niż tego bardziej znanego The Allman Brothers Band, zagrali we trzech czyli w komplecie. Kolejny czyli „Sittin' on the dock of the bay” Otisa Reddinga wykonał duet Greene-Price a na sam koniec Mike Greene solo zaśpiewał „Only A Hobo”.

Na koniec warto wspomnieć o nagłośnieniu. Od czasu generalnego remontu w klubie w tym zakresie jest po prostu rewelacyjnie. Miałem okazję słuchać w Famie wielu wykonawców z różnych muzycznych bajek (jazz, blues, post-rock, metal, rock, blues-rock) i za każdym razem było wybornie.

Nie pamiętam aż tak długiego koncertu w wykonaniu jednego wykonawcy, tym bardziej nie pamiętam aby publiczność dzielnie wytrzymała taki maraton. A skoro tak się stało oznaczać to może tylko jedno – był to wyjątkowy wieczór pełen pięknej muzyki wartej wielu przyziemnych wyrzeczeń.

 

Robert Trusiak, Białystok, Fama 11.05.2012

Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu: Blues Fama: Acoustic Trio: Mike Greene, David Price, Łukasz Wiśniewski