Nasz patronat

Blues Fama: Wanda Johnson

Nasz patronat

Koncert otwarcia SBF 2024 – ZALEWSKI, support Noa & The Hell Drinkers (ES) – 11 lipca

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Break on through to znaczy – otwórz oczy i dowiedz się, kim jesteś – tłumaczył Ray Manzarek (na zdjęciu z lewej) na koncercie Manzarek-Rogers Band w Ostrołęce. - Nazywaliśmy się The Doors, bo otwieraliśmy drzwi percepcji – przypominał i tłumaczył, czym zastąpić syntetyczne środki psychoaktywne.

- LSD jest zakazane, ale w waszych lasach rosną takie czerwone grzybki z białymi kropkami, u nas nazywaliśmy je „magicznymi grzybami” opowiadał pół żartem, pół serio Ray Manzarek. A z Sali szybko ktoś dopowiadał, że chodzi o poczciwe, acz trujące muchomory.

A po tej przemowie zaśpiewał „Kick” ze słowami „nie chcę więcej tego głupiego białego proszku”.

          

Dziś Ray Manzarek to 70-letni gentleman, ale inteligencją i poczuciem humoru może zakasować niejednego dziennikarza. Trzeba było widzieć, kiedy umierając ze śmiechu tłumaczył, że nie jest muzykiem klasycznym i nie musi ćwiczyć, bo… woli tworzyć.

Ale – najważniejszy był sam koncert. Ray Manzarek i Roy Rogers to dwie wybitne indywidualności. I dwa zupełnie różne style gry. Pełne ozdobników i bogatych harmonii frazy Manzarka znakomicie uzupełniały oszałamiające slidy Rogersa, który wręcz czarował cały gryf gitary, muskając rurką coraz to inne miejsce. Dawno nie widzieliśmy tak bliskiego, wręcz intymnego, kontaktu muzyka z instrumentem.

A Manzarek – delikatnie i bez odcinania kuponów – przypominał, że był w The Doors. Oddał też hołd Jimowi Morrisonowi solo grając instrumentalną wersję „The Crystal Ship”. I nic więcej.

Za to nie brakowało utworów z drugiego krążka Manzarek-Rogers Band – Translucent Blues. Wszystkie mniej lub bardziej nawiązują do stylistyki Doorsów, bo i ten zespół czerpał przecież z bluesa pełnymi garściami. A sam Manzarek bluesa usłyszał już jako młody chłopak.

Postawny mężczyzna zastanawiał się w rozmowie z radiem bluesonline.pl, że jego dziadek o swojsko brzmiącym nazwisku Kolenda (dziś takie nazwisko nosi komendant białostockiej straży miejskiej, sporo niższy od muzyka), uciekał przed poborem do carskiego wojska właśnie do Chicago.

Na koncercie obydwaj muzycy dowcipkowali. Samego siebie przeszedł Manzarek, kiedy widząc, że Roy Rogers sięga po nieco nowocześniejszy model gitary określił ją mianem bazooki, którą chętnie wymierzyłby w głowy Ruskich.

Na bis muzycy podarowali ostrołęckiej publiczności zaproszonej na koncert przez lokalne Radio Oko wspaniałą wersję „Riders on the Storm”. I wspomniał, że to utwór dedykowany Jimowi Morrisonowi i Pameli Curson - Romeo i Julii rock and rolla.

Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu: Manzarek-Rogers Band live in Ostrołęka 2012

Więcej wideo z koncertu wkrótce.