Duke Robillard, wielokrotny zdobywca tytułu najlepszego bluesowego gitarzysty, ceniony przez samego B.B. Kinga nagrał płytę będącą hołdem dla amerykańskiej muzyki z szaf grających z lat 50. XX wieku. To w nich rozbrzmiewały wydawane przez niewielkie firmy pierwsze, surowe jeszcze, hity rodzącego się rhythm and bluesa.

I taki jest krążek Low Down and Tore Up. Już początek, czyli "Quicksand" definiuje klimat płyty. Surowe, zarejestrowane w studiu podczas wspólnego grania brzmienie, Gord “Sax” Beadle dmący w wielkie saksofony i bawiący się muzyka klawiszowcy stanowią świetne uzupełnienie pełnego pasji głosu Robillarda.

"Train Fare Home" autorstwa Eddiego Taylora uzupełnia definicję płyty. To nieskrępowana radość z grania i wspaniałe porozumienie w studiu.

Nagranie "Mercy Mercy Mama" napisał Tampa Red w latach 40. A Robillard z zespołem podejmuje wyzwanie. W utworze główna rola przypada pianiście - Markowi McCabe i trzeba przyznać, że chyba udaje mu się zagrać w stylu sprzed 70 już lat.

"Overboard" Sugar Boy Crawforda to juz zupełnie zwariowane tempo z szaloną solówką saksofonu i zgiełkiem niemal nowoorleańskim. Świetny wehikuł czasu.

"Blues After Hours" Pee Wee Craytona to popis instrumentalnego bluesa w wolnym tempie. Gitara Robillarda jest surowa, gorąca i mięsista. Skontrastowano ją z dźwięczącymi tonami pianina, ale to wygrywane na strunech z pogłosem dźwięki prowadzą słuchacza za rękę wprost do... sypialni?

Za to "Want Ad Blues" rusza z kopyta. Duke nie stara się nasladować Johna Lee Hookera, ale jego interpretacja nie odbiega od myśli wielkiego czarnego bluesmana. To oszczędna, ale emocjonalna gra wytrawnego gitarzysty.

"Do Unto Others" Dave Bartholomewa kontynuuje wycieczkę w krainę powojennej Ameryki. A niezbędna doza swingu nadaje kompozycji lekkości i tempa.

“It’s Alright” Jimmy McCracklina to już klasyczny slow blues z fantastycznie brzmiącym saksofonem. Riffy i zatrzymania tempa, frazy piana i pływające akordy gitary tworzą naprawdę klimat sprzed 60 lat. Jakby z jazzowego klubu gdzieś o 3 nad ranem.

"Let Me Play With Your Poodle" Whittakera to następne pełne swingu boogie. I znów mamy w tle szalejące piano, z mocnym ostinato granym lewą ręką i świetną gitarą podkreślającą jedynie zamysł kompozytora.

"Tool Tag Boogie" to następny instrumentalny utwór w zestawie, tym razem autorstwa Elmore Jamesa. Tu także Robillard pozwala pierwsze skrzypce zagrać saksofoniście, który świetnie bawi się brzmieniem swojego instrumentu i pulsuje riffami, kiedy pianista ma ochotę poszaleć.

Za to "What's Wrong" mogłoby z pewnością pojawic się w slawnym filmie Blues Brothers. Klasyczny chicagowski blues pełen przestrzeni, zatrzymań, o wyraźnych riffach i oszczędnych bębnach lśni na krążku. Duke rewelacyjnie interpretuje pieśń Sugar Boy Crawforda, a cały zespół brzmi jak świetna klubowa machina do wyciskania emocji.

"I Ain't Mad At You" to następne genialne boogie. W dodatku tu już zespół dośpiewuje Robillardowi chórki. Po prostu czysta radość z grania i nie mniejsza ze słuchania.

Za to "Twelve Year Old Boy" Mela Londona to kolejny wolny blues. Tu saksofon świetnie wchodzi w dialog z wokalistą, a pianista dogrywa bogate w ozdobniki, gęste od nut frazy.

"Later For You Baby" Eddiego Jonesa to znakomite zakończenie płyty. Przypomina o duchu krążka i o latach, kiedy każde nagranie było nowścią.

Duke Robillard składa hołd muzyce, którą słyszał w dzieciństwie i trzeba przyznać, ze ma nie tylko świetną pamięć ale i wyczucie stylu. Dobra porcja stylowego grania, dla wszystkich fanów surowego elektrycznego bluesa ze sporą domieszką nie tylko fortepianowego boogie.