Hard Times, cudowne dzieci polskiego bluesa, zagrały wyśmienity koncert w niewielkim pubie 6-ścian. Położony na piętrze starej kamienicy przy Warszawskiej lokal staje się mekką bluesmanów, nie tylko z Polski.
Trzeba przyznać, że także koncert Hard Times, gdyby nie język zapowiedzi, mógłby się wydawać porcją bluesa granego przez białych z dowolnego zakątka kuli ziemskiej. Znakomity angielski Łukasza Wiśniewskiego i wspólne u całego tria wyczucie frazy i esencji bluesa i muzyk podobnych pozwala im grać na naprawdę światowym poziomie.
Łukasz Wiśniewski doskonale zdaje sobie sprawę, że mimo iż od dłuższego czasu Polska jest w NATO i w Unii Europejskiej warto czasem zaśpiewać coś po polsku. Zabawne teksty i chwytliwe melodie oparte o bluesowe schematy - to podstawa takich kompozycji. Jak przystało na koncert klubowy - nie zabrakło też starszych i nowszych coverów - od takich, które elektryzowały i młodziutkich The Rolling Stones po niezatapialne "St James Infirmary", które porusza chyba nawet umarłych. W wersji Łukasza Wiśniewskiego, z jego niskim, dobitnym głosem, robi szczególnie ostateczne wrażenie.
Ale Hard Times to przecież niezwykle wesoła kompania. Choćby Marcin Hilarowicz, który z posępnym dość obliczem wykonuje karkołomne palcówki w stylu flamenco na swojej gitarze okazał się być wirtuozem cajun. Wciągnął w swoje granie publiczność, apotem zostawił ją z otwartymi ustami daleko w tyle, gdy eksplodował niezwykłą szybkością i gęstością wybijania rytmu.
Piotr Grząślewicz tradycyjnie już oprócz gitary, gra na banjo, mandolinie, widać że szarpanie strun najróżniej nastrojonych i dobranych w nietypowe zestawy jest dla niego i wyzwaniem i zabawą, robi to bowiem z dużą lekkością i znacznie większą radością.
Kto z festiwalowiczów czuł niedosyt bluesa po koncercie gospel na Jesieni z Bluesem, w pubie 6-ścian znalazł swoją muzykę i swoich ludzi na właściwym miejscu. A ileż osób w ten deszczowy wieczór wyszło z domów tylko dla Hard Times. Pełen szacunek.
Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu: Hard Times w pubie 6-ścian